Gokart na sterydach - Mini Cooper JCW
Jaś Fasola. Któż z nas nie zna tej sympatycznej i zabawnej postaci granej przez angielskiego aktora Rowana Atkinsona. Zapewne pamiętacie też jego nieśmiertelnego Mini Coopera który posiadał nowoczesny system antywłamaniowy w postaci zdejmowanej kierownicy oraz drzwi zamykanych na kłódkę. Tym razem w moje ręce trafiła współczesna odmiana tego miejskiego autka. Niestety w opisywanym egzemplarzu zabrakło wyżej wymienionych zabezpieczeń antywłamaniowych, jednak wersja z którą miałem przyjemność obcować posiada coś o wiele bardziej interesującego.
Ostatnimi czasy Mini dość mocno zaszalało ze swoimi modelami. Najnowsze dziecko, tej właściwie niemieckiej marki z angielską duszą, czyli Countryman oraz zaprezentowany w 2007 roku Clubman co prawda dumnie noszą skrzydlaty znaczek na swoich maskach, jednak symbolem Mini chyba już na zawsze pozostanie model Cooper.
Mini Cooper jest tak naprawdę autem o wielu twarzach. Dla jednych będzie on idealnym, "gadżeciarskim" i gustownym autkiem miejskim, inni docenią jego świetne osiągi oraz niebanalne prowadzenie, szczególnie w wersji ”S”, natomiast na widok wersji Cabrio z rozkładanym, płóciennym dachem większości przedstawicielek płci pięknej miękną serca.
Jeśli ktoś nie lubi lansu i wiatru we włosach, a Mini Cooper S jest dla niego samochodem zbyt wolnym, wcale nie musi udawać się do salonu innej marki. Zawsze może wybrać specjalną, ponad 211-konną wersję oznaczoną jako John Cooper Works, czyli w skrócie JCW.
Z zewnątrz ten model nie różni się zbyt wiele od swojego nieco słabszego brata. Większy spojler dachowy, aluminiowe felgi o innym wzorze, porozmieszczane w różnych, czasami dziwnych miejscach znaczki ”Works” oraz zaciski hamulcowe pomalowane na wściekle czerwony kolor zdradzają nam że pod maską tego samochodu z pewnością nie pracuje dychawiczny silnik diesla.
O samym wyglądzie tego auta powiedziano już chyba wszystko jednak według mnie największym komplementem jest fakt iż według wielu osobistości, BMW udało się w doskonały sposób wskrzesić tą legendarną markę co nie zawsze jest takie proste. Dodam jeszcze że czerwony kolor lakieru wraz z 18-calowymi felgami polakierowanymi na czarno sprawia że auto zwraca na siebie uwagę i czasami wzmaga chęć rywalizacji u innych użytkowników dróg.
Pomimo że nie należę do osób przesadnie szczupłych, a pojęcie anoreksji jest mi obce, bez problemu zajmuję miejsce na fotelu kierowcy. Wbrew pozorom wnętrze Mini Coopera nie jest tak bardzo klaustrofobiczne, a na przednich siedzeniach wygodnie będzie nawet osobom powyżej 180 cm wzrostu. Oczywiście o tylnej kanapie można powiedzieć tylko tyle, że jest i co najwyżej może ona posłużyć jako miejsce dla jamnika, ale pod warunkiem, że posadzimy naszego pupila bokiem do kierunku jazdy. Ewentualnie możemy tam umieścić bagaże, które jakimś dziwnym trafem nie zmieściły się do 160-litrowego bagażnika.
Wnętrze ”Miniacza” jest delikatnie mówiąc ekstrawaganckie. O wielkim prędkościomierzu umiejscowionym na konsoli środkowej krążą już legendy. O jego czytelności, a dokładniej o jej braku także napisano już chyba setki stron w różnych artykułach motoryzacyjnych. Zapewne gmerając jeszcze bardziej w zakątkach kabiny Coopera można by znaleźć więcej bardziej lub mniej praktycznych rozwiązań, jednak jednego całemu wnętrzu Mini nie można zarzucić – niepowtarzalnego stylu oraz wspaniałej atmosfery. To właśnie ten przeogromny prędkościomierz, ”lotnicze” przełączniki, czy chociażby dywaniki pomalowane w biało-czarną szachownice dodają uroku temu autu. A że czasami cierpi na tym funkcjonalność? Kto tak naprawdę by się tym przejmował!
Przyznam szczerze, że oczarowała mnie konfiguracja wnętrza egzemplarza widocznego na zdjęciach. Nie zapominajmy jednak, że mamy do czynienia z najmocniejszą wersją Coopera, czyli John Cooper Works, a to co w tej odmianie jest najważniejsze kryję się pod maską. Jednostka napędowa o pojemności 1.6 litra wspomagana kompresorem generuję moc równą 211 KM oraz moment obrotowy wynoszący 260 Nm. W opisywanym aucie po kilku drobnych modyfikacjach moc silnika wzrosła do około 230 KM. Sprint do pierwszej ”setki” zajmuje temu ważącemu 1130 kg maluchowi nieco ponad 6 s. jednak tym co robi największe wrażenie na kierowcy jest szeroko pojęte prowadzenie i zachowanie auta na drodze.
Jeśli nie było wam dane jeździć żadnym modelem Mini, ale mieliście przyjemność prowadzić gokarta wrażenia z jazdy Worksem są bardzo podobne. Świetnie zestrojony układ kierowniczy oraz m. in. wielowachaczowe tylne zawieszenie sprawiają, że auto prowadzi się jak po sznurku i jest bardzo przewidywalne. Szybkie ruchy kierownicą, nagłe zmiany kierunku jazdy, ciągłe wciskanie pedału gazu w podłogę nie robią na Mini większego wrażenia. Za każdym razem czujemy się jakbyśmy tworzyli jedność z maszyną, która idealnie i precyzyjnie wykonuje każde nasze polecenia.
Jazda tym samochodem naprawdę potrafi uzależnić, ale stawia także wyzwanie zdrowemu rozsądkowi. Być może nie powinienem się do tego publicznie przyznawać, ale jakoś nie potrafię jeździć tym autem z dopuszczalnymi prędkościami. Zawsze tam gdzie jest choć trochę wolnego miejsca pokusa wciśnięcia pedału gazu do podłogi jest ogromna. Mini ma w sobie to coś co sprawia, że zawsze mamy ochotę w pełni korzystać z jego zwinności, świetnych osiągów i niebagatelnego prowadzenia. Oby tylko wspomniany wcześniej zdrowy rozsądek w porę dał o sobie znać.
Jak zatem podsumować to auto? Mini jakie jest każdy widzi. Dla jednych jest to obiekt kultu, dla innych z kolei niepraktyczny, ekstrawagancki i drogi gadżet. Prawda jak zwykle leży gdzieś po środku, natomiast jedno nie ulega wątpliwości - Mini Cooper JCW jest samochodem niepowtarzalnym, bardzo szybkim i niestety rzadko spotykanym na naszych drogach. A co z Jasiem Fasolą? Jeśli powstałaby współczesna wersjach filmików z tym sympatycznym Anglikiem, niech omija on model Works z daleka. Znając flegmatyzm i nieporadność tej sympatycznej postaci, te wściekłe Mini skończyłoby swój żywot na pierwszym lepszym drzewie.