Ford S-Max - Międzymiastowy
Wcześniej czy później każdy młody i gniewny kierowca studzi swą gorącą głowę, nabiera dystansu do wszystkiego, zakłada rodzinę, dorabia się dzieci, codziennych problemów i zaczyna się trzymać bliżej prawego pasa drogi i życia. Dla takich "tatusiów" wymyślono wielkie jednobryłowe vany formatu Galaxy, Espace, czy Sharan. A co z "tatusiami" z wciąż gorącą głową, która myśli, że nadal ma 20 lat?
Dla nich Ford przygotował bardzo specjalne auto. Pojemne, a nawet 7-osobowe – jednak o dynamicznej bryle nadwozia. Funkcjonalne – jednak ze smaczkami stylistycznymi, które odwracają uwagę od schowków i uchwytów. Ciężkie – lecz z mocnym silnikiem, który pozwala na odrobinę szaleństwa. Komfortowe – lecz z możliwością utwardzenia zawieszenia. Taki jest S-Max, model pozycjonowany gdzieś pomiędzy C-Maxem a Galaxy, choć rozmiarowo zdecydowanie bliżej tego ostatniego a technologicznie dzielący sporo z Mondeo IV generacji. Branża doceniła ten pomysł już rok po debiucie, dając temu modelowi tytuł Auta Roku 2007, ale Ford nie spoczął na laurach i od tego roku proponuje nam zmodernizowaną wersję swojego sportowego krążownika.
Po metamorfozie przedni zderzak jest niższy, szerszy i ozdobiony światłami LED a grill ma nowe obłe kształty i jest otoczony chromowaną ramką. Tył auta zmienił się jeszcze bardziej: w lampach znalazło się miejsce na atrakcyjny LEDowy wzór, a sama lampa powiększyła się do monstrualnych rozmiarów zachodząc na boki auta w takim stopniu, że więcej jej jest z boku niż z tyłu auta. Kto modnemu zabroni? Warto wspomnieć, że w tym samym czasie został odświeżony również model Galaxy, którego tylne lampy przy tym prawie się nie zmieniły. Nic dziwnego – „tatusiowie” na prawym pasie nie potrzebują ekstrawagancji. Ci na lewym - owszem.
Kilka innych zmian, takich jak większy spojler czy nowy zderzak dodają autu dynamiki, wpisując się idealnie w termin „kinetic design”, czyli zasady stylistyczne wymyślone przez Forda w 2006 roku i seryjnie zastosowane po raz pierwszy właśnie w modelu S-Max (gwoli ścisłości, wcześniej był koncepcyjny Ford Iosis). Dzięki opadającej linii dachu auto jest nasączone sportowym charakterem i nie wygląda jak „dostawczak”. Dodatkowego uroku dodają mu stylistyczne smaczki, takie jak przejęte z pierwowzoru otwory za przednimi nadkolami, mające przypominać skrzela rekina czy wyraźnie zarysowane nadkola, dodające sylwetce ostrości i muskularności.
Wnętrze auta także zmieniło się na plus. Katalog obiecuje nowe kolory, materiały, bardziej miękkie plastiki oraz lepsze audio i rzeczywiście - pierwsze wrażenie jest bardzo pozytywne, plastiki są miękkie i przyjemne w dotyku, a wykończenia w stylu polerowanego aluminium obficie dekorują wnętrze, nadając mu nowoczesnego połysku. Interesującym elementem stylistycznym jest dźwignia hamulca ręcznego, wykonana w stylu znanym czy to z samolotów czy z motorówek… w każdym razie nie z pojazdów lądowych – na szczęście w praktyce jej obsługa niczym się nie różniła od klasycznych dźwigni. Kierowcę i pasażerów urzekną takie praktyczne dodatki jak bezkluczykowe uruchamianie silnika, dotykowa nawigacja, elektrycznie regulowane klimatyzowane fotele z przodu, ostrzeganie przed innym pojazdem w martwym polu czy doświetlanie zakrętów. O komfort i przyjemność jazdy dbają ogromny szklany dach, LEDowe podświetlenie w podsufitce a także lotnicze stoliki w oparciach przednich foteli. Pozostając przy fotelach – S-Max byłby bardziej „S”, gdybym siedział w nim odrobinę niżej ale fotele nie przewidują chyba, że wgramoli się na nie 2-metrowy kierowca.
Czy ma sens szersze opisywanie wrażenia przestrzeni w aucie, którego pojemność bryły wynosi pięć metrów sześciennych? Powiem tylko, że w środku jest dużo miejsca. W każdą stronę. Z tyłu przy mocno odchylonych i odsuniętych przednich fotelach miejsca było jeszcze tyle, abym sam za sobą usiadł. Nie – rozsiadł się wygodnie. I o to nam, głowom rodziny, chodzi - prawda? Aby nie narzekały dzieci ani teściowa a 3 foteliki dało się ustawić obok siebie. Najwyższa nota za przestrzeń, ale także za sposób jej organizacji. Wszystkie fotele są osobne, a więc osobno się regulują, a duże drzwi prowadzące na tylną kanapę otwierają się szeroko, ułatwiając wsiadanie i wysiadanie.
Jest jednak jedna sezonowa wada dużej przestrzeni wewnątrz pojazdu: ogrzanie go z niewielkiego nawet mrozu do przyjemnej dodatniej temperatury zajmuje wieczność. W mieście oznacza to, że kierowca całą zimę będzie jeździł w rękawiczkach i czapce i to mimo dodatkowych nawiewów w słupkach B, skierowanych na pasażerów tylnej kanapy. Kierowcę i pasażera z przodu trochę ratują ogrzewane fotele, jednak dzieci z tyłu nie miały ogrzewanych fotelików, a więc musiały znosić podróż jak w igloo na kółkach.
Dzięki dużej powierzchni przeszklenia widoczność jest na dobrym poziomie. Proces parkowania wspomagają oczywiście czujniki, zainstalowane zarówno z przodu jak i z tyłu pojazdu, jednak kilka spraw do załatwienia w centrum Krakowa szybko ochłodziło moje optymistyczne nastawienie do uniwersalności tego krążownika. Auto stara się być tak zwrotne jak to możliwe, jednak wymiary nadwozia robią swoje, a duży rozstaw osi daje wynik niemal 12 metrów średnicy zawracania między krawężnikami. Manewrowanie w ciasnych uliczkach jest karkołomne, a znalezienie miejsca do parkowania jest o wiele trudniejsze niż w przypadku choćby kompaktów. Jest jeszcze jeden czynnik, dla którego miasto i S-Max nie do końca się lubią. To niemal 1,7 tony masy własnej, którą na każdych światłach trzeba wyhamować a później ponownie rozpędzić. Jadąc bardzo spokojnie, udało mi się osiągnąć wynik rzędu 8 litrów, jednak zwiększenie dynamiki jazdy sprawia, że spalanie ląduje w okolicach 10 litrów/100km.
Zmiany w S-Maxie objęły również niemal całą gamę jego silników. Auto stało się bardziej dynamiczne nie tylko w obiektywie, ale także i podczas jazdy. Zniknęły słabsze jednostki wysokoprężne o pojemności 1,8 litra, a 2-litrowy silnik TDCi do poprzednich odmian 115- oraz 140 konnych otrzymał dodatkowo wzmocnioną wersję 163-konną z momentem obrotowym o wartości 340Nm. Wersja 2.2 TDCi także została wzmocniona do 200 koni mechanicznych i 420 Nm. Dla miłośników benzyny pojawiła się „zielona” jednostka 1,6 EcoBoost o mocy 160 koni. Pozostałe silniki mają pojemność 2-litrów i moc od 145 do nawet 240 KM w wersji turbodoładowanej.
Prawie wszystkie silniki seryjnie idą w parze z 6-biegową skrzynią mechaniczną, a dla zwolenników automatów Ford oferuje swoją firmową, 6-biegową, 2-sprzegłową skrzynię PowerShift. Można ją dokupić do dwóch mocniejszych 2 litrowych benzyn oraz diesli i jeśli nie jesteś ortodoksyjnym miłośnikiem przekładni manualnych, to wybierz się na jazdę testową autem z tą skrzynią biegów –nie zawiedzie Cię - jest szybka, a przy tym zmienia biegi łagodnie i bez szarpania. Nie potrzebuje też wieczności, aby zredukować parę biegów w dół. Jednym słowem, Ford dołącza do klubu producentów – posiadaczy dobrej 2-sprzęgłowej skrzyni biegów w swojej ofercie.
Auto testowe było wyposażone w taką właśnie przekładnię PowerShift, połączoną z silnikiem Diesla o mocy 163 koni. Pierwsze pozytywne wrażenie po wciśnięciu przycisku POWER, uruchamiającego silnik, to bardzo dobre jego wyciszenie. Przy spokojnej jeździe auto nie zdradza jednostki wysokoprężnej ani odgłosami ani wibracjami - dopiero zdecydowane wciśnięcie pedału gazu pozwala rozpoznać charakterystyczne odgłosy diesla pod maską. Dzięki sporemu momentowi obrotowemu silnik bez większego problemu radzi sobie z vanem, zapewniając przyśpieszenie do 100 kmh w czasie 10,2 sekundy. Nie jest to wynik godny sportowca, ale pamiętajmy, że mamy do czynienia z potężnym vanem. Moc 163 koni jest wystarczająca do sprawnych przyśpieszeń bez zbędnych redukcji i to przy każdej dozwolonej prędkości. Nie należy jednak oczekiwać sportowych wrażeń po wdepnięciu gazu w podłogę, ponieważ zwiększa to głównie poziom hałasu, nie przekładając się na bardziej zdecydowane przyśpieszenie. Winna jest ponownie spora masa pojazdu, która stawia opór przy rozpędzaniu, w zamian oferując przynajmniej możliwość przejechania z rozpędu pary przecznic bez dotykania gazu. Jeśli więc nastawiasz się, że S-Max to przede wszystkim Sport, to możesz odnieść wrażenie, że połączenie tego silnika z S-Maxem jest jak niskoprocentowe whisky… Da się „wstawić”, jednak to potrwa. Na szczęście zarówno wśród diesli jak i benzyn są pozycje, które dostarczą Max-ymalnie S-portowych wrażeń, musisz tylko się zdecydować na czym Ci bardziej zależy. Ten silnik najlepiej się czuje przy przyśpieszeniach nie wymagających redukcji, co w połączeniu z dużą masą i rozstawem osi idealnie sprawdza się na długich trasach, gdzie to auto dostarczy kierowcy najwięcej przyjemności i komfortu.
Auto chętnie podąża za wskazaniami kierownicy a fenomenalne zawieszenie ucieszy każdego kierowcę, niezależnie od tego czy woli komfortowe czy twarde ustawienia. Dzięki systemowi IVDC, który pozwala kierowcy na sterowanie ustawieniami amortyzatorów, auto może w kilka sekund przeistoczyć się z luksusowej komfortowej kanapy, zdolnej do niemal całkowitego połykania spowalniaczy, w twardy wóz sportowy, informujący kierowcy o każdym pęknięciu na asfalcie. W ustawieniu Sport kierowca może zapomnieć o typowym dla vanów wysokim środku ciężkości i pokonywać zakręty ze sportowym zacięciem bez obaw o nieprzyjemne przechyły nadwozia. Warto się zastanowić nad dokupieniem tej opcji.
Cena Ford S-Max w wersji z 163-konnym dieslem i przekładnią PowerShift to wydatek 133,100 zł. Kwota nie jest mała, jednak klient płaci za imponującą wielkość i hojne wyposażenie a nie za samo logo na grillu, jak to bywa u konkurencji.
Wygląda na to, że Fordowi udało się jeszcze bardziej ulepszyć udany model, który mimo nawet 7 miejsc w środku myśli przede wszystkim o przyjemności z jazdy dla kierowcy. Oczywiście S-Max nie zastąpi mu modelu z oznaczeniem ST, jednak swoim sportowym charakterem nie pozwoli przespać życia na prawym pasie.
Plusy:
+ pojemne i funkcjonalne wnętrze
+ udane zmiany stylistyczne po faceliftingu
+ doskonałe zawieszenie i skrzynia biegów
+ dobrze wyciszony silnik
Minusy:
- kłopoty ze zwrotnością z mieście
- powolne nagrzewanie się w zimie