Ford S-Max 2.0 TDCi Titanium - praktycznie dynamiczny
Minivany są praktyczne, ale ich producenci coraz częściej starają się dodać do nich inne wartości. Ford z S-Maxem próbuje zagrać na naszych emocjach, odwołując się do samochodów sportowych. Czy kupi nas w ten sposób?
Jeśli mielibyśmy wierzyć sloganom reklamowym, to okazałoby się, że na tym świecie nie ma już zwykłych samochodów. Każdy jest sportowy lub chociaż dynamiczny. A już na pewno wszystkie są oszczędne. Samochody możemy jednak oceniać choćby na podstawie wyglądu czy sposobu prowadzenia. Wygląd Forda S-Max może zapowiadać sportowe osiągi, ale czy nie na wyrost?
Być jak Aston
Ford, wraz z wprowadzeniem nowej stylistyki do swoich modeli, naraził się na porównania do szlachetnego Astona Martina. Nie wczoraj, bo cała nowa linia modelowa wyposażona jest w chromowany grill, podobny do tego z angielskiego „konkurenta”. Oczywiście to tylko żarty. Raczej nikt nie próbowałby tworzyć poważnego porównania samochodów o kompletnie innym przeznaczeniu i cenie.
Od frontu spojrzą na nas złowrogie reflektory, z boku zainteresują eleganckie przetłoczenia i masywne nadkola, a z tyłu bardzo szerokie, zachodzące na boki lampy. Prezentuje się to bardzo dynamicznie - jak na minivana. Sportowe zacięcie mają podkreślać podwójne końcówki układu wydechowego.
Będąc jeszcze na zewnątrz, muszę zwrócić uwagę na te tylne lampy. Po obu stronach, w dokładnie tym samym miejscu… zaczęły parować. W nowym samochodzie. Może to tylko ten egzemplarz.
Prawie jak w Mondeo
Zajmując miejsce w środku, nie mam wątpliwości, że siedzę w Fordzie. Deska rozdzielcza bardzo przypomina tę z Mondeo. I tak, jak w Mondeo - mogę ją przede wszystkim pochwalić za matowy plastik, który jest nieco trwalszym rozwiązaniem niż elementy z plastiku lakierowanego. Co nie znaczy, że tych drugich zabrakło, ale jest ich znacznie mniej. Gdzieniegdzie ujrzymy aluminiowe dekory, ale mimo wszystko dominuje tu plastik. Wnętrze jest przyzwoicie spasowane - oczywiście tworzywo musi czasem zaskrzypieć pod naciskiem, ale w trakcie jazdy nic nie będzie odwracać naszej uwagi.
W centralnej części kokpitu czeka na nas 8-calowy ekran systemu SYNC 2. Wyświetla bardzo dużo informacji naraz, ale nie jest to kompletnie nieczytelne. Kiedy wiesz, gdzie patrzeć, możesz nawet docenić starania Forda, który chce byś jednocześnie wiedział dokąd jedziesz, jakiej muzyki słuchasz i jaką temperaturę ustawiłeś. Szkoda tylko, że nie możemy obsługiwać tego systemu za pomocą fizycznego kontrolera - dotyk nie zawsze się sprawdza na polskich drogach. Obsługa głosowa też nas nie ratuje - dostępna jest tylko w języku angielskim.
Przednie fotele mogą być podgrzewane, wentylowane lub… wyposażone w funkcję masażu. Ten ostatni dodatek zaczyna na dobre zadomawiać się w autach różnych segmentów. Tego typu fotel wykorzystuje 11 poduszek pneumatycznych do masażu górnej i dolnej części pleców, ale też pośladków i ud. Pozycja za kierownicą nie przypomina zbytnio tej z minivanów - siedzimy dość nisko, a mocno wyprofilowane boki pomagają utrzymać ciało w zakrętach.
Standardem jest tu system audio z dziewięcioma głośnikami, ale z pakietem Premium dostajemy radio DAB i 12 głośników. Do Forda S-Max możemy też zamówić automatyczną, 3-strefową klimatyzację, podgrzewane koło kierownicy czy panoramiczny dach. Ciekawostką jest dodatkowa elektryczna nagrzewnica - to standard w każdej wersji, choć niedostępny dla silnika 2.0 EcoBoost. Za 6500 zł możemy do tego silnika dokupić ogrzewanie postojowe - z innymi będzie to 5800 zł.
Minivana kupujemy dlatego, że ma być praktyczny. W S-Maxie czeka na nas tradycyjny „schowek na rękawiczki”, ale też schowek w podłokietniku, spore kieszenie w drzwiach i schowek na szczycie deski rozdzielczej. Największym „schowkiem” jest oczywiście bagażnik. Standardowo powinien pomieścić 700 l, ale jeśli złożymy oparcia siedzeń drugiego i trzeciego rzędu, uzyskamy przestrzeń do 2020 litrów. Jeśli jednak rozłożymy wszystkie siedzenia, bagażnik skurczy się do zaledwie 285 litrów. Siedzenia możemy przesuwać, co według Forda ma pozwolić ułożyć je w 32 różnych konfiguracjach. Klapa bagażnika podnoszona jest elektrycznie z możliwością otworzenia poprzez przesunięcie stopy pod zderzakiem.
To jak z tym sportem?
Ford S-Max próbuje nas przekonać, że jest w nim odrobina „sportu”. Dostępna paleta silnikowa mogłaby nas w tym przekonaniu utwierdzić. Najmocniejsza jednostka benzynowa 2.0 EcoBoost rozwija niezłe 240 KM, ale diesle nie pozostają jej dłużne - najmocniejszy silnik wysokoprężny osiąga 210 KM przy pomocy dwóch turbosprężarek. Najsłabszym dieslem będzie 120-konne 2.0TDCi, a najsłabszą „benzyną” - 150-konny 1.5 EcoBoost.
Prowadzenie poprawi napęd na obie osie, ale - uwaga - nie możemy go dostać w najmocniejszych wersjach. Występuje tylko z silnikami Diesla o mocy 150 i 180 KM. W tym pierwszym tylko z manualną skrzynią biegów, w drugim tylko z automatem.
My przetestowaliśmy wersję 2.0 TDCi o mocy 180 KM, ale w wydaniu z napędem na przednią oś. Maksymalna moc osiągana jest przy 3500 obr/min, a moment równy 400 Nm przejawia się w wąskim zakresie - od 2000 do 2500 obr/min. Prędkość maksymalna powinna wynieść 208 km/h, a przyspieszenie od 0 do 100 km/h zabiera 9,5 s. To, oczywiście, w zestawieniu z dwusprzęgłową, automatyczną skrzynią biegów PowerShift.
Co można powiedzieć o prowadzeniu S-Maxa? Jest zaskakująco dobre. Ford wie, jak zbudować dobrze jeżdżący samochód i zaklął trochę tej swojej magii w rodzinnym minivanie. Układ kierowniczy stawia przyjemny opór i pozwala dokładnie celować w szczyty zakrętów, nadwozie nie przechyla się zbytecznie w łukach, a duży moment obrotowy pozwala bezstresowo wyprzedzać. Jechałem z Warszawy do Krakowa w czasie, kiedy niespodziewanie spadł śnieg. Ruch drogowy praktycznie sparaliżowany - na drodze ekspresowej nikt nie przekraczał 70-80 km/h, niektórzy woleli zwolnić do 50 km/h. W S-Maxie czułem się całkiem pewnie, ale zdecydowanie lepiej byłoby, gdybym miał do dyspozycji napęd na cztery koła. 400 Nm na przednich kołach bardzo lubi zrywać przyczepność, jeśli asfalt jest mokry, a co dopiero, kiedy jest zaśnieżony. Mimo wszystko - prowadzenie Forda S-Max jest naprawdę przyjemne. Kierowca może nie czuć się więźniem racjonalnego wyboru, bo ten racjonalny wybór potrafi wnieść uśmiech na jego twarz. A jeszcze można dokupić sportowe zawieszenie!
Skrzynia biegów pracuje szybko w trybie sportowym i płynnie w trybie normalnym. Mam jednak zastrzeżenia co do ergonomii. Prawie zawsze ruszając z miejsca, ruszamy w trybie „S”. Z przyzwyczajenia naciskamy przycisk na dźwigni zmiany biegów i ciągniemy ją do samego dołu, a tam właśnie czeka na nas szybszy program automatu. Trzeba wyczuć moment, w którym powinnismy ten przycisk puścić - wtedy zatrzymamy się na „D”, a „S” zostawimy na odpowiednie okazje.
Sportowe niestety jest też spalanie. W silniku Diesla - owszem, w dużym samochodzie, ale zawsze - 7 l/100 km na trasie to raczej sporo. Jadąc bardzo spokojnie, zejdziemy do 5,5-6,5 l/100 km, ale na autostradzie, przy prędkości 140 km/h, zużycie paliwa znów wzrasta - do 8,3 l/100 km. W mieście wyniki wahają się w przedziale od 7,4 do 12,1 l/100 km - w zależności od tego, jak ciężką mamy nogę.
Emocje w minivanie
„Sportowe” minivany można traktować z przymrużeniem oka, ale okazuje się, że stworzenie takiego samochodu jest możliwe - a bardzo dobrym przykładem jest tu właśnie Ford S-Max. Jest wystarczająco szybki, potrafi dawać radość z jazdy, a do tego pomieści mnóstwo bagażu i nawet 7 osób. Mógłby z powodzeniem zastąpić w rodzinie SUV-a, jeśli dokupimy do niego napęd na obie osie. W końcu klienci rzadko kiedy wykorzystują wyższy prześwit, a tego typu napęd traktują raczej jako dodatkową gwarancję bezpieczeństwa. I tutaj ją otrzymują - z efektownym wyglądem w cenie. Szkoda, że najmocniejsze jednostki oferowane są tylko z napędem na przednią oś, ale umówmy się - napęd 4x4 to i tak mały odsetek sprzedaży. A 180 KM to nadal niemało.
Ford S-Max występuje tylko w dwóch wariantach wyposażenia - Trend i Titanium. W tańszej wersji standardem są 17-calowe stalowe koła, tylne światła LED, elektrycznie sterowane i podgrzewane lusterka, automatyczna klimatyzacja dwustrefowa, radio z 8. głośnikami, przednie fotele w stylu sportowym i elektrycznie sterowane szyby. Titanium to już 17-calowe felgi aluminiowe, światła do jazdy dziennej LED, podgrzewana przednia szyba i dysze spryskiwaczy, światła drogowe Glare-Free, czujnik deszczu, radio z Ford Sync, tempomat z systemem rozpoznawania znaków, podgrzewane fotele z przodu i kilka innych dodatków.
Mając na koncie 97 900 zł, możemy już kupić S-Maxa z silnikiem 1.5 EcoBoost o mocy 160 KM w wersji Trend. Do wersji Titanium musimy dopłacić jeszcze 8 950 zł. Najtańszego diesla 2.0 TDCi 120 KM dostaniemy za 103 900 zł, największy wybór mamy w wariantach 150 i 180 KM. Decydując się na taki silnik, możemy wybrać rodzaj skrzyni biegów - manualna czy Power Shift - czy dokupić napęd na obie osie.
Cennika wcale nie zamyka 210-konny silnik Diesla, bo droższy może być wariant dysponujący 180 KM, ale z napędem na obie osie.
Redaktor
Ford S-Max 2.0 TDCi 180 KM, 2016 - test AutoCentrum.pl
Wyświetlenia: 10 891Zapraszamy na test rodzinnego Forda S-Maxa, który pod maską skrywa 2-litrowy silnik TDCi o mocy 180 KM.