Ford KA+ Active… czyli maluch na sterydach
„Ruszaj w nieznane” – tak brzmi hasło, jakie pojawia się przy KA+ w kategorii modeli „Active”, czyli nowych funkcjonalnych crossoverów Forda. Ciekawe, bo dokładnie z tą samą myślą udaliśmy się na prezentację i odbiór kluczyków do dość szczególnej wersji „Kaczki”, która nie dość że nie tak dawno przeszła facelifting, to jeszcze właśnie została podniesiona o ponad 2,5 cm. Czy zatem po spędzeniu kilku dni i przejechaniu blisko 400 km nowym „mikro-crossoverem” to nieznane… jest choć trochę bardziej znane?
Pierwsze wrażenia
Z zewnątrz zaczyna się całkiem nieźle! Zderzaki w kolorze nadwozia, górna krata wlotu powietrza z chromowanym wykończeniem, elektrycznie sterowane lusterka boczne z kierunkowskazami. Tu jednak musimy wtrącić, że te ostatnie są zdecydowanie za małe, o czym mogliśmy się przekonać podczas jazdy i parkowania. Producent chyba za bardzo chciał uniknąć efektu „odstających uszu”. Mamy też przednie i tylne światła przeciwmgielne, 15-calowe koła z alufelgami czy nawet relingi dachowe, no i jeszcze ten prześwit… Zaraz zaraz… czy to na pewno jest Ford KA? Co prawda o gustach się nie dyskutuje, ale według niektórych znajomych (i moim skromnym zdaniem) „Kaczka” w wydaniu Active to bardzo wdzięczne dla oka auto.
Zadajemy sobie pytanie po raz pierwszy: czy jest fajnie? Z zewnątrz jest!
Pora zajrzeć do środka
Otwieramy przednie lewe, niebezpiecznie lekkie drzwi, które strach jest mocniej zamknąć w obawie przed wypadnięciem szyby. „Ale ogromne jest to auto” – myślimy sobie, po czym siadamy na wysokim niczym w vanie lub małej ciężarówce fotelu i rezygnujemy z przymiotnika „ogromne” na rzecz po prostu „całkiem obszerne”.
Prawie wszędzie, niestety, jest plastikowo i bardzo twardo, ale przecież nie spodziewaliśmy się miękkiej oprawy w aucie budżetowym. Kładąc ręce na trójramiennej, obszytej skórą kierownicy, możemy posprawdzać chociaż część przycisków od radia, sterowania głosem oraz tempomatu (tutaj opcja). Tempomat w aucie, które do niedawna było w segmencie A, to dość ciekawy dodatek, ale czy na pewno potrzebny? Spróbujemy się o tym przekonać się podczas jazdy na trasie.
Przechodzimy do środkowej części deski rozdzielczej. Nic na siłę, czyli niezbędne minimum, jeśli chodzi o przyciski. W górnej części łącznie pięć do sterowania multimediami i światło awaryjne. Na dole dwa pokrętła elektronicznie sterowanej klimatyzacji (opcja), kilka podstawowych klawiszy regulacji nawiewu (w tym Quickclear – błyskawicznie podgrzewający przednią szybę), funkcjonalne (aż!) dwa gniazda USB i 12V. Dzięki dodatkowemu pakietowi „Cool & Sound 3” mamy do dyspozycji system komunikacji i rozrywki SYNC 3, a w nim kolorowy, dotykowy wyświetlacz 6,5 cala, Apple CarPlay i Android Auto, które błyskawicznie łączą się z nowym telefonem.
Między fotelami, oprócz przycisku START/STOP i aktywacji systemu kontroli trakcji – panie i panowie – aż cztery otwory na napoje! To się dopiero nazywa praktyczne podejście do tematu.
Przechodzimy do tyłu – miejsca na nogi nadal dużo jak na segment B, nawet dla osoby o wzroście 180 cm.
Na koniec, otwieramy bagażnik. Co spakujemy? Średnie zakupy z hipermarketu, bagaż podręczny (ale chyba tylko ten o akceptowalnych przez niskokosztowe linie gabarytach), koszyk na piknik? (tak… ale z tych mniejszych). Ok, nie czepiajmy się – nadal jest całkiem fajnie!
Silnik i właściwości jezdne
Pora odpalić silnik: 3-cylindrowy 1.2 Ti-VCT o mocy 85 KM. Myślimy: mało, może wystarczy… ale za to cicho, dzięki dodatkowej izolacji akustycznej, hałas w bardzo małym stopniu przenika do kabiny. Lekko, prawie niezauważalnie trzęsie, ale może to wina nierozgrzanego jeszcze silnika. Na zewnątrz pada, nie musimy jednak sięgać do przełącznika wycieraczek, bo czujniki deszczu same to za nas robią. W segmencie B!
Ruszamy, rozpędzamy Forda KA+, wrzucając kolejno bieg 1...2...3 – przełożenia krótkie i… niestety głośne, pomimo że sprzęgło wciśnięte w podłogę przy każdej zmianie. Producent chwali się niskimi stratami tarcia, więc może to nasz egzemplarz jest trochę wadliwy?
Wrzucamy 4. i ostatni, 5. bieg. Do prędkości około 70-80 km/h na godzinę jest dość żwawo, później hmm… brakuje powietrza: nie tylko silnikowi, ale i nam, gdy musimy w końcu kogoś wyprzedzić. 85 koni mechanicznych w zwykłej „Kaczuszce” może i jest w sam raz. W wersji z plusem – jest za mało, aż się prosi o małą turbinę, dzięki której moment obrotowy uspokoiłby skołatane nerwy, a tak – lekko walcząc z lewarkiem – musimy ratować się redukcją biegu.
Wjeżdżamy na obwodnicę Warszawy, dobijamy momentami do 110-120 km/h, które obawiamy się, że są już w obszarze prędkości maksymalnej pojazdu i włączamy tempomat. Tylko po co? Spalanie wzrasta już wtedy dość gwałtownie, więc rezygnujemy. Próbujemy zrzucić to na wiatr, który przecież jednak nie jest tego dnia zbyt silny. Wracamy więc do 90 km/h i klikamy przycisk tempomatu ponownie. OK – teraz ma to sens. Po przejechaniu 30 km, średnie spalanie spada do niewiele ponad 5 litrów na 100 km. Mała 3-cylindrowa jednostka, choć może i dobrze wyważona, wyraźnie walczy, nie wiemy tylko z kim. Przeciwnikiem może być tutaj – niestety – każde z osobna lub wszystko razem: skrzynia biegów, gabaryty pojazdu i opór powietrza, a także sam kierowca (?). Na domiar złego, w dniu zwrotu auta zapaliła się dodatkowo żółta kontrola „check engine”. Mamy nadzieje, że to nic poważnego…
Producent przewidział dla Ka+ Active także wysokoprężny silnik 1.5 TDCi, z w/w turbiną o mocy 95 KM i momencie obrotowym 215 Nm. Tak – to może być silnik właściwszy dla małego crossovera.
Przejdźmy jednak z powrotem do plusów, czyli w naszej ocenie układu jezdnego. Wracamy do „fajnie”. Przechyły na zakrętach – nie stwierdzono. Lekkie wyboje w drodze na działkę? Żaden problem. Prawdopodobnie zawdzięczamy to tej trójce: dobrze zestrojonemu układowi wspomagania kierownicy – brak uczucia utraty kontroli nad pojazdem, większemu rozstawowi kół i hydraulicznemu ogranicznikowi odbicia zawieszenia. To wszystko Ford zdecydował się zastosować, żeby „ucrossoverowić” Ka+ i to była bardzo dobra decyzja!
Podsumowanie. Czy coś z tego romansu będzie?
Czy Ka+ Active jest fajne? I tak, ale też i trochę nie.
Zastanawiamy się, dlaczego po ponad 23 latach, od momentu wprowadzenia na rynek pierwszej generacji Forda Ka, model porzuca dość pewne miejsce w klasie budżetowych aut segmentu A – w końcu był jednym z jego pierwszych i najbardziej rozpoznawalnych przedstawicieli.
Producent, wypuszczając na rynek nową „kaczuchę” oraz jej odmianę crossoverową Active, próbuje nawiązać romans z klasą B. Trochę dziwne, bo przecież ma już tam dość mocnego reprezentanta, czyli Fiestę, która notabene również występuje już w odmianie „dla aktywnych”. Jedną nogą, jak choćby poprzez dostępny benzynowy silnik, nie do końca w naszej ocenie płynną skrzynię biegów i przeważający twardy plastik jest nadal w dobrze znanym segmencie A. Natomiast drugą nogą jest już o poziom wyżej – gabarytowo, układem jezdnym oraz – niestety – ceną (wersja ze wszystkimi dostępnymi i umiarkowanie potrzebnymi dodatkami to wydatek rzędu ponad 60 tysięcy zł!). Tylko po co?
Ford dość odważnie podjął się próby przeszczepienia niektórych podzespołów z aut większych do już nie tak małego Ka+ i przez to zdobycia nowego rynku klientów, których nie stać na większe popularne crossovery. To, czy operacja się udała, pokażą najbliższe miesiące.