Ford Fiesta - z kaczki w łabędzia
Pomyślmy - jakie były auta miejskie w latach 90'? No cóż, w zdecydowanej większości trochę bezbarwne. A jaki był wtedy Ford? On akurat też niczym się specjalnie nie wyróżniał. W nowym tysiącleciu niewielka Fiesta stała się bardziej charakterystyczna, ale przy okazji toporna stylistycznie jak chochla do zupy. Koncern jednak dostrzegł czym często kierują się ludzie podczas zakupu - oczami. Dlatego współczesny Ford Fiesta z chochli zmienił się w gustowną rzeźbę. Ale czy wartą uwagi?
Ostre linie, powabne przetłoczenia, subtelne kształty – w nowej stylistyce brutalność zderza się z delikatnością i dalej prezentuje się ciekawie pomimo tego, że ta generacja modelu jest sprzedawana już od kilku lat. Aż trudno uwierzyć, że auto, które kojarzyło się raczej z pojemnikiem do przemieszczania się z jednego miejsca w drugie, tak bardzo wydoroślało. Teraz Ford Fiesta jest tak naprawdę jednym z najładniejszych modeli w swojej klasie. Co ciekawe – prezentuje się dobrze zarówno w wersji 3- jak i 5-drzwiowej. Brawo – w końcu właśnie o to chodziło stylistom koncernu. Auto miało wręcz krzyczeć: „Kup mnie! Nie bierz Volkswagena!”. I serce kupowało. Jednak czy się nie rozczarowało?
FORD FIESTA NA CO DZIEŃ
Na samochód się nie patrzy tylko się nim jeździ, dlatego większość czasu spędza się tak naprawdę w jego wnętrzu. Jak pod tym względem wypada Fiesta? Nieźle. Pierwsza myśl jaka przychodzi do głowy po zerknięciu do środka dotyczy designera. Albo to jest ten sam facet, który stworzył nadwozie, albo ma brata bliźniaka. Jednojajowego, który myśli w ten sam sposób. Tu wszystko do siebie pasuje i dokładnie tak można sobie wyobrazić wygląd kabiny po spojrzeniu na bryłę Forda Fiesty. Użyte materiały są ładne, miłe w dotyku i dobrze spasowane. Szczególnie górna część kokpitu robi świetne wrażenie - tworzywo jest nietypowe, miękkie i niezwykle przyjemne. W Focusie i Mondeo występuje również w dolnej części, w Fieście niestety już nie. Swego czasu wiele marek wzorowało projekt deski rozdzielczej na Volkswagenie, który uchodził za wzór. Ford jednak poszedł własną drogą i oparł kokpit na... telefonie komórkowym. Poważnie – projektantom spodobało się coś pokroju Nokii i postanowili przenieść to do samochodu. Efekt jest naprawdę dobry, ponieważ całość jest ładna i nietypowa. To jednak nie znaczy, że kabina Fiesty nie ma wad.
Bagażnik jest niewielki – ma 281l. Na szczęście w codziennej eksploatacji więcej nie potrzeba, a jego kształt jest regularny. Szkoda tylko, że po złożeniu oparcia kanapy podłodze bliżej jest do Tatr niż stołu bilardowego. Powierzchnia niestety nie jest płaska. Samo wnętrze zostało z kolei przestronnie z głową, ale mimo tego mały Ford nie jest autem dla ponadprzeciętnie wysokich osób. Fotele wydają się być wygodne, choć to okaże się prawdą tylko w przypadku standardowo „skrojonych” oraz niewielkich kierowców. W przeciwnym wypadku będzie dokuczała krótka długość siedziska, wąskie oparcie i uczucie siedzenia na nocniku. Zachwyca za to ilość przestrzeni nad głową – jest naprawdę spora. Ford Fiesta jest tylko miejskim samochodem, dlatego nie można od niego oczekiwać ilości miejsca na kanapie rodem z Titanica. Możliwa jest tu całkiem przyjemna podróż nawet na długich dystansach, ale posiadacze długich nóg również nie będą zachwyceni ilością przestrzeni w ich okolicy.
Chyba najbardziej zaskakuje fakt, że producent nie przewidział, iż ktoś może jeździć z fotelem mocno odsuniętym do tyłu. A szkoda, bo wbrew pozorom ludzie pokroju Michaela Jordana naprawdę istnieją. Fotel co prawda można ustawić sobie wygodnie. Jednak lewe lusterko ma ograniczone pole manewru i w skrajnym ustawieniu fotela nie pokazuje całej przestrzeni za samochodem. Zamiast niej widać za to drzwi. Fiesta ma kilka ciekawych kolorów nadwozia – choćby papieski metalic lub złoty. Każdy o wzroście przewyższającym 200cm powinien w nie zainwestować, bo będzie mógł je nieustannie podziwiać podczas jazdy. Drobne wady rekompensuje za to szereg zalet.
W SAM RAZ DO MIASTA
Co jest najważniejsze w miejskim aucie? Żeby sąsiedzi byli o niego zazdrośni – chciałoby się rzec. Ale tak na poważnie ważnych kwestii jest wiele. Jedną z nich jest łatwość przemieszczania się. Ford Fiesta nie ma się akurat czego wstydzić na tym polu. Jest zwrotny, a widoczność też jest całkiem niezła. Małe szybki przy przednich słupkach trochę przywodzą na myśl dostawcze auto z kreskówki „Listonosz Pat”, ale w praktyce pomagają na parkingu. Szkoda tylko że mocno opadająca maska jest praktycznie niewidoczna z miejsca kierowcy. Lakierowanie zderzaków w końcu trochę kosztuje. Jednak jazda po mieście to nie wszystko. Marka Ford zobowiązuje do czegoś jeszcze...
W ostatnim czasie często mówi się o super zawieszeniu wszystkich Fordów, które pozwala łamać prawa grawitacji i oszukać boga. Nie przesadzając – owszem, te samochody świetnie się prowadzą, ale czy Fiesta się do nich zalicza? To w końcu niewielkie auto, a tak się składa, że producenci najchętniej wyprodukowaliby taki typ pojazdu w cenie czekoladowego batonika i sprzedali za równowartość chałupy Ozzy'ego Osbourne'a. Ford jednak przyłożył się do swojej pracy – Fiesta prowadzi się genialnie. To nie jest co prawda Maserati, dlatego w zakrętach lepiej nie przesadzać. Jednak na tle klasy B to miejskie auto gwarantuje sporą frajdę i chętnie ujarzmia łuki. Przy okazji nie łamie kręgosłupa na nierównościach – płynnie pokonuje wszelkie niedoskonałości drogi i mimo wszystko zachowuje komfort. Dopracowane zawieszenie nie oznacza jednak, że producent nie ściął kosztów na innych elementach.
Testowy egzemplarz z pakietem Gold X kosztuje 59 640zł. Sporo, szczególnie, że za mniejsze pieniądze można mieć o klasę wyższego Focusa albo zegarek na rękę Omega Constellation. Mimo tego w tak bogato wyposażonym Fordzie Fiesta pasażerowie będą musieli kręcić korbkami w tylnych drzwiach. Trochę to smutne. Co ciekawe – producent zrezygnował nawet z uchwytów w podsufitce. To już nawet ciężko skomentować, bo ile można zaoszczędzić na kilku kawałkach plastiku kosztujących tyle, co konserwa rybna? Chociaż na upartego znajdzie się na to wytłumaczenie...
Uchwyty są zbędne, ponieważ nikt nie będzie ich potrzebował – Fiesta nie jest zbyt szybka. 1.4-litrowy motor benzynowy ma 96KM i fobię przed dynamiczną jazdą. Moc wydaje się dość duża, ale moment obrotowy 125Nm jest dostępny stosunkowo późno. Efekt? Samochód jest leniwy. Silnik jest co prawda początkowo cichy, ale szczególnie na niskich obrotach niechętnie reaguje na pedał gazu i momentami sprawia takie wrażenie, jakby chciał powiedzieć kierowcy: „Stary, odpuść sobie”. A że z silnikiem się nie wygra, to trzeba mu przytaknąć. Można co prawda wkręcać go na wysokie obroty i wręcz siłą zmuszać do współpracy, ale przed tym ta jednostka również potrafi się bronić – wyje niemiłosiernie jak stado wilków pod oknem. Przy okazji uderzy po kieszeni wysokim spalaniem. W mieście i tak ciężko jest zejść poniżej 9l/100km, a w trasie – 6-7l/100km. W tym drugim przypadku winna wydaje się być skrzynia biegów. Przy 90km/h obrotomierz wskazuje 2500 obr./min - szóste przełożenie obniżyło by spalanie w trasie.
Ford Fiesta chyba nigdy nie miał w sobie tyle charakteru. Choć benzynowy motor 1.4l sprawdzi się tylko w rękach spokojnych kierowców, to dalej można liczyć na dopracowane zawieszenie i przyjemne prowadzenie. A dlaczego warto kupić Fiestę o wartości zegarka Omega Constellation? To proste – bo jest ładna. Zegarek też, ale nie potrafi jeździć.