Fiesta - jak być "trendy"?
Za komuny każdy, kto rzucał się w oczy wyglądał podejrzanie i był oskarżany o układy z rządem. A to nie było pożądane. Teraz jest dokładnie na odwrót. Każdy, kto ma układy z rządem jest "szychą", a rzucanie się w oczy to przejaw indywidualizmu - szczególnie wśród młodych ludzi. To właśnie im Ford postanowił wyjść naprzeciw.
Fiesta jeszcze nigdy nie wyglądała tak dobrze jak teraz. W sumie patrząc na poprzednie modele można było wręcz zwątpić, że kiedykolwiek mogłaby być taka wystrzałowa - jest po prostu seksowna. Ktoś na konferencji kiedyś powiedział, że ta generacja dobrze się sprzedaje, bo ma fajne kolory nadwozia – coś w tym faktycznie jest. Jeśli znajdzie się osoba, która mimo wszystko będzie chciała wmieszać się w bezpłciowy widok czerni i szarości w naszych miastach – żaden problem. Ale faktycznie jest też kilka kolorów, które w czasach głębokiej komuny świadczyłyby co najmniej o psychozie maniakalno-depresyjnej właściciela auta. A dzisiaj? Dzisiaj naprawdę potrafią powalić na kolana. Zresztą czasami nawet trudno je nazwać – przy odbiorze samochodu sprzeczałem się z przedstawicielem salonu, że testowa Fiesta jest różowa. Potem nawet poszedłem mu na rękę i obstawiłem ciemny róż. Nie zgodził się ze mną twierdząc, że to kolor biskupi… Coś takiego w ogóle istnieje? Pierwsze słyszę. Właśnie wtedy stwierdziłem, że do testu tego auta nie wystarczy mózg mężczyzny, bo on wszystkiego nie ogarnie…
Jeden telefon, krótka rozmowa i chwilę później na parkingu pod supermarketem pojawiła się moja znajoma – czas na kobiecy punkt wiedzenia. Pierwsza reakcja? „Jaki on śliczny!”. Fakt, Fiesta została zaprojektowana zgodnie z filozofią Kinetic Design, a to oznacza, że projektu nadwozia nikt nie olał. Miało być zgrabnie, sportowo, proporcjonalnie oraz kusząco. I jest. W sumie każdy element sprawia takie wrażenie, jakby projektował go jakiś artysta za niezłą pensję i wczasy w Abu Dhabi. A to przecież tylko wóz segmentu B.
Co z wnętrzem? Na podszybiu można grać w golfa, bo jest tak ogromne, tylna szyba jest mała i niewiele przez nią widać podczas cofania, a dźwignie przy kierownicy sprawiają takie wrażenie, jakby się miały połamać przy przełączaniu. Mimo to po wejściu do środka pierwsze wrażenie jest wyjątkowo przyjemne - nad projektem naprawdę ktoś posiedział. Ładne wykończenie, sporo miejsca z przodu i nieco ciaśniej z tyłu - ale to w końcu tylko auto miejskie. Co na jego temat sądzi kobiece oko? „Te kolory fajnie współgrają z nadwoziem. To teraz tak się robi samochody??”. Tak – teraz producenci dopinają każdy szczegół, a pomiędzy Fordem Fiestą obecnej a poprzedniej generacji jest przepaść głębokości Rowu Mariańskiego. Podstawowa wersja za 41 500zł może i nie powala swoim ponurym klimatem, ale za to pozostałe już pozytywnie zaskakują. Deska rozdzielcza może być brązowa, a nawet granatowa lub... malinowa? W sumie w porywach ten kolor jest chyba podobny do biskupiego. Dla mniej wymagających to po prostu ciemny róż. Ważne, że całość wygląda świeżo i ciekawie, do tego współgra z wykończeniem siedzeń i barwą nadwozia. Jednak kobiece oko widzi nie tylko zalety: „Jakieś dziwne są te materiały”. Pytanie tylko co oznacza słowo „dziwne”?. Podszybie zostało wykonane z miękkich i miłych w dotyku tworzyw – sama faktura jest nawet dość nietypowa na tle innych aut i ciężko się do czegokolwiek przyczepić. Gorzej jest z dolną częścią deski rozdzielczej i tunelem centralnym – w dotyku przypominają skórę rekina i można sobie o nie zrobić peeling pięt. Swoją drogą dziwna jest jeszcze jedna rzecz - zatyczka od gniazda 12V nie jest klapką, tylko właśnie zatyczką - można ją po prostu zgubić, bo nie jest w ogóle przymocowana do konsoli. Cięcie kosztów? Tak. Z kolei lakierowane na srebrno wstawki na konsoli tylko udają coś w rodzaju aluminium, ale trzeba przyznać, że skutecznie ożywiają wnętrze – dobry pomysł.
Ford twierdzi, że wygląd kokpitu był wzorowany na telefonie komórkowym. Nie jestem pewien, czy chciałbym zobaczyć „komórkę”, którą mieli przed oczami projektanci. Sądząc po minie kobiecej strony testu – ona też nie. „Cokolwiek to jest – trzeba mieć fantazję, żeby stworzyć coś takiego.” – i owszem. Początkowo można się nawet pogubić wśród ilości przycisków, ale wystarczy chwila żeby wszystko szybko ogarnąć. Zresztą całość jest miłą alternatywą dla deski rozdzielczej VW, która wygląda tak samo odkąd paprocie przestały mieć rozmiary Wieży Eiffla. Ford się stara, bo chce być „trendy” – i trzeba przyznać, że świetnie mu to wychodzi. Boli tylko jedna rzecz – nawet w najbogatszej wersji, której ceny zaczynają się od ponad 50 tys. zł za radio trzeba płacić... Podobnie sprawa ma się z elektrycznie sterowanymi tylnymi szybami, czujnikami parkowania i automatyczną klimatyzacją. Kobieca strona testu zaczepiła o jeszcze jedną rzecz – bezpieczeństwo. Wszystkie wersje w standardzie mają ABS, system kontroli trakcji ESP oraz czołowe poduszki powietrzne. Nieźle, szczególnie jeśli chodzi o ESP – jeszcze nie tak dawno temu ten system był tak egzotyczny jak iPhone’y w Polsce. Niestety – kurtyny powietrzne w każdej wersji są dostępne za dopłatą, a w airbagi boczne wyposażone są tylko droższe wersje. Jednak teraz czas na typowo męski punkt widzenia.
Fakt, auto cieszy oko, ale jak jeździ? Układ kierowniczy jest wspomagany elektrycznie i sam dostosowuje się do warunków jazdy. Na parkingu kierownica obraca się prawie od samego dmuchania w nią, a na trasie całość się utwardza i pozwala naprawdę dobrze wyczuć auto. Co więcej – układ jest bardzo czuły, dlatego każdy najmniejszy ruch przekłada się na reakcję samochodu. Z kolei zawieszenie wcale nie jest takie twarde jakby się można było spodziewać, wręcz przeciwnie – więcej w nim sprężystości, niż nerwowości, którą potem czuć w kręgosłupie przez pół roku. W Polsce to akurat spora zaleta – drogi mamy kiepskie. Rozstaw osi Fiesty nie jest duży, dlatego podczas przejeżdżania przez poprzeczne nierówności wewnątrz i tak wszystko się „telepie”, ale dla miłośników ostrzejszej jazdy Ford mimo wszystko przygotował coś specjalnego – wersję Sport, obniżoną i utwardzoną.
Producent zaproponował sporo jednostek do Fiesty. Można przebierać wśród dwóch diesli - 1.4TDCi 68KM oraz 1.6TDCi 95KM, a także wśród czterech silników benzynowych - 1.25l 60KM, 1.25l 82KM, 1.4l 96KM i 1.6 120KM. W testowym egzemplarzu znalazł się jeden z najczęściej wybieranych motorów – nie za mocny i nie za słaby 1.4l 96KM. Prawie 100KM to sporo w niedużym aucie. A raczej to było sporo w latach 90’. Teraz miejskie samochody są tak nafaszerowane tonami kabli, że czasem aż ciężko im się ruszyć z miejsca, a co dopiero mówić o nabieraniu prędkości. Ten nieduży silnik jest jednak w Fieście takim złotym środkiem – przy delikatnym traktowaniu potrafi być oszczędny, a powyżej 3000 obr./min. nieco ożywa, ale nie drażni pasażerów dźwiękiem - kabina jest dość dobrze wyciszona. Na wolnych obrotach dynamika jest kiepska, jednak w zupełności wystarcza do jazdy po mieście – czuć, że samochód walczy ze swoją masą, ale właśnie – walczy. Bo niektóre od razu się poddają. Do około 80, w porywach 100km/h w sumie nie można się do niczego przyczepić pod warunkiem, że wskazówka będzie poruszała się w drugiej połowie obrotomierza. Powyżej 100km/h jest już trochę gorzej, ale i tak będzie dobrze o ile na pokład nie zwali się komplet pasażerów. Szczególnie takich przy kości. Rynek małych aut jest dosyć ciasny, do tego konkurencji ciągle przybywa. Ford chciał stworzyć małe, ładne auto, które będzie kusiło i dobrze jeździło. Cóż – teraz uwierzę mu we wszystko, bo się nie pomylił – udało się. A skoro w tym wypadku miał rację, to pewnie ma ją też w innych kwestiach. Niech będzie - ta Fiesta nie jest różowa, jest biskupia.
Artykuł powstał dzięki uprzejmości salonu Ford Pol-Motors we Wrocławiu, Autoryzowanego Dealera marki Ford, który udostępnił samochód ze swojej kolekcji do testu i sesji zdjęciowej.
www.ford.pol-motors.pl
ul. Bardzka 1
50-516 Wrocław
e-mail: salon@polmotors.wroc.pl
Tel. 71/ 369 75 00