Ferrari FXX - bolid F1 w czerwonym płaszczyku
Kiedy w 2003 roku Ferrari pokazało podczas Międzynarodowych Targów w Paryżu model Enzo, wiele osób kręciło nosem spoglądając na nowe dzieło włoskiego producenta. Nie było zaskakująco piękne, wymyślne i podniecające, ale nazywało się Enzo i było kwintesencją marki z Maranello. Ferrari Enzo kryło w sobie wiele niespodzianek, ale prawdziwą rewolucję zapewnił model FXX, czyli ekstremalna wersja modelu Enzo. Poznajmy bliżej genezę modelu FXX oraz to, co sobą reprezentuje.
Wróćmy na chwilę do modelu Enzo, bo na dobrą sprawę to on jest prekursorem modelu FXX. Wiele osób model Enzo identyfikuje z modelem F60, który tak naprawdę nigdy nie powstał. Doskonale pamiętamy kultowy model F40 oraz średnio udany F50. Dla wielu fanów model Enzo był następcą F50-tki, jednak nie jest to prawda. Ferrari Enzo po raz pierwszy został zaprezentowany w 2003 roku, czyli niespełna 5 lat po prezentacji modelu F50. Koncern Ferrari planował zaprezentować nowy model w 2007 roku, który tym razem miał nosić oficjalną nazwę F60, niestety plany nie spełniły się, a model F50 nie doczekał się pełnoprawnego następcy.
Wspomnieliśmy, że Enzo kryło w sobie wiele niespodzianek, a z pewnością jedną z nich jest prędkość auta. Otóż producent określił prędkość maksymalną na poziomie 350 km/h. Jakie więc było zdziwienie zarówno obserwatorów, jak i samych producentów, gdy na włoskim torze w Nardo, Enzo osiągnęło prędkość wynoszącą 355 km/h, czyli o 5 km/h większą od deklarowanej. Model ten został wyprodukowany w liczbie zaledwie 400 egzemplarzy. Pod maską zagościł topowy silnik Ferrari – 12-cylindrowa jednostka w układzie V o pojemności 6 litrów i mocy 660 KM. Cała moc była przekazywana na tylne koła za pomocą 6-biegowej, sekwencyjnej skrzyni biegów. Pierwsza „setka” na liczniku pojawiała się już po 3,3 sekundy, zaś po 6,4 sekundy na liczniku było już 160 km/h.
Nie bez powodu zaczynamy od Ferrari Enzo, gdyż model FXX jest idealnym przykładem dzieła niezrównoważonych psychicznie speców z Ferrari, którzy nigdy nie mają dość. Już sam model Enzo potrafił przyprawić o palpitację serca, zaś model FXX wywołuje niekontrolowane migotanie komór i kompletną hipertrofię wszystkich odczuć. Auto to pod żadnym względem nie jest normalne i pewnie tak samo nienormalni muszą być osoby, które się na niego zdecydowały. Czemu? Jest kilka powodów, ale zacznijmy od początku.
Po pierwsze Ferrari FXX powstało w 2005 roku na bazie modelu Enzo w bardzo ograniczonej liczbie egzemplarzy. Mówiło się, że powstanie jedynie 20 sztuk, na co wskazywała nazwa (F – Ferrari, XX – liczba dwadzieścia) jednak wyprodukowano dwadzieścia dziewięć sztuk. Dodatkowo dwa egzemplarze w unikatowym, czarnym kolorze trafiły do największych tuz marki Ferrari, czyli Michaela Schumachera oraz Jeana Todda. To pierwsza z cech, która czyni to auto mało normalnym. Kolejnym warunkiem, jaki trzeba było spełnić to oczywiście nieprzyzwoicie gruby portfel, w którym musiało zmieścić się 1,5 mln euro. To jednak jedna część tej ceny, bowiem model FXX był przeznaczony wyłącznie dla tych, którzy mieli już w garażu samochody tej marki. Oprócz tego każdy szczęśliwiec musiał uczestniczyć w specjalnym, trwającym dwa lata programie testowym wyczynowego Ferrari, podczas którego poznawał auto i uczył się nad nim panować. Już same te zasady robią wrażenie, a to dopiero początek…
Jak już zostało wspomniane, model FXX powstał na bazie modelu Enzo, ale spoglądając na specyfikację techniczną trudno odnaleźć wiele elementów wspólnych. Owszem, jest centralnie umieszczony silnik, ma on również dwanaście cylindrów w układzie V, jednak na tym podobieństwa się kończą. Otóż moc, między innymi dzięki rozwierceniu jednostki do pojemności 6262 cm3 wzrosła z 660 do aż 800 KM. Szczytowa moc jest osiągana przy 8500 obr/min, zaś maksymalny moment obrotowy o wartości 686 Nm jest do dyspozycji kierowcy już przy 5750 obr/min. A jak prezentują się osiągi modelu FXX? Chyba nikt nie ma wątpliwości, że wręcz obłędnie.
To dość ciekawe, gdyż Ferrari nie przedstawia oficjalnych danych technicznych modelu, a wszystkie parametry pochodzą z testów. Tak czy inaczej, przyspieszenie modelu FXX jest wręcz niepojęte. Rozpędzanie od 0 do 100 km/h zajmuje zaledwie 2,5 sekundy, zaś prędkość 160 km/h pojawia się już po niespełna 7 sekundach. Po około 12 sekundach wskazówka prędkościomierza mija 200 km/h, a auto ciągle przyspiesza jak oszalałe, aż do osiągnięcia prędkości około 380 km/h. Równie imponująco wygląda wytracanie prędkości, gdyż za sprawą karbonowo-ceramicznych tarcz oraz tytanowych zacisków, FXX jadąc 100km/h zatrzymuje się po 31,5 m. Jazda takim autem musi dostarczać ekstremalnych doznań.
Takie parametry to jeden z winowajców, odpowiedzialnych za brak homologacji drogowej. Tak, tak, auto warte fortunę nie może jeździć po drogach publicznych, a jedynie po torze wyścigowym. Zmniejsza to drastycznie „fajność” auta, gdyż nie możemy porównać go do Bugatti Veyrona czy innego superauta, jednak Ferrari FXX to zupełnie inna liga. Obecnie jedynie Pagani Zonda R jest manifestem siły danej marki, która pokazała, co potrafi zrobić, gdy nie obowiązują żadne zasady.
Jeśli chodzi o wygląd auta, to nie ma się czym zachwycać. Nie znajdziemy tu imponująco pięknych linii, subtelnych przełamań, zaokrągleń czy smaczków stylistycznych. Już samo Enzo nie było piękne, więc przerobione pod kątem osiągów nadwozie FXX nie jest obiektem westchnień fanatycznych estetów. Światła wyglądają jak oczy karpia, wlot powietrza w przedniej części połknąłby kota, zaś rury wydechowe wystają w miejscu, gdzie kiedyś były światła. Tylne elementy aerodynamiczne w postaci skrajnych spojlerów wyglądają jak królicze uszy, zaś dyfuzor pod tylnym zderzakiem wręcz straszy swą przepastnością. Ale inżynierowie z Ferrari skupili się na osiągach, nie estetyce, dlatego też model FXX jest tak intrygujący i na swój sposób piękny.
Jak już wspomnieliśmy, szczęśliwi właściciele modelu FXX uczestniczyli w programie badawczo-rozwojowym połączonym ze specjalnie zorganizowaną z tej okazji serią wyścigów. Całe przedsięwzięcie zakładało ciągłe doskonalenie aut jak i właścicieli Ferrari FXX. W związku z tym samochód naszpikowano zestawem czujników, a nad każdym egzemplarzem czuwał sztab inżynierów i mechaników. Cała seria z modelem FXX na czele rozpoczęła się w czerwcu 2005 roku i przewidziana była na okres 2 lat. Po niespełna półtora roku pojazd doczekał się poważnych modyfikacji, a program z nim związany postanowiono przedłużyć aż do 2009 roku. Zboczeńcy… przepraszam, spece z Ferrari postanowili bowiem nieco przerobić wszystkie egzemplarze modelu FXX.
Otóż 28 października 2007 roku na torze Mugello swoją premierę miało udoskonalone Ferrari FXX Evoluzione. Na podstawie wyników testów oraz wyścigów opracowano specjalny pakiet zmian. Mówi się, że pierwszy egzemplarz modelu Evoluzione opracował sam Michael Schumacher. Tak czy inaczej, model FXX doczekał się zmian w kwestiach aerodynamicznych, elektronice oraz układzie napędowym. Ot, taki „superlifting”.
Po modyfikacjach skrzynia biegów potrzebuje zaledwie 60 milisekund na zmianę przełożenia. Ponadto zestopniowanie skrzyni biegów uległo zmianie, gdyż każdy bieg może korzystać z dodatkowego zakresu obrotów silnika, który przy 9,5 tysiącach obrotów na minutę (poprzednio 8,5) osiąga moc 872 KM (poprzednio „zaledwie” 800). Kolejną zmianą jest nowy system kontroli trakcji opracowany we współpracy ze specjalistami z GES Racing Division. Nowy system pozwala na ustawienie zawieszenia w 9 różnych profilach. Możliwe jest również całkowite wyłączenie kontroli trakcji, ale na to decydują się już tylko specjaliści. Wszystko odbywa się poprzez przycisk w środkowym tunelu, a ustawienia mogą być dynamicznie zmieniane podczas wyścigu, dobierając odpowiednie zestrojenie w zależności od pokonywanych zakrętów.
Nowa charakterystyka pojazdu oraz zmieniona geometria przedniego zawieszenia pozwala 19-calowym oponom Bridgestone przetrwać dłużej niż poprzednio. Ponadto wzmocnione, karbonowo-ceramiczne hamulce Brembo pracują jeszcze efektywniej. Zmianie uległ także dyfuzor i zestaw tylnego uskrzydlenia, generujący teraz siłę dociskową o 25% większą niż w „zwykłym” FFX. Zmieniono ustawienia aktywnego, przedniego spoilera oraz podrasowano system telemetrii, który teraz monitoruje także ciśnienie w pompie hamulcowej oraz kąt skręcania kół. Nie da się ukryć, że to już nie samochód, a pełnoprawne auto wyścigowe. Bo na dobrą sprawę, kto kontroluje ciśnienie w układzie hamulcowym albo kąt skręcenia kół podczas jazdy do sklepu po mleko?
Ferrari FXX oraz jego ewolucja w postaci modelu Evoluzione to bez wątpienia superauta. Są kompletnie bezsensowne, skrajnie niefunkcjonalne i na dobrą sprawę… dość głupie. No bo kto rozgarnięty kupi auto za półtora miliona dolarów, którym nie może pojeździć na co dzień, a jedynie wtedy, gdy firma Ferrari zorganizuje kolejny test. Ale nie oszukujmy się, Ferrari FXX oraz model Evoluzione to auta typowo torowe bez homologacji, a kupno takiego auta, choć bardziej tu pasuje słowo „wypożyczenie”, dyktowane jest niepohamowaną miłością do marki Ferrari oraz do motoryzacji w najczystszej, ekstremalnej odsłonie. Nie starajmy się podchodzić do FXX z rozsądkiem, nie próbujmy tłumaczyć zasadności jego istnienia, bo to kompletnie bezowocne. Takie auta powstają by cieszyć, a Ferrari FXX robi to bardzo sprawnie.