Ekonomicznie, ale drogo
Atrakcyjna stylistyka nadwozia, zwinność w mieście i praktyczne wnętrze to największe atuty nowego Yarisa. Czy warto kupować do niego wysokoprężny silnik, droższy od podstawowego o prawie 11 tys. zł?
Mimo upływu niespełna roku od wprowadzenia do sprzedaży, nowy Yaris wciąż zwraca na siebie uwagę i przyciąga spojrzenia pieszych i kierowców. Dzięki atrakcyjnej linii nadwozia, mały japończyk podoba się paniom i panom, zwłaszcza tym którzy na co dzień przemieszczają się głównie w aglomeracjach.
Duży maluch
W porównaniu z poprzednikiem nowy Yaris ma trochę większe wymiary zewnętrzne: długość 3,75 m (+11 cm), szerokość 1,7 m (+3,5 cm) i wysokość 1,53 (+3 cm). Umożliwiło to odczuwalne zwiększenie ilości miejsca we wnętrzu, przy zachowaniu zwrotności i „poręczności" samochodu w mieście. Bardzo praktyczne są liczne schowki, zwłaszcza zamykane, których aż sześć znalazło się w kokpicie. To ważna zaleta, zwłaszcza jeśli kierowcy muszą pozostawiać samochód bez opieki. Duży plastikowy kokpit nie każdemu się spodoba, podobnie jak cyfrowe „zegary" na środku. Trzeba się do nich przyzwyczaić, jeśli nie jeździło się poprzednią generacją małego japończyka albo francuskimi vanami.
Kierowca ma dobry przegląd sytuacji na drodze, a fotele są dość wygodne. W kabinie Yarisa panuje wrażenie stosunkowo dużego wnętrza, co jak na samochód o długości 3,75 m i krótszy od większości konkurentów, pozytywnie zaskakuje. W odróżnieniu od wielu dzisiejszych samochodów kierowca ma także dosyć miejsca na kolana, a to zasługa wąskiej konsoli środkowej. Dzielone tylne siedzenie daje się przesuwać, dzięki temu można regulować wielkość bagażnika – od 272 do 363 l, a w razie potrzeby, po złożeniu tylnej kanapy, zmieści się bagaż o objętości tysiąca litrów. Przydaje się też podwójna podłoga bagażnika, pod którą ukryć można płaskie przedmioty. Ładowność wynosi, zależnie od wersji wyposażenia, od 410 do 470 kg.
Twardo, ale pewnie
Yaris zapewnia udany kompromis komfortu jazdy i trzymania się drogi. Na drogach o równej nawierzchni podróżuje się wygodnie, a układ jezdny umożliwia szybką jazdę. Gorzej na drogach o gorszej i nierównej nawierzchni, tu ujawniają się niedoskonałości zawieszenia – wyraźnie odczuwamy przejeżdżane nierówności, ale trzeba przyznać, że auto cały czas pierwszorzędnie trzyma się drogi.
Układ jezdny zapewnia zaskakująco dobre prowadzenie, chociaż na początku miałem zupełnie inne wrażenia – auto wydawało się wyjeżdżać z zakrętu, za sprawą chyba zbyt wolno, w moim odczuciu, działającego układu kierowniczego. Rozwiązanie okazało się bardzo proste – wystarczy skręcać kierownicę nieco wcześniej niż zazwyczaj (np. w porównaniu z samochodami niemieckimi), dając autu chwilę na „ustawienie się". To przypadłość większej liczby małych pojazdów, negatywnie odczuwalna zwłaszcza po przesiadce z samochodów sportowych i limuzyn.
Samochód sprawuje się odczuwalnie gorzej, jeśli dopuścimy do zbyt niskiego ciśnienia w oponach – w czasie przejeżdżania zakrętów nie trzyma linii, czy zaczyna wręcz „pływać". Zwracam na to uwagę, ponieważ spotkałem się z takimi opiniami, a okazało się, że w oponach brakowało po 0,4 atmosfery.
Oszczędny diesel
Największy atut Yarisa D-4D stanowi dynamiczny i oszczędny silnik. Wysokoprężna jednostka o pojemności 1,4 litra, przy 3,8 tys. obr./min., osiąga moc 90 KM, a jej maksymalny moment obrotowy wynosi 190 Nm i dostępny jest w zakresie od 1,8 do 3 tys. obr./min. Dzięki temu auto żwawo reaguje na wciskanie pedału przyspieszenia, a wyprzedzanie trwa stosunkowo krótko. Potwierdzają to osiągi – Yaris D-4D rozpędza się do „setki" w ciągu 10,7 s, a jego prędkość maksymalna wynosi 175 km/h.
W teście „na kropelkę" na trasie nr 8, na odcinku Wieluń-Bełchatów, ze startu zatrzymanego, z przejazdem przez większość Wielunia, przy średniej prędkości jazdy 70 km/h, osiągnąłem średnie spalanie rzędu 3-3,5 ON/100 km. Było to o ok. 0,5-1 litra więcej niż w przypadku poprzedniej generacji Yarisa D-4D. Na obronę nowego modelu trzeba zaznaczyć, że jest cięższy od poprzednika, a poza tym i tak pozostaje w ścisłej czołówce (eko)rekordzistów.
W warunkach letnich i przy spokojnej jeździe samochód spala średnio ok. 4,5 l ON/100 km, a przy włączonej klimatyzacji i temperaturach rzędu 25 stopni C niecałe 5 l ON. W terenie zabudowanym, na przykład w Warszawie, w zależności od stylu jazdy i natężenia ruchu osiągałem od 5 do 7,5 l, a najczęściej było to ok. 6 l ON/100 km. Na trasie, przy zachowaniu dozwolonych prędkości, Yaris D-4D zużywał na ogół poniżej 4 l ON, a przy słonecznej pogodzie i włączonej klimatyzacji ok. 4,5 l. Dynamiczna i szybka jazda, z częstym rozpędzaniem i wykorzystaniem osiągów silnika kończyła się wynikiem rzędu 5,5-6 l ON/100 km.
Tylko dla maratończyków
Największą przeszkodą w popularyzacji nowego Yarisa D-4D może okazać się cena, ponieważ najtańsza wersja z silnikiem wysokoprężnym kosztuje prawie 49 tys. zł, a odmiana 5-drzwiowa ponad 50 tys. To aż o niespełna 11 tys. więcej niż za podstawową wersję z benzynowym silnikiem 1,0 VVTi. Modeli tych nie należy jednak porównywać, ze względu na ogromne różnice w osiągach.
Yaris z mocniejszym silnikiem benzynowym – 1,3 l o mocy 87 KM – oferuje niewiele gorsze osiągi od diesla, a pozostaje przy tym znacznie tańszy (o ponad 6 tys. zł, przy takim samym wyposażeniu). W porównaniu z nim wersja D-4D zacznie przynosić oszczędności dopiero po przejechaniu ok. 100 tys. km. Głównymi atutami opisywanego diesla pozostają jednak: ekonomia jazdy i dobra dynamika, dzięki której manewry wyprzedzania trwają krócej niż w odmianach benzynowych. Yaris D-4D to samochód dla osób spędzających codziennie wiele godzin za kółkiem.