Drugie (wy)danie smakuje lepiej
Przepis na sukces po niemiecku mógłby brzmieć tak: weź najpopularniejsze auto klasy kompakt, dorzuć mu parę centymetrów tu i ówdzie, zmień parę szczegółów w wyglądzie i przypraw sprawdzoną technologią. Smakoszy nie powinno zabraknąć.
Masz ochotę na dobry obiad? Więc wyjmujesz patelnię, sprawdzasz zawartość lodówki i otwierasz książkę kucharską. Albo zamiast tego wybierasz wizytę w restauracji. A tam, jak to zwykle bywa, kelner podaje ci menu i na wstępie proponuje pierwsze danie. W ten sposób dwa lata temu Volkswagen zaserwował klientom nowego Golfa. Danie smaczne, ale bardzo pospolite, które do gustu przypadło jedynie miłośnikom tradycyjnej kuchni. Coś jak zupa jarzynowa w menu pełnym francuskich i włoskich frykasów – sprawdzona i dobra, ale skromna, niemal niezauważalna.
Po zupie przychodzi zazwyczaj czas na krótki odpoczynek, a potem kelner na tacy podaje nam drugie danie. Musi być syte, a przy tym odpowiednio komponować się z tym pierwszym (ostrygi poprzedzone tłustym żurkiem raczej nie są wymarzonym zestawem koneserów). Nie inaczej postąpił Volkswagen, który dokładnie rok po Golfie V zaserwował klientom jego drugie (wy)danie. Tym samym Niemcy udowodnili, że ich menu nie musi być nudne jak flaki z olejem. Wystarczy pozwolić kucharzowi na odrobinę fantazji.
Dobrze przypieczona skórka
Czy jest ładny? To za dużo powiedziane. Brzydki? Też nie. Najlepiej pasuje do niego określenie „inny", szczególnie gdy znajduje się w towarzystwie swojego mniejszego brata. O ile zwykłego Golfa mija się obojętnie, o tyle Plus przyciąga uwagę kilkoma elementami – choćby przednimi i tylnymi lampami. A przede wszystkim gabarytami. Jest dłuższy, szerszy i wyraźnie wyższy niż „piątka". Pierwszą zaletę tej „wyższości" czuć już podczas wsiadania. Zamiast uginania nóg i łamania kręgosłupa, miejsce za kierownicą zajmuje się z dostojnością godną królowej Elżbiety wkraczającej na pokład karocy. Jednym słowem – wygodnie i bez bólu w krzyżu.
Za to fotele w Plusie to już zupełnie co innego niż kanapy w jakimś tam powozie. Nie dość, że są wygodne, to dają się ustawiać w każdym kierunku, dzięki czemu w rekordowo krótkim czasie można dobrać poprawną pozycję do kierowania. Woźnica będzie zachwycony! Tym bardziej że w środku auta jest tyle miejsca, iż będzie mógł od czasu do czasu strzelić sobie z bata. Nogi, głowy, barki, brzuchy – nic nie będzie jęczało, że jest ciasno. Nawet na tylnej kanapie, pod warunkiem że jest maksymalnie przesunięta do tyłu (można ją regulować). Wtedy co prawda bagażnik nie rzuca na kolana, ale i tak 395 litrów pozwala na zapakowanie kilku walizek na weekendowy wyjazd. Klapa kufra szeroka i otwiera się wysoko, dzięki czemu może śmiało służyć za parasol podczas wiosennego kapuśniaczka, który zaskoczył nas na pikniku.
Do tego kufer jest bardzo ustawny i ergonomiczny. Jak całe auto zresztą. Wszystko obsługuje się intuicyjnie, bez konieczności studiowania instrukcji. No, może poza radiem, które na początku wymaga trochę skupienia. Ale nawet gdy już poradzimy sobie z jego obsługą, nie będziemy zachwyceni, bo wrażenia słuchowe są mizerne. Wszystko dlatego, że w standardzie głośniki zamontowano tylko z przodu samochodu. Tak jakby to była jakaś dwudrzwiówka na zakupy a nie duże, rodzinne auto do dalekich podróży.
Niestety, także materiały użyte do wykonania wnętrza Plusa wyglądają, jakby zostały przeszczepione z auta niższej klasy. Wygląda na to, że Niemcy postanowili zamienić miłe w dotyku, miękkie materiały stosowane m.in. w Golfie IV na chiński plastik. I to tak twardy, że aż łokcie bolą od opierania się o drzwi. Na pociechę pozostaje fakt, że przynajmniej porządnie wygląda i jest dobrze spasowany. Nic nie trzeszczy, nic nie piszczy, nic się nie rusza – jak podczas pamiętnych lekcji języka polskiego w mojej szkole średniej. Polonistka była tak surowa i miała tak mocne gardło, że siała postrach wśród wszystkich uczniów.
Trzęsąca się galareta
Taki sam postrach Plus sieje dźwiękami, jakie dobiegają spod jego maski. Podczas zapalania silnika w zimowy poranek możemy być pewni, że niemiły dreszcz przebiegnie po plecach nie tylko nam, lecz także sąsiadom. Nie mam pojęcia, jak w XXI wieku specjalistom Volkswagena udało się zrobić silnik, który pracuje głośniej niż diesle z początku lat 80. Wyraźnie słychać to podczas przyspieszania. Gdy wskazówka obrotomierza mija cyfrę 3, można się poczuć jak w składnicy złomu, gdzie dźwigi przerzucają tony żelastwa, za nic mając bębenki w uszach pracowników. Co ciekawe mocniejszy, 140-konny diesel pracuje ciszej, a przede wszystkim przyjemniej niż słabsza odmiana. Jest też na pewno bardziej dynamiczna i szybsza.
105-konna jednostka całkiem sprawnie radzi sobie także z ważącym prawie 1,5 tony autem. Nie ma co liczyć na sportowe wrażenia, ale zawalidrogą też nie będziemy. Setka na liczniku pojawia się po niecałych 12 sekundach, co jak na gabaryty auta jest niezłym wynikiem i wystarczy do sprawnego poruszania się po mieście. Na autostradzie przydałoby się trochę więcej mocy podczas wyprzedzania, ale silnik rekompensuje to niezłą elastycznością. Od 80 na godzinę można już jechać wyłącznie na piątce. Choć nawet jeżeli przyjdzie nam zmienić bieg, to nie będziemy musieli siłować się z lewarkiem. Biegi wchodzą precyzyjnie i miękko, czyli tak jak powinny.
Jednak najlepszą cechą silnika Golfa jest bez dwóch zdań jego apetyt. Gdyby mój był taki, to na stołowaniu się w fast foodach zaoszczędziłbym parę stówek miesięcznie. Delikatnie obchodząc się z pedałem gazu, możemy zejść poniżej 7 litrów w mieście i niecałych 5 w trasie. To oznacza, że na upartego i przy dobrych wiatrach da się przejechać na jednym baku z Warszawy do Berlina i z powrotem.
Naleśnik
Do takich długich podróży zachęca nie tylko wygodne wnętrze i ekonomiczny silnik Plusa, ale także jego zawieszenie. Jest na tyle komfortowe, że pozwala zapomnieć pasażerom o jakości polskich dróg, i jednocześnie dość twarde, by nie bujać i nie powodować choroby morskiej. Trudność sprawia mu jedynie przejeżdżanie przez poprzeczne nierówności. Staje się wtedy nerwowy jak tancerz, któremu podwinęła się noga, utracił przyczepność i nie wie, co ma zrobić. Po prostu na moment gubi się i odpływa.
Na szczęście nawet w takich sytuacjach Golf jest stosunkowo łatwy do opanowania. Zawdzięcza to świetnemu układowi kierowniczemu, który daje poczucie pełnej kontroli nad autem. Dzięki zmiennej sile wspomagania kierownicą bez trudu da radę kręcić na postoju nawet dziecko, a przy dużych prędkościach układ przyjemnie twardnieje, dostarczając satysfakcji dorosłym. Najwyraźniej niemieccy konstruktorzy postanowili udowodnić konkurencji i sobie, że nawet minivany mogą zachowywać się na asfalcie jak auta sportowe. No i udało się.
Niestety – jak to w życiu – często jedno odbywa się kosztem drugiego i o ile Volkswagenowi wyszedł całkiem dobry, rodzinny samochód, o tyle nie udało się ustalić jego ceny na rozsądnym poziomie. Za 105-konnego diesla trzeba zapłacić 77,5 tys. złotych, a auto nie ma nawet klimatyzacji ani radia (za to wyposażenie z zakresu bezpieczeństwa jest pełne). Na szczęście w salonach można liczyć na wyprzedaż zeszłego rocznika. Upusty cenowe nie oznaczają jednak, że kupujemy danie odgrzewane w mikrofalówce. Golf Plus to rozsądne auto dla rozsądnych ludzi, którzy w motoryzacyjnej kuchni wolą nie eksperymentować.
Kwestionariusz – Volkswagen Golf Plus
- obywatelstwo: niemieckie
- wiek: produkowany od 2005 roku
Wymiary
- długość – 4206 mm
- szerokość – 1759 mm
- wysokość – 1580 mm
- rozstaw osi – 2578 mm
- pojemność bagażnika: 395-505 l/1450 l
- pojemność zbiornika paliwa: 55 l
Serce
- silnik wysokoprężny o pojemności 1896 cm sześc.
- 4 cylindry, 16 zaworów
Tężyzna fizyczna
- moc: 105 KM (77 kW) przy 4000 obr./min
- maksymalny moment obrotowy: 250 Nm przy 1900 obr./min
- napęd: na koła przednie
- skrzynia biegów: manualna, 5-biegowa
Zajęcia na bieżni
- sprint 0-100 km/godz. – 11,9 s
- prędkość maks. – 183 km/godz.
Apetyt
- miasto – 6,9 l/100 km
- trasa – 4,6 l/100 km
Stan majątkowy
- 6 poduszek powietrznych, ABS z ESP, wspomaganie kierownicy, centralny zamek, elektryczne szyby i lusterka
Wartość
- od 77 499 zł