Czy Ford Mustang GT po faceliftingu pozostał Mustangiem?
Ford Mustang to ikona amerykańskiej motoryzacji. Stale jednak spogląda w stronę Europy, próbując zachować charakter i w tym samym czasie dopasować się do tutejszych standardów. Czy to dla niego dobre?
Ford Mustang to ikona – od lat. Mocny, amerykański wizerunek z V8 pod maską już od pół wieku znajduje swoich miłośników. Ford postanowił jednak dostosować nieco Mustanga do europejskich standardów. Ma się prowadzić bardziej jak gran turismo.
I niby brzmi to dobrze, ale czy Mustang nie jest ikoną właśnie dlatego, że był trochę „toporny”? Zobaczmy, co stało się z nim po faceliftingu.
Mustang kradnie spojrzenia
To, co od lat nie zmienia się w Fordzie Mustangu, to jego kształt i charakter. Ale to nie znaczy, że się nie rozwija. To wielkie, masywne coupe o złowrogim spojrzeniu teraz przyciąga wzrok jeszcze bardziej. W końcu ma aż 4,8 m długości.
Po faceliftingu jego spojrzenie jest jednak już trochę inne. Nie wszyscy są do tego przekonani, ale trzeba przyznać, że na żywo wygląda o wiele lepiej niż na zdjęciach. Mustang jest teraz nieco mniej kanciasty, bo przeprojektowano też maskę, która zaczęła bardziej przypominać kopułę.
Widzimy ukłon w stronę Europy. Mam na myśli to, że teraz Mustanga można zamówić z chromowanymi ramkami wokół szyb. Może więc być elegancki, chociaż nie wiem, czy Mustang kiedykolwiek miał takim być.
To jednak nadal jeden z najtańszych samochodów na rynku, który przyciąga prawie wszystkie spojrzenia – i za to należą mu się brawa.
Mustang po faceliftingu ma lepsze wnętrze
Ford Mustang sprzed faceliftingu był raczej kiepsko wykończony wewnątrz – jakość materiałów była daleka od segmentu premium. Ale, co trzeba podkreślić, Mustang nigdy też nie próbował do tego segmentu aspirować. To przecież najtańsze V8 na rynku.
Twarde plastiki moglibyśmy więc zaakceptować, ale skoro wiele osób na to narzekało, Ford postanowił coś z tym zrobić. Teraz jest o wiele lepiej. Twardego plastiku jest tu zdecydowanie mniej.
Zapatrując się jednak na to, co dzieje się w segmencie premium, Ford zrezygnował z klasycznych, analogowych zegarów. Teraz dostajemy zamiast nich ekran, co budzi pewne wątpliwości. Mamy „analogowy” samochód z V8 i brak w nim analogowych zegarów? Wirtualny kokpit sprawdza się dobrze, ale dla jakkolwiek rozumianego „klimatu” można było zachować zegary analogowe, chociażby jako opcję.
System multimedialny ma teraz 8-calowy ekran. Może się też łączyć z Internetem, ale za nawigację musimy dopłacić 5 tys. zł.
Jako opcję możemy zamówić sportowe fotele Recaro za 7 500 zł, ale jeśli chcecie Mustangiem przemierzać większe odległości, lepiej zostać przy standardowych. Sportowe są trochę zbyt twarde.
Bardziej europejskie prowadzenie, czyli nowy Mustang
Podobno jeszcze się taki nie urodził, co by wszystkim dogodził. I Mustang też nie zadowoli wszystkich. Przed faceliftingiem był brutalny, ale też trochę toporny w obsłudze. Po faceliftingu stał się o wiele bardziej wyrafinowany w prowadzeniu.
To w dużej mierze zasługa zawieszenia MagneRide, które kosztuje 8 500 zł. Może pracować w trybie komfortowym lub sportowym, ale w każdym z nich sprawia, że Mustang bardzo przyjemnie pokonuje nierówności i posłusznie wykonuje polecenia kierowcy. Dużo zyskała dokładność prowadzenia przedniej osi, mocno ograniczono też podsterowność.
W wersji GT mamy oczywiście pod maską silnik V8, który mimo nowych norm emisji spalin zyskał 29 KM. Teraz rozwija 450 KM. Stracił na tym jednak silnik 2.3 EcoBoost, który teraz osiąga 290 KM, ale wszyscy wiemy, że „jak Mustang, to tylko z V8”, prawda?
W wersji V8 nieznacznie wzrósł też maksymalny moment obrotowy, bo o całe 5 Nm, i wynosi teraz 529 Nm przy 4600 obr./min. Sekretną bronią nowego Mustanga jest jednak 10-biegowy automat. W porównaniu z Mustangiem sprzed liftingu z 6-biegowym automatem, nowy jest prawie o sekundę szybszy pod względem przyspieszenia do 100 km/h. Zajmuje mu to 4,3 sekundy. Prędkość maksymalna to nadal 249 km/h, zapewne ograniczone elektronicznie.
I ta nowa skrzynia biegów to kolejny element, który upodabnia Mustanga do europejskich samochodów. Pracuje bardzo szybko i jest skuteczna w „domyślaniu się”, co kierowca chce zrobić. Tak duża ilość biegów to o wiele większe możliwości zarządzania momentem, a przy tym też droga do ograniczenia emisji spalin. Nowa skrzynia i zawieszenie są też chyba nieco lżejsze, bo Mustang schudł o 29 kg – do 1693 kg.
Zużycie paliwa ma być średnio o 0,8 l/100 km większe niż przed liftingiem, ale w realnym użytku czuć, że Mustang pali teraz nieco mniej. Udało nam się utrzymać zużycie paliwa na poziomie 14 l/100 km w cyklu miejskim na dystansie 100 km.
Zmieniło się też coś jeszcze. To nowy układ wydechowy Performance z aktywnymi klapami. Pracuje w kilku trybach. Track to ten najgłośniejszy, niezbyt nadający się na drogi publiczne, jeśli nie chcemy mieć problemów. Świetnie sprawdzi się za to na torze i za każdym razem, kiedy będziemy chcieli zwrócić na siebie uwagę. Ale jest tu też tryb Dobrego Sąsiada – Good Neighbor Mode – który zamyka klapy i pozwala na bardzo cichą jazdę.
Okazyjna cena Forda Mustanga
Ford Mustang występuje w dwóch wersjach wyposażenia – Mustang i Mustang GT. Ceny zaczynają się od 170 300 zł za wersję z silnikiem EcoBoost. Ceny wersji GT to przynajmniej 195 300 zł.
Lista opcji nie jest tu zbyt długa – wybieramy kolor, tapicerkę, dodajemy nawigację za 5000 zł, fotele za 7500 zł, automat za 9000 zł, MagneRide za 8500 zł, pakiet Premium z podgrzewanymi i wentylowanymi fotelami i winylowo-skórzanym obiciem deski rozdzielczej i w zasadzie możemy już wyjeżdżać z salonu. Nasza wersja ma jeszcze alarm za 1700 zł.
Mustang to najtańszy samochód na rynku z koniem na masce. Kupując go, dostajemy najwięcej koni mechanicznych za najmniej pieniędzy. I kradniemy najwięcej spojrzeń za najmniejszą kwotę. W tym kontekście cena jest wprost okazyjna!
Lepszy, ale nadal amerykański
Ford Mustang był ikoną i pozostaje nią też w aktualnym wcieleniu. Zachował swój amerykański charakter, szczególnie w wersji GT, ale nie można nie zauważyć, że po faceliftingu stał się o wiele bardziej wyrafinowanym samochodem. Ma zawieszenie rodem z Audi R8, dobry, nowoczesny automat i szereg elektroniki, która poprawia komfort i bezpieczeństwo. Ma też lepsze wykończenie wnętrza. Zupełnie jak samochód z Europy.
I być może to jest kierunek, dzięki któremu do tych ponad 30 tysięcy Mustangów obecnej generacji, które już jeżdżą po Europie, dołączy kolejne 30 tysięcy. Jest amerykański i nadal dość wyjątkowy na naszym rynku, ale klienci przyzwyczajeni do europejskich standardów zyskali o kilka powodów mniej, by narzekać.
Brawa dla Forda!
Redaktor