Czteroosobowa rodzina w kamperze – Volkswagen Grand California. Czy dobrze zrobiłem?
Kamper niejedno ma imię. Czy bazująca na busie – Volkswagenie Crafterze – Grand California zapewni komfortowy dach nad głową czteroosobowej rodzinie?
W ostatnich latach turystyka kamperowa przeżywa swoisty renesans, a tworzeniem takich modeli zajmują się już nie tylko wyspecjalizowane firmy, lecz również producenci samochodów – przerabiając fabrycznie swoje dostawcze modele.
Można by zaryzykować stwierdzenie, że wszystko zaczęło się od Volkswagena i jego modelu Typ-2, czyli busika zbudowanego na bazie „Garbusa”. „Mamuty”, „Buliki” i „Ogórki” dawały dach nad głową młodzieży w szalonych latach 70. XX wieku.
Marka z Wolfsburga kontynuuje swoją tradycję i od kilku generacji przerabia swojego sztandarowego busa – Transportera – na kampera. Takie samochody noszą nazwę „California”. W obecnej linii modelowej znalazło się miejsce dla jeszcze jednego. Tym razem do nazwy dodano przedrostek „Grand”, gdyż ten kamper bazuje na znacznie większym VW Crafterze.
Volkswagen Grand California – bus, ale inny
Właśnie taki pojazd trafił do naszej redakcji. A że w karawaningu mam nieco doświadczenia, o czym mogliście przeczytać kilkanaście miesięcy temu, postanowiłem zestawić go z moim leciwym Hymermobilem.
Przerobiony na kampera VW Crafter już na pierwszy rzut oka różni się od swojego roboczego brata. Jego nadwozie bazuje na najwyższej dostawczej wersji, jednak jej dach został zastąpiony dodatkowo podwyższonym, wykonanym z tworzywa, przez co całkowita wysokość samochodu osiągnęła imponujące, a czasami problematyczne, 3,1 metra. Inne są również boczne sekcje nadwozia. Od razu rzucają się w oczy przyłącza elektryczne, wlew wody czystej i drzwiczki do opróżniania kasety z chemicznej toalety. Największą różnicą są jednak „okna” w tylnej części nadwozia. Są to bowiem plastikowe panele, które dość znacząco dostają od linii bocznej samochodu. W ten sposób udało się dodać kilkanaście centymetrów do tylnego łóżka. Mimo swojego kształtu, panele te nie zwiększają całkowitej szerokości samochodu i nie wpływają negatywnie na widoczność. Ostatnią zewnętrzną różnicą są zastosowane z boków oraz w tylnych drzwiach kampingowe okna z zintegrowanymi zasłonami i moskitierami.
Nasz testowy kamper wyposażony był także w opcjonalne elementy, jak chociażby elektrycznie chowany schodek przy bocznych przesuwnych drzwiach. Sam schodek jest niewątpliwie bardzo przydatny, jednak należałoby popracować nad jego wykończeniem. W mechanizm szybko dostają się zanieczyszczenia, co objawia się zgrzytaniem podczas chowania i wysuwania, a to nie wróży długiej bezawaryjnej eksploatacji. Zdecydowanie lepiej wypadają obsługiwane ręcznie dwa szyberdachy. Te również mają zasłonki i moskitiery, a co ważne, nie trzeba ich zamykać w czasie jazdy, co skutecznie poprawia wentylację.
Bardzo użyteczny jest także bagażnik rowerowy. Należy jednak pamiętać, że przy otwartych drzwiach mocno wystaje on poza ich obrys, i łatwo uderzyć głową w rynny mocujące.
Żaden kamper nie może się obejść bez rolety. Testowa Grand California również była w nią wyposażona. Ręcznie obsługiwana markiza pozwala schronić się zarówno przed deszczem, jak i przed zbyt natarczywym słońcem. Dźwignia służąca do rozwijania ma swoje miejsce nad drzwiami tylnymi, gdzie mocuje się ją w dwóch uchwytach. W testowanym egzemplarzu, ciągle odpinał się jeden z nich, co skutkowało stukami słyszalnymi podczas jazdy.
W kamperze bardzo istotna jest personalizacja. Osobiście dodałbym tu jeszcze jedną, szalenie przydatną rzecz. Panel solarny na dach. Jego brak w Grand Californii skutkował bowiem całkowitym rozładowaniem akumulatora pokładowego już po dwóch dniach kaperowania w jednym miejscu.
Pomieszkajmy w Volkswagenie Grand California
Jak na zewnątrz, tak i w środku kamper bus ma swoje wady i zalety. Na minus trzeba niewątpliwie zaliczyć ogólną ciasnotę. W porównaniu z integrą szafki ubraniowe są bardzo małe i mają nieregularny kształt. Żeby się do nich dostać, trzeba wchodzić na tylne łóżko lub wcześniej je złożyć, co z kolei wyklucza załadowanie czegokolwiek do podłóżkowego bagażnika. W sekcji kuchennej, pomimo zastosowania kilku bardzo sprytnych rozwiązań, jest niewiele miejsca na naczynia, a wewnętrzny stolik jest zbyt mały, żeby spokojnie usiadły przy nim i zjadły posiłek cztery osoby. Kolejną kwestią jest niemal całkowity brak jakichkolwiek haczyków i wieszaków – te również niezwłocznie dodałbym, gdybym miał takiego kampera.
Z drugiej strony na ograniczonej nadwoziem Craftera przestrzeni udało się wygospodarować miejsce do spania dla czterech osób. Dwie, którym przyjdzie spać w tylnej części, nie będą miały zbyt wielu powodów do narzekań. Gorzej z przodu – nad szoferką. Odległość płaszczyzny łóżka od dachu to tylko kilkadziesiąt centymetrów. Aby na nim usiąść, trzeba wystawić głowę przez w pełni otwarty szyberdach. Do tego, jeśli od rana na dachu samochodu oprze się słońce – gorąco szybko wygoni z nas sen. Na plus należy policzyć fakt, że nawet w pozycji rozłożonej przednie łóżko nie uniemożliwia korzystania ze znajdującej się pod nim przestrzeni.
Pod tylnym łóżkiem w Grand Californii znajduje się przepastny bagażnik o objętości ponad 1 m3. Po jego bokach ulokowano dodatkowe schowki. Z prawej strony znajduje się bardzo duży zbiornik na wodę czystą oraz miejsce dla dwóch butli gazowych. Z lewej zaś dwie duże skrytki na drobiazgi. Należy jednak pamiętać, że dostać się do nich można wyłącznie, gdy środkowa – główna część przestrzeni ładunkowej jest pusta. Wadą bagażnika, wynikającą znowu z formy nadwozia, jest to, że aby się do niego dostać, niezbędne jest otwarcie całej tylnej ściany auta, co może się wiązać z szybkim wychłodzeniem wnętrza i wpuszczeniem doń nieproszonych gości – komarów.
Elektryczność = nowoczesność
Całość wnętrza Grand Californii rozjaśniają liczne źródła światła, wykonane w technologii LED. Mamy więc oświetlenie sufitowe oraz wiele lampek punktowych – nad kuchnią, nad łóżkami i nad stolikiem. Dodatkowa długa listwa LED – przy drzwiach przesuwnych – rozświetla przestrzeń z boku samochodu. Całość oświetlenia obsługuje się komfortowo licznymi intuicyjnymi przełącznikami. Nie brakuje także złączy elektrycznych, zarówno tych 230V jak i USB. Opcjonalnie nasz kamper miał również antenę satelitarną z instalacją z dwoma wyjściami dla telewizora.
Bardzo przemyślana, choć znowu malutka, jest także sekcja kuchenna. W szafce zgromadzono zlew z bardzo efektywną baterią z dużym zakresem regulacji, dwa wydajne palniki gazowe i bardzo dużą i bardzo wydajną lodówkę z pięciostopniową regulacją siły chłodzenia. W segmencie zmieściły się niestety tylko trzy szuflady na naczynia.
Obsługę większości urządzeń pokładowych wykonuje się z poziomu niewielkiego ekranu dotykowego. Pokazuje on między innymi ilość wody czystej i szarej czy stopień naładowania akumulatora. Nie uda się nam za jego pomocą niestety spuścić wspomnianej szarej wody. W tym celu musimy niemal klęknąć po lewej stronie auta i wyszukać kranik schowany pod progiem nadwozia. To bardzo niewygodne, a biorąc pod uwagę miejsca, w których zazwyczaj spuszcza się szarą wodę – bardzo niehigieniczne.
Czym jedziemy? – Kamperem
Każdy kto w swojej karierze kierowcy prowadził dużego dostawczaka, bez problemu odnajdzie się w nowym Crafterze. Trzeba tylko pamiętać, że z wysokością ponad trzech metrów nie pod każdy wiadukt się zmieścimy. Doskonałą widoczność zapewniają ogromne szyby i lusterka, a w manewrowaniu pomaga wysokiej jakości kamera cofania umieszczona na samym szczycie dachu, dzięki czemu nie przeszkadzają na przykład zamontowane na bagażniku rowery. Standardowa deska rozdzielcza Volkswagena oferuje liczne skrytki, korytka i schowki, w których zmieszczą się wszystkie podróżne drobiazgi, o jakich tylko pomyślimy. Nawet jeśli coś nam zostanie – możemy to włożyć do jednej z trzech (!) kieszeni w drzwiach.
Czasy, gdy w samochodzie dostawczym siedziało się jak na taborecie, to już odległa przeszłość. Dobrze leżąca w dłoni kierownica umieszczona jest niemal jak w aucie osobowym, a zegary przed nią są prawie identyczne jak te znane nam chociażby z Golfa. Siedzenia również są więcej niż poprawne i dzięki szerokiemu zakresowi ręcznej regulacji – nie męczą nawet na dłuższej trasie. Nie są to jednak siedzenia typowe dla kampera – nie mają chociażby znanej z autobusów i ciężarówek amortyzacji. Ich największą wadą jest jednak tapicerka. Może i jest ona odporna na zniszczenie, ale zdecydowanie nie jest odporna na zabrudzenie. W czasie testu udało mi się pokapać czystą woda mineralną fotel kierowcy, na którym po wyschnięciu została wyraźna plama. Nieodporne na brud okazują się również pozostałe meble Grand Californii. Na ich białym kolorze nie tylko łatwo zostają ślady, ale już sam kolor przywodzi na myśl bardziej wnętrze szpitala niż domu. Na szczęście, w przeciwieństwie do tapicerki siedzeń – meble łatwo dają się czyścić.
Przyglądając się wnikliwie wnętrzu Grand Californii, dostrzegłem też kilka jakościowych niedoróbek. A to jakaś uszczelka nierówno przylegała, a to listewka odstawała. Niektóre naklejki informacyjne naklejone były nierówno... Niby to drobiazgi, które nawet samemu możemy sobie poprawić, ale moim zdaniem – nie powinny mieć miejsca w fabrycznie nowym samochodzie.
Czym jedziemy? – Volkswagenem
Patrząc na Grand Californię od strony samochodowej, nie sposób pominąć wszelkich systemów multimedialnych. W testowym Crafterze zamontowano standardowe radio VW z obsługą telefonu, cyfrowym tunerem radiowym i wspomnianą kamerką cofania. Była też nawigacja, której mapa pochodziła z 2018 roku. Niby to żaden problem, jednak samochód wyprodukowano w 2019 roku i oczekiwać by należało najnowszej wersji podkładu nawigacyjnego.
Współczesny samochód, nawet dostawczy, nie obędzie się już bez asystentów kierowcy. Testowy Volkswagen miał między innymi kontrolę trakcji, asystenta pasa ruchu, czy asystenta martwego pola. W praktyce dwa pierwsze wspomagacze okazywały się bardziej „przeskadzaczami”. Jadąc tak dużym i załadowanym samochodem, dla komfortu pasażerów dobrze, a nawet bezpieczniej jest czasem wykorzystać całą szerokość drogi. Przecinając linię rozdzielającą pasy. Asystent pasa często zbyt natarczywie szarpał wtedy kierownicą. Gdy natomiast staraliśmy się jechać wyłącznie po swoim stronie jezdni, kilka razy kontrola trakcji ingerowała w sytuacjach kompletnie bezpiecznych. Efekt takiego, a nie innego skalibrowania tych systemów był taki, że za każdym razem gdy odpalałem Grand Californię, w pierwszej kolejności dezaktywowałem te dwa układy. Skutkowało to „żółtą choinką” na zegarach. Cóż, coś za coś.
Najsilniejszą stroną układu napędowego nowego kampera VW są jego hamulce. Jadąc nocą, miałem okazję dobrze się o tym przekonać, gdyż przy prędkości około 70 km/h przed maską naszej Grand Californii nagle zaczęły przebiegać dorosłe jelenie. Awaryjne hamowanie zatrzymało masywnego busa niemal w miejscu. W szybkim dostrzeżeniu zwierząt pomogły również świetne reflektory przednie w technologii LED.
Nic złego nie można też powiedzieć o silniku. Wprawdzie czasy, gdy w tej wielkości dostawczym samochodzie mieliśmy pięcio- czy sześciocylindrowy motor o pojemności trzech litrów bezpowrotnie minęły – zabite irracjonalnymi normami emisyjnymi. Jednak mały silnik TDI o znacznej mocy 177 KM sprawnie rozpędza ważącego blisko trzy tony kampera. Pomaga mu w tym aż ośmiobiegowa klasyczna hydrauliczna skrzynia biegów. Ta ostatnia nie działa może tak szybko jak DSG, czy najnowsze przekładnie hydrauliczne marki Aisin w osobowych Volvo czy Peugeotach, jednak Crafter to nie wyścigówka.
Przyczepić można się za to do wyciszenia. Bez wątpienia w kamperze typu integra jest głośniej i od samego nadwozia nie można wymagać więcej – na równej drodze w środku jest naprawdę cicho. W chwili gdy jednak zaczniemy jechać po mniej równym asfalcie, całe wyposażenie wnętrza rozpocznie koncert złożony ze stuków, pisków i zgrzytów. Tego nie spodziewałem się po nowych meblach.
Dla kogo kamper bus?
Jeśli marzymy o podróżowaniu kamperem i jeżeli jest nas dwoje, bez dzieci – kamper bus będzie dobrym rozwiązaniem. Jest minimalnie łatwiejszy w manewrowaniu, minimalnie bardziej oszczędny, tańszy i znacznie szybszy od potężnej w swoim założeniu integry. Jeśli jednak chcemy podróżować z większą ilością osób, integra pod każdym względem będzie lepsza. Zwłaszcza, że koszty utrzymania różnych typów kamperów nie różnią się znacząco.
W czasie wyjazdu Grand Californią słowo „ciasnota” odmienialiśmy z żoną na wszystkie sposoby, co utwierdza mnie w przekonaniu, że mój wybór – kampera integry dla kilkuosobowej rodziny – był właściwy.