Czasowstrzymywacz - muzeum Skody - Skoda
Chwalenie się nie jest niczym złym. To ludzki odruch. Sportowcy mają całą szafę pucharów, które mogą pokazać znajomym, młodzież nowe telefony komórkowe, a milionerzy miniatury pałaców królewskich. Skoda też chce się czymś pochwalić - swoją historią. I właśnie to robi.
Skodę można kochać lub nienawidzić, ale jedno trzeba jej przyznać – historię ma naprawdę piękną. Niewielu zdaje sobie również sprawę z tego, że ta czeska marka początkowo miała tyle wspólnego z samochodami, co Michał Koterski z wyszukanym dowcipem. Wszystko zaczęło się w 1895 roku, kiedy to dwa Vaclavy, Laurin i Klement, zaczęły produkować... rowery. Oczywiście o nazwie Skoda jeszcze nikt wtedy nie myślał, dlatego można było dostać je pod marką Slavia. Poprzez produkcję motocykli firma ostatecznie zaczęła budować samochody marki Laurin&Klement. To właśnie im zawdzięcza ona sukces, ponieważ po przejęciu firmy przez zakład zbrojeniowy Skoda, auta tej czeskiej marki są produkowane do dziś. Niestety jak to w życiu bywa – nic nie trwa wiecznie. Koncern popadł w problemy finansowe i zaczął spadać na dno. Jakkolwiek to brzmi – w takich przypadkach najlepiej znaleźć sobie sponsora. W tym przypadku był to Volkswagen. Skoda dostała od niego drugie życie, wróciła na szczyt i teraz stać ją choćby na otworzenie własnego muzeum.
GDZIE TO JEST?
Budynek znajduje się w Mlada Boleslav przy fabryce. Nie można się tam dostać samolotem, dlatego byłem zmuszony wylądować w Pradze. Z portu lotniczego odebrał mnie kierowca niewiele starszy od Justina Bibera, który podjechał białą Skodą Superb. Po godzinie jazdy dał mi do myślenia. Pomylił drogę, kilka razy zadusił silnik i wymusił pierwszeństwo, ale dopiero, gdy z kończącego się pasa zepchnął kierowcę busa na pobocze, to szczerze zacząłem żałować, że nie mam przy sobie różańca. Ponadto zwątpiłem, czy to muzeum jest warte takiego ryzyka. Chwilę później przekonałem się, że mimo wszystko było.
Warto zauważyć, że w Mlada Boleslav już wcześniej Skoda prezentowała swoje historyczne modele. Koncern postanowił po prostu odświeżyć halę. Wchodząc tam nastawiałem się na coś wielkości lotniska JFK w Nowym Jorku, tymczasem zastałem niewielki budynek, w którym nie wywietrzał jeszcze zapach świeżej farby. Wcześniej jego wnętrze było jednym pomieszczeniem z eksponatami, a teraz zostało podzielone na trzy mniejsze o kameralnej i surowej atmosferze. Pierwsza z hal otrzymała przydomek Tradition i opowiadała o historii marki. Zwiedzających na samym początku witał unikatowy egzemplarz sportowej Skody Popular Sport Monte Carlo. Zaraz za nią można było podziwiać dziadka jednego ze współczesnych modeli – Octavię. Coraz mniej osób wie jak ten samochód wygląda, a szkoda, bo swojego czasu stanowił wizytówkę koncernu.
W następnym rzędzie stały kolejne dwa popularne auta. O ile osobową Skodę Popular już niewielu pamięta, to model 130L jest jedną z „twarzy” lat 80' XX wieku. Zapewne wiele osób ma z nim nawet związanych wiele wspomnień. Patrząc na pokazowy egzemplarz szybko można było sobie przypomnieć o jego dolegliwości – kiepskiej konstrukcji przedniego zawieszenia. Ciężki silnik umieszczony z tyłu mocno odciążał przednie koła, przez co auto potrafiło zafundować swojemu kierowcy zawał serca. Jednak na wszystko można znaleźć rozwiązanie – w tym przypadku były to worki z cementem.
Tylna część pierwszej hali była okupowana przez sport. Słynna Skoda Rapid RS została tutaj zestawiona z rajdową Fabią II. Który z modeli budził większe emocje? To już kwestia indywidualna, jednak nie można nie zgodzić się z jednym – Rapid RS już na oko więcej przeszedł. Jednak w jego przypadku wszystkie wgięte blachy i zadrapania są jak pieprzyk Merlin Monroe. Swoją drogą – trochę szkoda, że współczesny Rapid nie oferuje takiego nadwozia.
W gablotach producent zebrał również wiele historycznych pamiątek. Znajdują się w nich zdjęcia gwiazd jeżdżących Skodami, lista fanklubów, akcenty komunistyczne, a także historia logo. Jedni twierdzą, że to strzała, inni że kura – jakby nie było, za szybą znajduje się większość emblematów, które odzwierciedlają zmiany zachodzące w koncernie.
EWOLUCJA MARKI
Druga sala o nazwie Evolution przedstawiała rozwój koncernu na przestrzeni lat. Zwiedzających witały dwa popiersia założycieli marki oraz pierwszy rower Slavia. Obok niego można było również podziwiać kilka motocykli i trajkę. Zabytkowe samochody przy pierwszym zetknięciu zachwycały szczególnie jednym – zapachem. Pierwsza Skoda Superb powalała jednak czymś jeszcze – gabarytami. Współczesna generacja jest dużym i wygodnym autem, jednak jej dziadek to czołg. Auto oferowało niesamowity luksus w swoich czasach, a obecnie stanowi ciekawy kąsek kolekcjonerski. Podobnie jak coraz bardziej pożądany model 1000MB. W sali Evolution można było również spotkać dużo popularniejsze modele - choćby Skodę Favorit. Wszystkim, którzy wątpią w istnienie urzekającego konceptu Vision D również należy się wyjaśnienie – auto znalazło swoje miejsce w muzeum. Można je dotknąć, zrobić przy nim zdjęcie i zajrzeć do środka przez szyby, które są tak ciemne, że i tak niewiele przez nie widać.
Na deser zostaje jeszcze jedna sala. Powinna zainteresować szczególnie tych, którzy uważają, że zabytkowy samochód odnajduje się przypadkiem zakonserwowany po 50 latach spoczynku w stodole pod kępą siana. Następnie traktuje się go ze szlaufa do podlewania trawników, żeby go trochę opłukać i wstawia do muzeum by cieszył oko. No niestety tak łatwo nie jest. Ostatnia sala o nazwie Precision demonstruje ciężki proces remontowania zabytków. Zwykle są w opłakanym stanie i trudno je nawet rozpoznać. Po identyfikacji nieoryginalnych części należy wymienić je na te właściwe, a cała procedura trwa kilka lat i pochłania ogromne fundusze. Ciężko oprzeć się wrażeniu, że mimo wszystko warto.
Wystawione egzemplarze wprawiają w sentymentalny nastrój, jednak ich liczba nie jest wcale duża. Skoda ma jednak jeszcze asa w rękawie. Posiada wiele innych modeli, które nie są udostępnione zwiedzającym i zostały ukryte w jakimś zagadkowym pomieszczeniu. Może koncern powinien w końcu pomyśleć o większym budynku? To jednak nie znaczy, że schowane auta nigdy nie ujrzą światła dziennego – ekspozycja muzeum co jakiś czas będzie zmieniana. W międzyczasie zwiedzania można również przepuścić fortunę w miejscowym sklepie z gadżetami marki oraz napić się kawy. Szczególnie ta ostatnia skłania do refleksji – Skoda ma się czym pochwalić. I aż żal, że jej losu nie podzieliła żadna polska marka.