Countrymanem w góry
Kiedy MINI Countryman zawitał do redakcji, zaczęliśmy się zastanawiać, co kryje się pod tą nazwą. Góry? Bacówki? Wypas owiec? Uznaliśmy, że jesteśmy blisko odpowiedzi, ale musimy to jeszcze potwierdzić. I tak udaliśmy się gdzieś na południe od Krakowa.
Wiele osób ma problem z nazwą „Countryman”. No bo jak można było nazwać MINI - miejskie samochody w stylu retro - „Człowiekiem wsi”. Dla miastowych to jak policzek. Nie umniejszając wszystkim mieszkańcom mniejszych miejscowości, oczywiście.
Być może MINI sugeruje nam w ten sposób częstsze wypady na łono natury? A skoro nas tam już wysyła, to wypadałoby, żeby samochód nas tam bez problemu dowiózł, prawda?
Ruszamy więc w kierunku Pienin.
Kraków - Nowy Targ
Zakopiankę znają chyba wszyscy. To jedna z ciekawszych dróg w Polsce - ładne widoki, dobre tempo i zakręty, które nie pozwalają się nudzić. Oczywiście przy ostrzejszych łukach stoją ograniczenia, ale jedynie do 90 km/h. Kto często korzysta z tej części krajowej „siódemki”, ten wie, że warunki potrafią tu czasem zaskoczyć.
Dzisiaj nigdzie nam się nie spieszy. Chcemy przede wszystkim zrobić ładne zdjęcia, a w tym wypadku im później dojedziemy na miejsce, tym lepiej. Za cel obraliśmy okolice Niedzicy i Zalewu Czorsztyńskiego. Co dalej - zobaczymy.
Suniemy płynnie, stosując się do ograniczeń prędkości. MINI nie potrzebuje w takiej sytuacji zbyt dużo paliwa. Komputer wskazuje, że silnik potrzebuje średnio 5,3 l/100 km. 150-konny diesel może nie uczyni z Countrymana demona prędkości, ale portfel będzie się do nas uśmiechał.
Nowy Targ - ?
Zjeżdżamy z Zakopianki do Nowego Targu i ruszamy w kierunku Pienin, czy raczej w rejony Spiszu. Drogi stają się bardziej kręte. Choć w wielu miejscach położono nowy asfalt, niektóre szlaki są pełne wyboi. Szczególnie w miejscowościach, gdzie chyba każdy dom ma swoją studzienkę kanalizacyjną - i oczywiście te studzienki znajdują się w różnych miejscach na drodze.
Zawieszenie Countrymana pracuje w takich warunkach prawidłowo. Samochód nie destabilizuje się, a zawieszenie nie dobija. Podobnie na drogach, które nigdy asfaltu nie widziały - możemy jeździć po nich całkiem szybko, bez obaw o utratę plomb.
Docieramy do docelowego regionu, ale gdzie jedziemy dokładnie? Tego sami nie wiemy. Jak to mówią, nie każdy, kto błądzi, zgubił się. Chcemy trafić w samo sedno wsi. Jak inaczej to zrobić, nie znając okolicy, jeśli nie błądząc?
Tak też docieramy do przeprawy przez strumień. Nie za głęboki, ale z dość stromym podjazdem, który na pewno pozbawił by zderzaka samochód z dłuższymi zwisami i niższym zawieszeniem. Nie powiem, by MINI było w stanie pokonać tę przeszkodę z dużą prędkością, bo jednak nie jest to typowy SUV, ale udało się. Powoli, ostrożnie, ale zawsze.
Uznajemy, że MINI daje sobie radę w lekkim terenie.
Czas wjechać gdzieś wyżej. Słyszeliśmy o pięknej panoramie Tatr gdzieś w okolicy Łapszanki. Chyba jeszcze nie tak dawno mijaliśmy drogowskaz wskazujący tę miejscowość… Zgadza się, cofamy się kilkanaście kilometrów i jesteśmy.
Tak, jak mówili - widok jest piękny. Wjeżdżamy na pole wyglądające na nieużytek, robimy parę zdjęć i jedziemy dalej. Ruszamy w stronę wąskiej drogi, na której mieści się tylko jeden samochód. Gdzie nas poprowadzi? Hmm… Słowacja?!
Tak wąska droga nie wygląda na często uczęszczane przejście graniczne, ale prawdopodobnie przed wejściem Polski i Słowacji do strefy Schengen odbywał się tędy przygraniczny ruch miejscowej ludności. Za lasem otwiera nam się niesamowity widok na dolinę, w której położona jest wieś Osturnia. Ponad nią wznosi się szczyt i wszystko wskazuje na to, że w jego kierunku prowadzi kolejna, wąska dróżka… Jedziemy!
Okazuje się, że szczyty, które obserwujemy, to Płaczliwa Skała (2142 m n.p.m.) i Hawrań (2152 m n.p.m.) - dwa najwyższe szczyty Tatr Bielskich na Słowacji. Oglądamy je z wysokości 1080 m n.p.m., a dzieli nas od nich jedynie opadająca o prawie 100 m niżej dolina. Ostatecznie asfaltowa droga się kończy i zamienia w nieutwardzone błoto. Wtedy zaczyna się ulewa, ale cóż - w takim miejscu ciężko zrezygnować ze zdjęć. Countryman na szczęście nie grzęźnie w błocie - w miarę sprawnie poruszamy się po wszelkich zjazdach i podjazdach.
Czas wracać
Choć przyroda mówi “zostańcie”, nie uśmiecha nam się wracać do Krakowa w przemoczonych ubraniach. Wracamy do Niedzicy, gdzie zastajemy niesamowity zachód słońca. Niebo mieni się szeroką paletą barw - od ciemnej szarości odchodzących deszczowych chmur, aż po instensywny róż, czerwień i żółć. Im późniejsza godzina, tym lepszy efekt. Patrzymy na zachodzące nad Zalewem Czorsztyńskim słońce jak zahipnotyzowani, ale czas już wracać. Nocą życie na wsi zatrzymuje się, by ruszyć na nowo wraz z następnym wschodem.
Kim jesteś MINI Countrymanie?
Czy nasz wyjazd pozwolił nam odkryć prawdziwe powołanie Countrymana? Musimy przyznać, że miejscami bardziej skupialiśmy się na widokach niż na samochodzie. Samochód jednak dowiózł nas wszędzie, gdzie chcieliśmy. Przejechał przez strumień, wdrapał się na pagórek z panoramą Tatr i ostatecznie zaprowadził nas na słowacką część Spiszu. Nie straszne były mu nierówne drogi, ani błoto - oczywiście w granicach rozsądku. Zdając sobie sprawę z ograniczeń MINI, czyli jedynie lekko podniesionego prześwitu i dołączanego napędu na cztery koła, nie próbowaliśmy wjeżdżać w mokre błoto, skąd raczej byśmy już nie wyjechali.
450-litrowy bagażnik okazał się w zupełności wystarczający, jeśli trzeba przewieźć sprzęt foto-wideo trzech osób. Silnik natomiast jest wystarczająco oszczędny i mocny, by sprawnie jeździć po drogach ekspresowych i nieutwardzonych.
Przede wszystkim jednak MINI Countryman zyskał nasza sympatię. Czy słusznie, czy nie - ciężko powiedzieć. Zabrał nas w piękne miejsca, więc jak tu go nie lubić? ;)
Redaktor