Ciao Bella! - Alfa Romeo MiTo
Podczas testu MiTo przypomniały mi się piękne i beztroskie lata młodości, kiedy to dla każdego z nas w samochodzie najważniejsze były: dobry sprzęt grający, szałowy wygląd i trochę miejsca w bagażniku. Miejsca tyle, żeby zmieścić małego grilla i parę okołogrillowych zapasów. Cała reszta była dla nas równie nieistotna, co długość ogona leszczy ze środkowego biegu Wisły. Szkoda, że wtedy nie produkowano MiTo.
Kiedy pomyślałem o żółtym MiTo czekającym na mnie na parkingu, to miałem trochę mieszane uczucia. Nie dość, że auto wydawało mi się mocno kobiece, to jeszcze ten kolor – całusy wysyłane od nadmiernie dbających o siebie panów w samochodach obok, gwarantowane! Postanowiłem dokładnie przyjrzeć się MiTo, bo tak pobieżnie oglądany na ulicy wydawał mi się zawsze plastikowy i niespecjalnie ciekawy. Ten nieduży hatchback zyskuje po bliższym poznaniu, jednakże czuję, że takie samo MiTo w smutnym, czarnym kolorze, bez tak ładnych felg nie wywołałoby uśmiechu na mojej twarzy. MiTo jest wzorowane na modelu 8C Competizione i podobieństw z tym supersamochodem nie sposób przeoczyć. Charakterystyczne lampy, masywny zderzak z pięknym scudetto, będącym symbolem Alfa Romeo – wszystko komponuje się wręcz idealnie. Jeśli chodzi o design, to Włosi po raz kolejny pokazali na co ich stać.
Po otwarciu długich, gustownych drzwi pozbawionych ramek, zaglądam do środka. Hmm, nie jest najgorzej, ale spodziewałem się… no właśnie, czego? Wodotrysków? Może nie, ale jednak czegoś więcej. Nie mówię, że jest źle czy brzydko, jest tylko mało oryginalnie. Całe szczęście połacie czarnego i twardego plastiku ktoś w testowej wersji poprzetykał miękkim materiałem przypominającym wyglądem włókno węglowe. Dobrze wyglądają sportowe nakładki na pedały i chromowany przełącznik trybu jazdy D.N.A. Miła w dotyku jest skóra pokrywająca siedzenia – tu nikt nie oszczędzał. To wszystko nadaje sportowego wyglądu wnętrzu, natomiast bezsensownie wielka, jak w dostawczaku, kierownica, już tak sportowo nie wygląda. Krótko mówiąc MiTo, z zewnątrz bezkompromisowe, w środku już tak bezkompromisowe nie jest. Pomijając kwestię wyglądu, spasowanie plastików stoi na niezłym poziomie – podczas jazdy moich uszu nie dochodziły żadne niepokojące trzeszczenia.
Po nasyceniu swoich oczu wyglądem MiTo, postanowiłem ruszyć w drogę. Pomyślałem, że dobrym pomysłem będzie podłączenie mojego telefonu do zestawu głośnomówiącego. Zwykle w aucie testowym zajmuje mi to mniej więcej 30 sekund. Zwykle, nie znaczy, że zawsze – póki co Alfa z systemem Blue&Me od Microsoft jest na pierwszym miejscu w ilości straconego na to czasu. Ba, musiałem posiłkować się instrukcją obsługi, bo nie byłem w stanie rozgryźć zasady tak prostej czynności, jak parowanie telefonu. Nie wiem też czemu po połączeniu, ten super system nie odtwarza strumieniowo muzyki z telefonu. Bill dlaczego? Te dwa zgrzyty nie są jednak w stanie zepsuć dobrego wrażenia z użytkowania multimediów i nawigacji, bo działają one (po skonfigurowaniu) bezproblemowo, a dźwięki płynące z głośników BOSE są przyjemne dla ucha.
W drogę! Budzę do życia 135-konny silnik 1.4 TB MultiAir. MultiAir to system, którego istotą jest wprowadzenie pomiędzy zawór wlotowy a krzywkę wałka rozrządu odpowiednio dobranej ilości oleju. Wszystko to odbywa się za pośrednictwem zaworu solenoidalnego, którego sterowane komputerem otwieranie i zamykanie, pozwala na zwiększenie mocy oraz momentu obrotowego silnika, a także na zmniejszenie zużycia paliwa i w efekcie emisji CO2. Teoria jest piękna, ale jak to wygląda w praktyce? Silnik w połączeniu z 6-biegową skrzynią TCT całkiem ochoczo, bo w 8,2 sekundy przyspiesza do 100km/h. Pomocny jest w tym moment obrotowy na poziomie 230 Nm, dostępny już od 1750 obr./min. Owszem, rakieta to to nie jest, ale do dynamicznej jazdy w mieście w zupełności wystarczy. Trzeba tylko pamiętać, że jeśli chodzi o prędkość i płynność działania, to skrzyni TCT daleko jest do wynalazku pt. DSG. Również jeśli chodzi o spalanie w mieście, to MiTo nie jest mistrzem świata. 9 a nawet 10 litrów na każde przejechane 100 kilometrów, przy włączonym systemie Start&Stop, to jednak trochę dużo. Znacznie lepiej wygląda to w trasie, choć do deklarowanych przez producenta 4,5l/100km nie miałem najmniejszych szans się zbliżyć. Podczas jazdy autostradą ze stała prędkością 120km/h, spalanie wahało się pomiędzy 6 a 7 litrów. Być może to kwestia dość silnie wiejącego na drodze wiatru.
Dopełnieniem duetu skrzyni i silnika jest system o tajemniczej nazwie D.N.A. Studiujących medycynę uprzedzam, że ma on niewiele wspólnego z kwasem dezoksyrybonukleinowym. D.N.A. to 3 tryby ustawień preferencji jazdy – Dynamic, Normal i All weather. W zależności od wybranego trybu układ kierowniczy staje się mniej lub bardziej usztywniony, a pedał gazu z mniejszą lub większą czułością reaguje na nacisk naszej stopy. Przyznaję - faktycznie czuć różnicę w zachowaniu się auta po zmianach trybu.
MiTo bardzo pewnie zachowuje się na drodze, a wygodna pozycja za kierownicą sprzyja dłuższym wyjazdom. Po przejechaniu 350 kilometrów bez przystanku, wysiadłem z auta niespecjalnie zmęczony. Auto, mimo że niewielkie, nawet przy maksymalnej prędkości autostradowej jedzie jak po sznurku. Trochę nerwowo zaczyna kręcić kuprem przy awaryjnym hamowaniu, ale czuć to tylko w pierwszej chwili po wciśnięciu pedału hamulca. Wyciszenie wnętrza można uznać za dostatecznie dobre – pasażerowie nie muszą krzyczeć do siebie w czasie jazdy. Podczas podróży jedna rzecz spodobała mi się na tyle, że chcę o niej wspomnieć – to lusterka zewnętrzne, których niebieski odcień niezmiernie przypadł mi do gustu – aż dziw, że wszyscy producenci samochodów takich nie stosują.
Alfa Romeo MiTo jest bez wątpienia autem nietuzinkowym. Jest atrakcyjna wizualnie, dobrze się prowadzi i pięknie prezentuje na parkingu. Ma niestety jedną wadę – ze względu na cenę, nie jest dla każdego. Testowa wersja to wydatek rzędu 110 tysięcy złotych, co jest według mnie lekko przesadzoną kwotą, ale nie od dziś wiadomo, że Alfę kupuję się sercem, a nie rozumem.