Chevrolet Malibu z silnikiem Diesla - brakujący element
Chevroletem Malibu jeździliśmy już na początku lata, a pod jego maską pracowała 4-cylindrowa jednostka o pojemności 2,4 litra i mocy 167 KM. Wtedy auto bardzo nam się spodobało - ładnie brzmiało, było komfortowe, ale stabilne na zakrętach, nieźle wyciszone i spasowane.
Były też zastrzeżenia. Po pierwsze, elastyczność i dynamika nie powalały - 2,4-litrowa jednostka o mocy 167 KM zapewniała co prawda nieskończoną żywotność, ale o sportowych osiągach można było zapomnieć. Po drugie, w wersji benzynowej Malibu nie grzeszyło oszczędnością - zużycie paliwa było na poziomie około 10 l/100km na trasie i nawet 14 l/100km w mieście. Obydwa te problemy obiecywano rozwiązać dzięki nowej wysokoprężnej jednostce napędowej, która w przyszłości miała pojawić się pod maską Chevroleta Malibu.
Najwyraźniej pracownicy Chevroleta zamiast urlopów wzięli tego lata nadgodziny, bo niecałe 2 miesiące później (pod koniec sierpnia) otrzymaliśmy zaproszenie na prezentację Malibu z silnikiem Diesla. Zaglądamy do specyfikacji: 1956 ccm, 160 KM przy 4000 obr./min i 350 Nm przy 1750 obr./min. Masa własna około 1,7 tony. Będzie jechać? Testowany przez nas benzynowy Chevrolet Malibu nie był demonem prędkości, ale na drodze radził sobie, choć robił to kosztem niekończących się redukcji i trzymania silnika na wysokich obrotach. Nowy diesel ma o 30% więcej momentu obrotowego, dostępnego 3000 obrotów niżej, niż wersja benzynowa. Zanosi się więc na przyspieszanie bez wysiłku, bez wysokich obrotów i, co najprzyjemniejsze, bez wiru w baku – średnie zużycie oleju napędowego ma wynieść 5,1 litra (kontra 7,8 l/100km w benzynie). Zobaczymy jak będzie w praktyce.
Chevrolet Malibu – sylwetka na tle konkurencji
Przypomnijmy sobie, co oferuje Chevrolet Malibu. Zacznijmy od tego, że głównym zadaniem auta jest walka, o ile można to tak nazwać, z konkurentami ze stajni Volkswagena, Forda czy Toyoty, a nawet Opla (choć to ostatnie byłoby swego rodzaju kanibalizmem). Zapewne wiele osób na pierwszy rzut oka wyda opinię: „Jak ten Amerykanin może konkurować z Volkswagenem Passatem czy Fordem Mondeo?!” No jak to jak? A choćby ceną!
A konkretniej stosunkiem ceny do możliwości i wyposażenia. A trzeba przyznać, że w tym temacie Chevrolet ma przewagę nad konkurencją, choć w wersji z dieslem jej nie miażdży, jak w przypadku wersji benzynowej. Wygląd auta także może się podobać. Malibu dość sprawnie wpisuje się w obecną strategię stylistyczną Chevroleta - z przodu mamy znajomy, podwójny grill z wielkim logo marki i zachodzącymi na boki modnymi światłami. Z tyłu znajdziemy duże światła przypominające te z Camaro, muskularny kuper i podwójne końcówki układu wydechowego. Całość może nie jest szczytem wyrafinowania i stylistycznej finezji, ale ten spokojny konserwatyzm może się podobać. Auto przy rozstawie osi na poziomie 2737 mm jest dość szerokie – mierzy 1855 mm.
Wygląd zewnętrzny ma swoje odzwierciedlenie również w środku, który również został zaprojektowany w zgodzie z pozostałymi modelami Chevroleta. W dużym sedanie nie może zabraknąć miejsca i Malibu spisuje się w tym zakresie bez zarzutu - przestrzeni jest aż nadto nawet dla rosłego kierowcy. Fotele są po amerykańsku wielkie i wygodne, choć zajmują tym samym tyle miejsca, że wspomniany rosły kierowca za samym sobą zbyt komfortowo się nie rozsiądzie. Jeśli jednak Twoja rodzina nie przypomina drużyny koszykarskiej, komfortu i przestrzeni w Chevrolecie Malibu nie zabraknie.
Producent przy każdej okazji chwali się dużą ilością pojemnych i funkcjonalnych schowków. Oprócz standardowych mniejszych lub większych skrytek, do dyspozycji użytkowników Chevroleta Malibu oddano ciekawy schowek ukryty za 7-calowym ekranem dotykowym. Ponadto w każdej kieszeni w boczkach drzwiowych można upchnąć butelkę o pojemności 1 litra. Bagażnik również jest dość pojemny, ale niektórzy mogą narzekać na jego nieregularne kształty. Nie czepiajmy się zresztą – to rodzinny sedan, a nie towarowy van.
Full wypas do testu
Do jazdy testowej wylosowałem wersję z 6-biegową automatyczną skrzynią biegów w najwyższej wersji wyposażenia LTZ. Zerkam do cennika – za taką w salonie trzeba wyłożyć 115.990 zł. Cena nie brzmi może jak okazja, lecz przypomnę, że mówimy o najwyższej wersji, do której już nie ma prawie nic do dokupienia. Cennik mówi tylko o oknie dachowym za 3.000 zł i dopłacie za lakier metalik 2.400 zł. I takie podejście mi się podoba, bo w standardzie LTZ znajdziemy wszystko, czego dusza zapragnie – od pełnej elektryki w podgrzewanych fotelach i dobrego audio do bi-ksenonowych świateł i skórzanej tapicerki.
Pierwsze spotkanie z silnikiem Diesla
Szybkie przypomnienie – pod maską mamy czterocylindrową jednostkę wysokoprężną 2.0D o mocy 160 KM i momencie obrotowym 350 Nm. Prędkość maksymalna to wg producenta 213 km/h, ale tego nie będę sprawdzać – skupię się na prędkościach codziennych.
Pierwsze kilometry w Chevrolecie Malibu z silnikiem Diesla pod maską, to nieuchronne pytanie: ”czy silnik będzie cichszy, kiedy się nagrzeje?”. Będzie , ale nie na tyle, aby dać o sobie zapomnieć. Silnik słychać szczególnie przy przyspieszaniu. Benzynowa wersja także robiła duże zamieszanie po wciśnięciu gazu, ale kręcący się w okolicach czerwonego pola duży benzyniak generuje nieporównywalnie przyjemniejszą ścieżkę dźwiękową od diesla, pracującego pod obciążeniem. Plus dla wersji benzynowej.
Przynajmniej „pod obciążeniem” to w przypadku diesla 3000 obr./min – elastyczny silnik daje z siebie wszystko, pozostając w niewielkim zakresie obrotów. W praktyce cała jazda zamyka się w przedziale 1500 – 3500 obr./min. – co znacznie ułatwia pracę automatycznej skrzyni biegów, która świetnie się odnajduje w połączeniu z silnikiem Diesla, nie gubi się w doborze przełożeń i zwykle doskonale wie, czego od niej oczekuję – w przeciwieństwie do wersji benzynowej, która miała „do ogarnięcia” znacznie szerszy zakres obrotów i nie zawsze zgadywała czego od niej chcę. Za wzorową współpracę z „automatem” plus dla diesla.
Silniki Diesla są nie tylko droższe, ale i cięższe. Czy to było powodem, dla którego zawieszenie Malibu 2.0D zostało zestrojone tak twardo? Po przesiadce z wersji benzynowej Malibu w dieslu zaskakuje sztywność zawieszenia, dając znać o każdej, nawet niewielkiej nierówności. Praca podwozia jest ponadto zbyt dobrze słyszalna wewnątrz auta, w którym zaczyna się robić trochę zbyt głośno (patrz wcześniejszy akapit o hałaśliwym silniku Diesla). Sztywniejsze zawieszenie ma oczywiście swoje dobre strony – w zakrętach Malibu zachowuje się bardzo przewidywalnie, z minimalnym opóźnieniem reagując na obrót kierownicy, ale w tym rodzinnym segmencie moim zdaniem ważniejszy od sportu jest komfort. Plus dla benzyny.
A jeśli ktoś przepada za sportem? Wybrać diesla czy nie? Osiągi tych silników są podobne, bo z wynikiem 9,7 sek. do 100 km/h diesel jest zaledwie 0,2 sek. wolniejszy od benzyny. Ma za to o 9 km/h wyższą prędkość maksymalną (213 km/h). To suche dane techniczne, ale w praktyce przy spokojnej jeździe diesel radzi sobie lepiej z uwagi na swój potężny moment obrotowy. Gwałtowne przyspieszenie nie wymaga wkręcania silnika na wysokie obroty, a wyprzedzanie trwa tylko chwilę. Plus dla diesla.
Czy Chevrolet Malibu w dieslu jest wciąż przebojem cenowym?
Wróćmy do cen Chevroleta Malibu. Auto w najwyższej wersji wyposażenia LTZ z 2,0-litrowym silnikiem Diesla i 6-biegową skrzynią manualną kosztuje 109.990 zł. Za model z 6-biegową skrzynią automatyczną trzeba wyciągnąć z kieszeni już 115.990 zł. Nie jest to niska cena, ale w zamian dostajemy między innymi 18-calowe felgi aluminiowe, reflektory ksenonowe, podgrzewane przednie fotele, czujnik deszczu, dwustrefową klimatyzację automatyczną, system audio z ekranem dotykowym LCD czy system kontroli ciśnienia w oponach. A co oferuje konkurencja w podobnym zestawieniu cenowym? Niemal w tej samej cenie, 115 tysięcy złotych, dostaniemy Forda Mondeo w wariancie wyposażenia Titanium z 4-drzwiowym nadwoziem i silnikiem 2,0-litra TDCi o mocy 163 KM z manualną, 6-biegową skrzynią biegów. Za automatyczną przekładnię PowerShift trzeba dopłacić aż 9 tysięcy złotych. Możemy również zerknąć na ofertę Japończyków, a tam mamy na przykład Toyotę Avensis w wersji sedan z 2,2-litrowym silnikiem D-4D o mocy 150 KM w wersji wyposażenia SOL i z manualną, 6-biegową skrzynią biegów w cenie 112.900 złotych. Możemy oczywiście zajrzeć również do cennika Volkswagena, w którym warto zwrócić uwagę na Passata w wersji specjalnej Optimum. Auto w wariancie Comfortline Optimum z 2,0-litrowym silnikiem TDI o mocy 140 KM z 6-biegową przekładnią DSG kosztuje 117.690 złotych.
Jak widać w podobnej cenie możemy znaleźć kilku ciekawych konkurentów dla modelu Malibu. Czym więc wyróżnia się sympatyczny Amerykanin? Przede wszystkim samym faktem, że nie jest to kolejne Mondeo czy Passat, ale czy sama chęć wyróżnienia się z tłumu i pójścia pod prąd sprawi, że Chevrolet Malibu będzie sprzedawał się dobrze? O tym przekonamy się za kilka miesięcy, gdy opisywany model zadomowi się na rynku, a klienci oswoją się z ofertą. Szkoda, że model z dieslem pod maską nie jest cenowo już tak dużym zagrożeniem dla popularnych europejskich konkurentów. Owszem, jest wciąż tańszy od nich, ale różnice nie są już tak jednoznaczne. Plus dla benzyny.
Podsumowanie
Diesel czy benzyna? To odwieczne pytanie spędza sen z powiek prawie każdego kupującego. Często odpowiedź brzmi – diesel! Tym razem powiedziałbym – to zależy. Jeśli nie robisz dużych przebiegów, a interesuje Cię duże i wygodne auto segmentu D to zastanów się nad Chevroletem Malibu w wersji benzynowej. Będzie o 8.000 zł taniej, ciszej i bardziej komfortowo. Trochę mniej elastyczny silnik musisz mu wybaczyć – nie został wszak stworzony do ścigania się, tylko do zrobienia przysłowiowego miliona kilometrów bez remontu.
Jeśli jednak przebiegi rzędu 30.000 km rocznie nie są Ci obce – wybierz diesla. Większy wydatek zwróci się po roku, a do sztywnego zawieszenia i głośniejszego silnika łatwiej się przyzwyczaić, kiedy wiesz, że Twój Chevrolet Malibu w dieslu dowiezie Cię (przynajmniej w teorii) na jednym baku z Warszawy aż do … Dubrownika.
Z powyższych rozważań benzyna otrzymała trzy plusy – diesel dwa. Benzyna górą? A perspektywa podróży na jednym baku do perły Chorwacji? Plus dla diesla. A więc – remis! Wybór należy do Ciebie.