Chevrolet Captiva - sztuka urzekania
Pierwszy kontakt z nową Captivą mamy już za sobą - już w lutym tego roku mieliśmy okazję przejechać się tym autem po ośnieżonych alpejskich trasach testowych. Teraz przyszedł czas na bliższą znajomość.
Gra „na kasę”
Słowo captivate z angielskiego znaczy urzekać. Sprawdziliśmy więc, czy SUV Chevroleta ma w sobie dość charyzmy, aby urzec dzisiejszego, wymagającego klienta. Do dyspozycji otrzymaliśmy bogato wyposażony testowy egzemplarz z 184-konnym silnikiem Diesla 2.2D i automatyczną 6-biegową skrzynią biegów.
Czy mając tak dobre karty Captiva musi się martwić o zwycięstwo w tej grze o względy nabywcy? Wszak konkurencja nie śpi, motywowana główną nagrodą – czyli kwotą co najmniej 83.990 złotych, które w razie zwycięstwa klient zostawi właśnie w salonie Chevroleta.
Nowy, ale dobrze znany
Producent twierdzi, że to nowy model, lecz z zewnątrz mniej wprawne oko może mieć problemy z rozpoznaniem samochodu przed i po zmianach. Z przodu auto zyskało nowy, duży grill, troszkę przemodelowane, wyostrzone reflektory i inaczej umiejscowione światła przeciwmgielne. Z tyłu zmieniono klosze lamp na takie, które czasem nazywamy „lexus-look” i to w sumie tyle. O ile przód samochodu jest masywny i może się podobać, to z tyłu wygląda, powiedziałbym dość „koreańsko”. Nie pomaga podwójna końcówka wydechu, któremu być może przez zbyt blisko umieszczone rury brakuje agresywności. Co do Korei – tam właśnie wytwarzana jest Captiva i mogło to mieć wpływ na ostateczny wygląd SUVa.
Pozytywna atmosfera
Wnętrze testowej Captivy prezentuje się ciekawie ze względu na kolorystykę. Połączenie różnych odcieni szarości pozytywnie wpływa na nastrój panujący wewnątrz. Dwukolorowa skórzana tapicerka czy wstawki imitujące włókno węglowe na konsoli środkowej i skrzyni biegów dopełniają tego wrażenia. Te ostatnie pod naciskiem palca sprawiają wrażenie solidnych. Jakość ich montażu także nie budzi najmniejszych uwag. Podobnie sprawa wygląda z resztą kokpitu - jest precyzyjnie spasowany, a podczas jazdy żadne elementy nie wydają niepowołanych dźwięków. Biorąc pod uwagę jakość użytych materiałów, najlepiej ma się góra deski rozdzielczej wykończona miękkim i przyjemnym w dotyku materiałem. Niżej napotkamy malowane na srebrno wstawki, które po dłuższym okresie użytkowania mogą się rysować. Nie obyło się też bez drobnych wpadek - zegarek na konsoli środkowej przypomina stylem ten z Infiniti, ale zarówno jakościowo, jak i stylistycznie nie powala na kolana. A do tego wyświetlacz jest w nim osadzony za głęboko, przez co odczyt godziny jest utrudniony nawet z pozycji kierowcy, nie mówiąc o osobach zajmujących tylną kanapę.
W obsłudze pokładowej elektroniki zastrzeżenia miałem głównie do nawigacji, która nie dość, że nie znała nazwy wsi, do której jechałem (niespotykane zjawisko – bo wszędzie to sprawdzam), to jeszcze wyświetlała drogę w niezbyt czytelny sposób. Prócz tego panel klimatyzacji mógłby zawsze pokazywać aktualne nastawy. Jeśli w menu nie jest wybrany ekran „wentylacyjny”, to aby ponownie sprawdzić temperaturę we wnętrzu czy siłę nawiewu, trzeba zmienić bieżące ustawienie - a to nie zawsze jest to, czego oczekuję.
Miejsce dla siedmiu
Captiva jak na auto zbudowane na bazie kompaktu zachwyca ilością miejsca w środku. Z przodu oferuje wygodne, niemęczące podczas jazdy fotele. Z tyłu miejsca nie braknie dla wysokich pasażerów, zarówno nad głową jak i na nogi. SUV Chevroleta ma jeszcze jedną zaletę – dwa dodatkowe składane fotele w bagażniku. Sprawdziłem oczywiście, czy (do)rosła osoba jest w stanie tam wejść. Okazało się, że nad głową nie miałem miejsca, ale przestrzeń na nogi była w porządku. Oczywiście siedzisko jest za krótkie, zagłówki za niskie, ale to standardowe przypadłości 6-go i 7-go miejsca także w wielu innych autach. Tak czy inaczej - na krótką przejażdżkę jest to dobre rozwiązanie, na dłuższą trasę podróż na nich może być (i zapewne będzie) zbyt męcząca.
„Waga ciężka”
Nowy Chevrolet Captiva napędzany jest dwiema nowymi jednostkami wysokoprężnymi i benzynowymi - wszystkie łączone z 6 biegowymi przekładniami manualnymi bądź automatycznymi. Jak wspominałem wyżej, egzemplarz testowy posiadał pod maską Diesla o pojemności 2.2 litra w mocniejszym wariancie 184 KM. Dynamika do prędkości 100 km/h była zadowalająca, ale powyżej czuć było wyraźne opory przy nabieraniu prędkości. Mając ponad dwulitrowy silnik o dużej mocy, można by się spodziewać o wiele lepszej elastyczności, lecz w tym aucie silnik musi sobie poradzić ze sporą jak na tę klasę samochodów masę własną wynoszącą aż 1940 kg. Dla porównania, VW Tiguan ze 170 konnym Dieslem waży 260 kg mniej, a Toyota RAV 4 jest jeszcze lżejsza. „Waga ciężka” musi mieć wpływ na spalanie. Captiva w mieście potrzebowała 11,5 litrów paliwa na 100 km, a w trasie, jadąc spokojnie, ponad 9. Tryb ECO nie był w praktyce w wyraźny sposób odczuwalny, a obniżał na trasie zapotrzebowanie na paliwo o około 10%.
Komfort jazdy zwiększała automatyczna skrzynia biegów (6000 zł – co ciekawe, połączenie tego silnika z tą przekładnią nie jest katalogowo możliwe – widocznie te ograniczenia nie dotyczą aut testowych). Automat płynnie zmieniał biegi, choć przy gwałtownych redukcjach potrzebował sporo czasu aby włączyć odpowiednie przełożenie. Rozczarował brak możliwości kick-down, czyli wysłania prawą nogą wyraźnego sygnału redukcji do skrzyni biegów. W trybie manualnym skrzynia także nie była posłuszna, a na moje polecenia reagowała za późno.
Niemniej jednak z braku lepszej skrzyni warto dopłacić i za ten automat, ponieważ beztroska jazda bez konieczności zmiany biegów doskonale pasuje do charakteru Captivy. Auto rozpieszcza pasażerów płynnością i komfortem jazdy. Skrzynia nieodczuwalnie zmienia biegi, silnika prawie nie słychać, a auto (być może właśnie dzięki sporej masie) zachowuje się jakby wiozło ekipę chirurgów, wykonujących operację na oku – zero szarpnięć, zero zbędnych informacji o stanie drogi. Auto jest skupione na jak najmniej stresującym i przejmującym dostarczeniu pasażerów z punktu A do punktu B - zero zbędnych emocji, tylko spokój, cisza i komfort. Jedyna uwaga w tym leniwym i bezstresowym trybie jazdy, to zbyt duży promień skrętu, który przeszkadza w manewrowaniu na parkingach.
Wady tego komfortowego charakteru ujawnią się oczywiście przy pierwszej próbie agresywnej jazdy. Redukcje są spóźnione, czucie kół ograniczone, a przyspieszenia nie przystające do pojemności silnika pod maską. Chevrolet wydaje się jednak przyznawać, że Captiva nie jest sportowcem – wystarczy spojrzeć na fotele, których wyprofilowanie i boczne trzymanie przypomina ławkę w parku.
Na śnieg i piasek
Auto rodzinne powinno zapewniać wysoki komfort jazdy. Tak jest w przypadku SUVa Chevroleta. Dziurawe drogi samochód przejeżdża ze spokojem i nie jest przy tym nerwowy. Pomimo dużej masy własnej auto nie przechyla się znacząco na zakrętach. Nad bezpieczeństwem czuwa dołączany napęd na cztery koła. Aktywuje się wtedy, gdy przednia oś zaczyna tracić przyczepność. Pozwala to na bezstresową jazdę w zimie oraz możliwość pokonywania lekkich terenów.
Sprawdziłem napęd też w cięższych warunkach – spowodowałem, że przyczepność miało tylko przednie lewe koło i prawe tylne. Niestety samochód miał w tej próbie kłopot z dalszą jazdą, ale należy pamiętać, że najbliższa konkurencja w takich warunkach również wywiesi białą flagę.
Wielki wybór
W segmencie małych SUVów rynek oferuje naprawdę wiele możliwości. Wysoka cena 130 tys. zł za testowany egzemplarz stawia tego Chevroleta na równi z większością niemieckich czy japońskich rywali. Szkoda, że producent nie zastosował w aucie silnika o mniejszej pojemności, to pozwoliło by zaoszczędzić około 10% na akcyzie i znacznie obniżyć cenę samochodu.
Czy Captiva podczas tego testu mnie urzekła? Miała szczęście. W tym tygodniu nigdzie się nie śpieszyłem, miałem mnóstwo czasu i rozkoszowałem się jej płynnością i komfortem jazdy. Lecz gdybym pewnego dnia nie dosłyszał budzika, to ścigając się z czasem wolałbym mieć szybszą skrzynię, bardziej bezpośredni układ kierowniczy i lepsze trzymanie boczne w fotelach.
Wiem, że ta Captiva każe się nazywać nową… lecz ja już czekam na następną – taką, która przejdzie rewolucję (a nie ewolucję, jak miało to miejsce w tym roku) i taką, która w odpowiednim momencie będzie mogła naprężyć muskuły i pojechać agresywniej, jeśli będzie taka konieczność.