Chevrolet Captiva - nowe aspiracje
Dzięki mniej lub bardziej kontrolowanym przeciekom zdjęcia nowej generacji popularnego SUVa Chevroleta krążyły po sieci od 6 miesięcy, jednak dopiero teraz Chevrolet zaprezentował nowe auto w całej okazałości. Na początek dziennikarzom, ale od razu w bojowych warunkach - na ośnieżonych i oblodzonych trasach testowych w austriackich Alpach.
Zaraz po prezentacji przesłałem zdjęcia auta na swój motoblog i chwilę później pierwsze komentarze czytelników mówiły same za siebie: „Robi wrażenie”, „Zgrabne auto”, „Fajny ten Chevy”. Auto rzeczywiście urzeka już na zdjęciach i zapewniam, że na żywo prezentuje się jeszcze atrakcyjniej. Wielki amerykański grill, podzielony charakterystycznym paskiem z logo Chevroleta, nowe zderzaki, wyraźniejsze niż dotychczas „spojrzenie” reflektorów i znacznie odświeżone wnętrze – nowa generacja Captivy walczy o swoje miejsce w segmencie SUVów coraz mocniejszymi argumentami. Projektantom zabrakło niestety zapału do zmian, kiedy byli w połowie pojazdu i tylna część nadwozia pozostała bez „pazura”. Nie była brzydka wcześniej i nawet pozostawiona bez zmian, współgra z odświeżoną resztą samochodu, jednak w jej obłych formach brakuje zadziorności, która się teraz pojawiła z przodu.
Podobnie rzecz się ma w środku pojazdu. Tu na kierowcę czeka bardzo obszerne i starannie wykonane wnętrze. Nic tu nie skrzypi, ani nic nie trzeszczy. Zastrzeżenia można mieć do łatwo rysującego się tworzywa, którym pokryto kokpit - delikatne ślady zostawiało nawet przeciągnięcie garbu książki położonej pod szybą. Imponująca jest wysokość wnętrza, co dla mnie, jako rosłego kierowcy, nie jest obojętne – mimo wbudowanego okna dachowego, które, jak wiadomo, zabiera kilka cennych centymetrów, nad moją głową znalazło się co najmniej 10 cm wolnej przestrzeni. Fotele są ze smakiem wykończone i wygodne, ale brakuje im lepszego trzymania bocznego i choć trochę dłuższego siedziska. Uwagę przyciąga wspaniałej jakości kolorowy dotykowy ekran, na którym wyświetlają się dane nawigacyjne, ustawień klimatyzacji, radia itd. Rozdzielczość, jaką zastosowano w tym wyświetlaczu na oko w niczym nie odbiega od jakości współczesnych wyświetlaczy w komputerach. Dla kontrastu, zaraz pod tym wyświetlaczem, znajduje się cyfrowy zegarek przypominający to, co w japońskich samochodach widzieliśmy już w zeszłym wieku. Widocznie projektanci uznali, że na tle kolorowej mapy, klient przymknie oko na takie drobiazgi – mieli racje zresztą.
Znacznie więcej konsekwencji Chevrolet wykazał zmieniając Captivę od strony technicznej. Wszystkie silniki ze starej palety odeszły w zapomnienie i zostały zamienione na nowe, spełniające normę Euro 5: dwa turbodoładowane silniki Diesla o pojemności 2,2l i mocach 163 lub 184 KM. Dla miłośników benzynowych jednostek, Chevrolet proponuje silnik 2,4 l DOHC o mocy 167 KM oraz dla bardziej wymagających 3,0 V6 o mocy 258 KM. Ta ostatnia, mocna wersja rozpędza niemal 1,9 tonowego SUVa w 8,6 sekund do 100km/h i jest dostępna wyłącznie w wersji z automatyczną skrzynią biegów i napędem na wszystkie koła. Pozostałe jednostki można zestawić z napędem na wszystkie koła lub tylko na przednią oś. Kolejną istotną zmianą są nowe skrzynie biegów – zarówno manualna jak i automatyczna skrzynia mają po 6 przełożeń i debiutują w tym modelu. Kierowcę wspierają nowe elektroniczne systemy, niedostępne w poprzedniej generacji Captivy: system wspomagający ruszanie samochodu pod górę i elektroniczny hamulec postojowy.
Bez zmian pozostawiono najważniejsze wymiary zewnętrzne, rozstaw osi, a także sprawdzone zalety poprzedniczki, czyli elektronicznie sterowany napęd na wszystkie koła oraz możliwość wyposażenia auta w dodatkowe siedzenia, dzięki czemu nową Captivą może podróżować do 7 osób.
Jazdy testowe na ośnieżonym torze Snow Camp pokazały, że Captiva umie to, co umiała już wcześniej (na przykład elektroniczna kontrola zjazdu HDC, czy systemy pomagające utrzymać tor jazdy w śliskich zakrętach) oraz to, co umie też konkurencja (na przykład przytrzymywanie hamulca na pochyleniu przez 1,5 sekundy ) – czyli innymi słowy pokazały, że auto nie odstaje od innych przedstawicieli rodziny SUVów, kosztując jednocześnie mniej od nich. Pełny cennik nowego modelu jest dopiero tworzony, znamy tylko ceny startowe wersji pięcioosobowej z napędem na przednią oś: od 89.990,- zł za słabszy silnik benzynowy i od 97.990,- zł za słabszego diesla. W przykładowym porównaniu do konkurencyjnej Toyoty RAV4 cena jest niższa o 13.000 złotych, co może być ważną, lub wręcz decydującą różnicą dla wielu klientów.
Dużo więcej zmian w prowadzeniu Captivy dostrzegłem prowadząc auto po krętych alpejskich drogach. Pogoda dopisała, więc suchy asfalt zachęcał do sprawdzenia zwinności auta w ciasnych zakrętach. Captiva znacznie bardziej je polubiła w nowym wcieleniu – dzięki zmienionym nastawom zawieszenia udało się dodać mu sprężystości bez uszczerbku dla komfortu, a w połączeniu ze znacznie lepszym czuciem układu kierowniczego można zapomnieć, że prowadzi się niemal 2tonowego SUVa z wysokim środkiem ciężkości.
Na lotnisku w Innsbruck w moje ręce wpadły kluczyki do najmocniejszej benzynowej wersji V6. Z uwagi na wysoką cenę i niewiele niższe koszty utrzymania, ta wersja nie będzie częstym gościem na naszych drogach. Wzmogło to moje oczekiwania - jak się okazało, trochę na wyrost. Silnik osiąga swoją maksymalną moc dopiero przy 6900 obr/min, a moment obrotowy 288 Nm przy 5800 obr/min. Jednocześnie jak każdy silnik o dużej pojemności i ten najchętniej spędza podróż w okolicach zakresu 1500-2000 obr/min, kiedy jest w kabinie praktycznie niesłyszalny. Efekt jest taki, że przy mocnym wciśnięciu gazu najpierw skrzynia musi zgadnąć co chcę zrobić, następnie zredukować bieg i dopiero wtedy silnik zaczyna swój rajd do swoich optymalnych 6900 obr/min. Trwa to dość długo , jak na topową wersję, biorąc pod uwagę, że niełatwo w Alpach o płaską drogę, a przeważnie jechałem pod górę. Być może w tym należy też upatrywać spore spalanie rzędu 15 litrów/100 km. Wysiadłem z auta z poczuciem niedosytu, choć na obronę tego silnika powiem, że jednostajna jazda autostradą przy prędkości 130km/h nie sprawiała mu żadnego wysiłku, nie generowała też hałasu czy wysokich obrotów. Wszystko stanęło na swoim miejscu - Amerykanin z wielkim silnikiem benzynowym doskonale odnalazł się, połykając mile na highway’u.
Następnego dnia poprosiłem o wersję z mocniejszym dieslem i z manualną skrzynią biegów i tu Captiva pokazała na co ją stać. Potężny moment obrotowy 400Nm dostępny od 2000 obr/min doskonale radzi sobie ze swoim zadaniem – nieważne, czy auto jedzie po płaskiej drodze czy wspina się pod górę, wciśnięcie pedału gazu zawsze oznacza natychmiastowe przyśpieszenie. Silnik Diesla przy tym wcale nie wydaje klekoczących dźwięków i od najniższych obrotów wykazuje się wysoką kulturą pracy. To jednostka zdecydowanie godna polecenia. Myślę, że zestawiona z automatyczną skrzynią również nie straci wigoru (choć straci 0,5 sekundy w sprincie do „setki” i zwiększy zużycie paliwa, m.in. z uwagi na większą o całe 100 kg wagę pojazdu ze skrzynią automatyczną) i dla kierowców ceniących automaty można takie zestawienie również śmiało polecać.
Jak każdy crossover, Captiva nadaje się do wielu zadań - sprawdzi się i na asfalcie i w łatwiejszym terenie, pod biurem, pod boiskiem oraz pod sklepem meblowym. Jak mało który crossover, Captiva demonstruje zasadę „value for money”, dając klientowi dużo auta w rozsądnej cenie. Pierwsza generacja bazowała na tych samych założeniach, przekuwając aspiracje Chevroleta do zajęcia miejsca w segmencie, w realny sukces na europejskim rynku SUVów. Nowa Captiva to nowe aspiracje i nowe oczekiwania producenta – i myślę, że jeśli reszta cennika trafi w oczekiwania klientów to powtórzenie sukcesu poprzedniczki jest więcej niż pewne.