Chevrolet Captiva LTZ 2.2D 184KM 6AT - w kontakcie z naturą
SUV-y, to wbrew przeznaczeniu, zdecydowanie miejskie "stworzenia". Lubią przemierzać morza asfaltu, niestraszny im smród spalin i potrafią błyszczeć pod centrami handlowymi. Jednak nie zapominajmy skąd wzięły się te samochody. Gdy rozłożymy ich "genotyp" na mniejsze jednostki, powinniśmy odnaleźć odrobinę zamiłowania do spontanicznej zabawy w błocie, chęci poznawania świata i dzielności potrzebnej do zdobywania nieznanego. I dlatego postanowiłem wykorzystać dłuższą obecność w redakcji SUV-a, który przynajmniej w teorii powinien wykazać zdolności terenowe. W taki o to sposób, razem z Chevroletem Captivą wylądowałem poza asfaltem. Jak sprawił się ten samochód? Już śpieszę z odpowiedzią.
Nie ukrywam, że redakcyjny parking był pierwszym miejscem, gdzie mogłem tak blisko obcować z Chevroletem Captivą. Już na pierwszy rzut oka widać, że stworzony z blachy, szkła i tworzyw sztucznych pojazd ma spore rozmiary. No tak, Captiva nie jest mała i jeśli nie drzemią w niej kosmiczne technologie z całą pewnością nie będzie też lekka - tak właśnie pomyślałem - i jak się później przekonacie, miałem sporo racji. SUV Chevroleta wygląda całkiem ciekawie i muskularnie. Zwłaszcza obecny wygląd przodu wydaje się mówić: nie będę przejeżdżał po przeszkodach, będę je zjadał. Tak, "paszcza" tego auta ma słuszne rozmiary i wraz z lampami nadaje mu na tyle dużo agresji, że od razu chciałem ją przełożyć na skuteczność jazdy w terenie. Dlatego czas opuścić ubite szlaki i poszukać dla Captivy miejsca, w którym będzie mogła pokazać, co potrafi.
Wracając do wagi. Po zajrzeniu w dane techniczne stwierdziłem, że ta przygoda może być jak nabijanie się z grubaska, który jest z góry skazany na porażkę na torze sprawnościowym. Skąd ta myśl? Wskazywała na to ogromna masa własna Captivy wynosząca blisko 2 tony. To dużo, zwłaszcza jeśli teren, w który się wybierzemy będzie grząski. Na szczęście dla Chevroleta, jak i dla mnie, waga samochodu nie okazała się problemem. Być może nie znalazłem na tyle podmokłego terenu, albo najzwyczajniej Captiva jest jak dobrze skrojone ubranie, które sprytnie "gubi" zbędne kilogramy. Czuć to również podczas szybszej jazdy szutrowymi drogami, gdzie masa samochodu nie daje się we znaki. Ba, prowadząc ten samochód mamy wrażenie, że prowadzimy coś znacznie mniejszego i lżejszego. Captiva nie jest ociężała. Z łatwością utrzymuje stabilny tor jazdy, a jeśli uda się ją wprowadzić w poślizg, to z łatwością opanujemy sytuację zanim pomoże nam elektronika. W tych warunkach zawieszenie wielowahaczowe zamontowane z tyłu sprawdza się znakomicie. W dodatku bardzo dobrze wybiera wszystkie nierówności znajdujące się na drodze. I możecie mieć pewność, że jeśli tylko nie znajdziecie przed sobą dziury wielkości krateru, to Wasze ciało nie ucierpi. Captiva miło mnie zaskoczyła. Punkt dla niej.
Trudno znaleźć wiarygodne informacje na temat głębokości brodzenia tego samochodu. Czyżby Captiva niczym kot bała się wody? Wątpię. To raczej mi zabrakło odwagi, by dokładnie sprawdzić jej możliwości w tej dziedzinie. Zanurzyłem Captivę do wody sięgającej zderzaka. Wiadomo, nic się nie stało. Próbę przejechania przez głęboką kałużę z dużą prędkością też pokonała z dziecinną łatwością. Trudno, żeby było inaczej. Nie znając dokładnych danych postanowiłem nie ryzykować spontanicznej kąpieli w głębszej i zimnej wodzie.
Przejdźmy, a raczej pojedźmy dalej. Byłem przekonany, że w końcu znajdę jakiś słaby punkt tego SUV-a. Nie musiałem długo czekać. Z pomocą przyszła mi mała kamienista skarpa, którą z premedytacją wykorzystałem. Chciałem sprawdzić jakim wykrzyżem osi może pochwalić się ten samochód, w końcu to jeden z ważniejszych parametrów dla terenówek. Niestety rozczarowanie było naprawdę duże. Właściwie można powiedzieć, że odwrotnie proporcjonalne do możliwości Captivy. Zdobycie tej skarpy okazało się niemożliwe, bo ledwie najechałem na nią przed nim kołem, to tylne już wisiało w powietrzu. W ruch poszedł mechanizm różnicowy, opona cięła powietrze, a Captiva stała się właściwie tylko i wyłącznie przednionapędowa. Niestety wykrzyż osi okazał się mizerny i niewiele przewyższa możliwości samochodu osobowego. Zbrodni dopełniła kontrolka poziomu oleju, którą aktywował przechył jednostki napędowej. Na płaskim bagnet oleju wskazywał "max", zatem jak widać Diesel o pojemności 2.2-litra również nie przepada za taką "gimnastyką". Cóż, Captiva, to nie Defender. Plusem jest natomiast to, że mimo tego "rozciągania" samochód nie wydawał z siebie żadnych podejrzanych dźwięków, a wszystkie drzwi swobodnie otwierały się i zamykały.
Kamery cofania powszechnieją w samochodach jak kiedyś elektryczne lusterka. Przydają się nie tylko na ciasnych parkingach, ale również na...nieczynnym poligonie. Zwłaszcza jeśli ma funkcję noktowizora i wykrywacza metalu. W Captivie takich cudów nie ma, ale obraz jest niezłej jakości i faktycznie przydaje się podczas cofania w trudnych warunkach. Szkoda, że kamery nic nie chroni, bo błotna "maseczka" nie poprawia jakości obrazu, a tym bardziej nie zachęca do ciągłego czyszczenia.
Z pewnością bardziej niż na obiektyw kamery trzeba uważać na 19-calowe felgi z oponami o niskim profilu. Owszem wyglądają świetnie, ale nie lubią trudnych wyzwań. Wystarczy nieco większy kamień lub głębsza koleina, by zgrzytać zębami na myśl o tym ile ostrych krawędzi właśnie im zagraża. W teren z pewnością lepsze są opony o wyższym profilu, ale duże felgi, to jednak coś co każdy lubi, więc wybór będzie trudny. Co jeszcze może przeszkadzać poza asfaltem? Duża "pupa". A dokładniej długi tylny zwis. Oczywiście takie zaprojektowanie karoserii pozwoliło wygospodarować całe mnóstwo miejsca na sprawunki i nie tylko - testowana wersja miała w bagażniku dwa dodatkowe rozkładane fotele - ale z pewnością nie ułatwia zjazdów ze stromych wzniesień. Z pomocą przychodzi specjalny terenowy hamulec uruchamiany guzikiem na desce rozdzielczej, który utrzymuje stałą prędkość na zjazdach i muszę przyznać - to działa. Dlatego nawet jeśli zahaczymy gdzieś tyłem zrobimy to z niewielką prędkością. "Chevy" udowadnia, że istnieje pojęcie "mniejszego zła".
Wjeżdżając do lasu należy pamiętać, że Chevrolet jest znacznie większy od przeciętnego pojazdu poruszającego się tam na co dzień. Suzuki, Łady, czy Toyoty używane przez leśników są znacznie węższe, a i tak stan ich lakierów zdradza częsty kontakt z gałęziami. Co na to Captiva? Początkowo bałem się o jej ładną "buźkę" nie bez przyczyny, bo wymiary robią swoje (przytoczę: 4673 x 1849 x 1756 mm) i stanowią nie lada wyzwanie w wąskim labiryncie drzew. Gdy droga się zwęża pozostaje nam albo znieczulić się na jęk gałęzi szorującej karoserię, albo obrać inną trasę. Jeśli jednak dobrze zaplanujemy przejazd okazuję się, że Captiva mieści się tu i ówdzie i nie każde zwężenie drogi oznacza zawracanie. SUV Chevroleta bronił się dzielnie, ale przyznaję, w kilku miejscach odpuściłem.
Bardziej od leśnych duktów należy unikać dróg obfitujących w błoto. Dlaczego? Nie dość, że Captiva nie ma w standardzie odpowiednich opon, to w dodatku próżno szukać stałego napędu na cztery koła. Do dyspozycji kierowcy pozostaje system, który sam decyduje kiedy tylna oś ma wkroczyć do akcji. Robi to dość inteligentnie, ale jeśli zaczniemy go bardzo potrzebować, możemy stwierdzić, że "męczy" się dość szybko, co zakomunikuje nam zmysł powonienia. Szkoda, napęd, który można "zblokować" na stałe daje jednak sporą przewagę w tym segmencie. W terenie nie będziecie narzekać na silnik - jemu akurat nic nie brakuje. 184 konie mechaniczne i 400 Nm dostępnych przy 2000 obr./min świetnie wykonują swoją pracę. Motor jest mocny, elastyczny, cichy i...oszczędny. Kilkadziesiąt kilometrów pokonanych w terenie o różnym stopniu trudności dało średnie spalanie na poziomie 11,4-litra. Naprawdę nieźle jak na jazdę, którą najlepiej scharakteryzować słowami: szarpana, żółwia i totalnie nieekonomiczna. Do silnika idealnie pasuje 6-biegowa, automatyczna skrzynia, która może nieco leniwa na asfalcie w terenie pomaga spokojnie pokonywać wertepy. Zmienia przełożenia niezauważalnie i wystarczająco szybko. Reduktor? Nikt przy zdrowych zmysłach nie szukałby go długo w samochodzie tego typu.
Chevrolet Captiva okazał się dzielnym towarzyszem terenowych wojaży. Poza asfaltem ma dwie twarze, które ujawniają się w zależności od warunków. Raz jest statecznym i bardzo komfortowym krążownikiem, a innym razem nieporadnym grubaskiem. Zaletami "Cheviego" są z pewnością: mocny silnik, zawieszenie, skrzynia biegów oraz wystarczający prześwit. Przeszkadzać mogą: nie do końca "terenowy" napęd na cztery koła oraz kiepski wykrzyż osi, zbyt długi tylny zwis i spora masa własna. Jak brzmi ostateczny werdykt? Nie oczekiwałem, że Captiva będzie dzielna jak Defender i niezawodna jak Hilux. Spodziewałem się skutecznie jeżdżącego po lekkim terenie SUV-a i wiecie co? "Chevy" naprawdę nieźle sprawdził się w tej roli.