BMW M6 - ostatni dinozaur
Być może zastanawiacie się dlaczego taki a nie inny tytuł nosi niniejszy artykuł. Przecież BMW nie zdementowało pogłosek o powstaniu nowej "eM szóstki" a całkiem niedawno światło dzienne ujrzała zupełnie nowa seria 6 w nadwoziu Cabrio. O co więc chodzi z tym ostatnim dinozaurem?
Otóż BMW M6 oznaczone kodem E63 jest ostatnim samochodem bawarskiego producenta aut pod którego maską pracuję wysokoobrotowe V10. Silnik ten był montowany w modelach M5 oraz M6. W momencie gdy BMW definitywnie postanowiło zakończy produkcję w/w jednostki napędowej na rzecz podwójnie doładowanego V8 dla fanów „eMek” zakończyła się pewna epoka. Epoka wysokoobrotowych silników wolnossących z których do tej pory słynęło każde auto z literą „M” w nazwie. Jako że sam należę do wielbicieli marki spod znaku śmigła, jest mi niezmiernie miło przedstawić Wam BMW M6 z olbrzymim 5-cio litrowym, wolnossącym silnikiem pod maską. Zapraszam na krótki test.
Nie będę ukrywał że wersja która trafiła w moje ręce jest egzemplarzem bardzo bogato doposażonym. Zanim jednak zajmę miejsce za kierownicą i obudzę do życia 10-cio cylindrowego potwora zerknijmy na auto z zewnątrz. Kształt oraz bryła nadwozia kojarzą się jednoznacznie z drapieżnym i rasowym autem klasy GT. Osoby mniej interesujące się motoryzacją na pierwszy rzut oka nie będą potrafiły trafnie rozpoznać producenta tego samochodu. O ile serie „3” czy ”5” można ze sobą pomylić to cała seria „6” jest niepowtarzalna w gamie modeli BMW. Powiem dość odważnie że auto swoim wyglądem nie pasuję do reszty aut producenta z Bawarii. Dodatkowo model M6 z zewnątrz nie różni się zbyt wiele od seryjnej „szóstki” i tylko wprawne oko pasjonata marki dostrzeże dwie podwójne końcówki układu wydechowego, przemodelowany przedni zderzak oraz m in. znaczek „M6” tuż za przednimi nadkolami. Egzemplarz widoczny na zdjęciach był pokryty lakierem nazwanym przez BMW Individual Azurit Black. Kolor tego lakieru jest o tyle ciekawy iż przy pochmurnej pogodzie auto wydaje nam się czarne natomiast gdy tylko nieco mocniej zacznie świecić słońce samochód nabierze nieco granatowej barwy. Prezentowany model jest wersją poliftingową modelu E63 którą można poznać m in. po diodowych tylnych lampach oraz trzecim świetle stop wkomponowanym w klapę bagażnika. Gdy przymierzałem się do zajęcia miejsca za kierownicą M6 zauważyłem jeszcze dwa ciekawe detale. Karbonowy dach który prezentuje się bardzo efektownie oraz w moim mniemaniu element obowiązkowy każdego sportowego coupe czyli drzwi bez ramek okiennych. Podsumowując wygląd auta śmiało można powiedzieć że BMW M6 prezentuje się bardzo atrakcyjnie i wręcz muskularnie. Jadąc tym samochodem ulicami Warszawy non stop jesteśmy atakowani ciekawskimi spojrzeniami przechodniów oraz innych użytkowników dróg.
Przejdźmy teraz do wnętrza testowanego samochodu. Przyznam się Wam iż w chwili gdy usiadłem na fotelu kierowcy odebrało mi mowę na kilkadziesiąt sekund. Gdy już mowa mi wróciła zacząłem rozglądać się po podłodze czy przypadkiem nie wylądowała tam moja szczęka. Taka reakcja była spowodowana wprost kapitalną konfiguracją wnętrza „naszej” eMki. Podgrzewane, wentylowane fotele pokryte brązową skórą z … merynosów, dwukolorowa tapicerka na konsoli środkowej oraz boczkach drzwi a także gdzie niegdzie przewijające się listwy i dodatki z karbonu sprawiają że czujemy się we wnętrzu tak jakbyśmy byli gośćmi w domu najznakomitszego projektanta mody. Zapomniałbym jeszcze wspomnieć o podsufitce która jest wykonana z bardzo przyjemnej w dotyku alcantary. Mogłoby się wydawać że tak zróżnicowane materiały użyte naraz będą prezentowały się nieco kiczowato. Jednak moim skromnym zdaniem wnętrze opisywanego BMW jest wykonane ze smakiem i prezentuje się wprost nieziemsko. Skoro siedzimy już wewnątrz auta wypadało by wspomnieć choć trochę o jego wyposażeniu. Dlaczego tylko trochę? Ponieważ gdybym zaczął opisywać wszystkie elektroniczne gadżety które mamy na pokładzie, artykuł który właśnie czytacie byłby trzy razy dłuższy. Nie wierzycie? Proszę bardzo. Klimatyzacja? Jest, a jakże. Sprzęt audio z możliwością odtwarzania płyt DVD? Ba, przecież to oczywiste. Automatyczne domykanie drzwi? Jak najbardziej. Bezkluczykowy system otwierania oraz uruchamia auta? Jasne. Można by tak wymieniać bardzo długo jednak ja nie mogę się już doczekać jazdy tym potworem. Naciskam z lekką nieśmiałością przycisk uruchamiający silnik. Po chwili bestia budzi się do życia. Zaczęło się ….
Na biegu jałowym do wnętrza auta dobiega niezbyt głośny basowy pomruk. Przełączam skrzynie biegów na tryb S1 (S jest to tryb sportowy natomiast 1 oznacza najmniej brutalną zmianę biegów. Na drugim końcu skali mamy możliwość wybrania trybu S6 gdzie biegi są zmienione najszybciej ale też najbrutalniej) i powoli ruszam z miejsca. Czuje olbrzymi respekt do tego auta. Obchodzę się z pedałem gazu bardzo delikatnie aż do momentu w którym siedzący obok właściciel zachęcił mnie do mocniejszego wciśnięcia prawej stopy oraz ostrego startu spod świateł. Zanim opiszę moje dalsze wrażenia z jazdy BMW M6 pragnę Was ostrzec przed dwiema rzeczami. Jeśli kiedykolwiek będziecie mieli okazję prowadzić właśnie taki samochód to zanim wykonacie popisową przegazówkę, zorientujcie się czy w pobliżu nie ma starszych osób lub małych dzieci. Gdy wskazówka obrotomierza nagle skoczy do około 8 tys. obrotów na minutę, dźwięk a raczej wrzask jaki wydobędzie się z końcówek układu wydechowego może spowodować palpitację serca. Napiszę dość obrazowo że dźwiękiem tym można straszyć niegrzeczne dzieci. Drugą rzeczą o której należy pamiętać prowadząc to auto to ówczesne powiadomienie pasażera o naszych zamiarach ostrego startu. Należy poinstruować naszego towarzysza podróży aby nieco pewniej zaparł się o oparcie fotela oraz co najważniejsze aby przytulił głowę do zagłówka. Gdy wszystkie te warunki mamy spełnione możemy mocno wcisnąć gaz i …. O Rany!!! Drugi raz w dość krótkim czasie zacząłem szukać szczęki na podłodze. To z jaką siłą jesteśmy wciskani w oparcie fotela jest wprost nie do opisania. Auto rwie do przodu już od najniższych obrotów a 7-biegowa skrzynia SMG zmienia bieg na wyższy dopiero w okolicach 8200 obrotów. Coś niesamowitego. 50, 100 czy 150 km/h dla auta i silnika to żadna różnica. Absolutnie przy każdej prędkości w momencie wciśnięcia prawego pedału do podłogi dostajemy potężnego kopniaka w plecy i auto wyrywa do przodu jak oszalałe. Wspomnę tylko że miałem okazję jeździć w trybie 400 konnym. Zarówno model M5 jak i M6 posiada magiczny przycisk oznaczony, a jakże literą „M”. W momencie jego wciśnięcia auto staje się jeszcze bardziej twarde, reakcja na pedał gazu jest jeszcze bardziej błyskawiczna a silnik jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki dostaje dawkę dodatkowych 107 KM co daje nam w efekcie do dyspozycji 507 mechanicznych rumaków. Podobno mocy nigdy za wiele ale jeżdżąc bez włączonego trybu „M” i tak będziemy w 99% najszybszymi użytkownikami drogi. Jako ciekawostkę powiem że prezentowane auto zostało pozbawione elektronicznego ogranicznika prędkości i bez problemu osiąga prędkość maksymalną rzędu niewiarygodnych 330 km/h. Po kilku ostrych startach spod świateł i kilkudziesięciu przejechanych kilometrach pora oddać kluczyki w ręce właściciela samochodu. Jeszcze tylko rzut oka na komputer pokładowy i … średnie spalanie. 28 litrów na 100 km. Czy to dużo jak na 5-cio litrowe V10? Na to pytanie odpowiedzcie sobie sami.
Niestety nadeszła już pora aby pożegnać się z „eMką”. Auto powoli oddala się ode mnie prowadzone przez swojego Pana. Jednak w mojej głowie jeszcze przez bardzo długi czas będą siedziały wrażenia jakich doświadczyłem jeżdżąc tym samochodem. Na zakończenie tego tekstu napiszę trzy krótkie zdania. Następca schodzącego już ze sceny BMW M6 będzie miał bardzo trudne zadanie aby przekonać do siebie prawdziwych fanów bawarskiej marki. Dźwięk oraz zadziorność drapieżnej V-dziesiątki będzie nie do zastąpienie. Jeśli jednak inżynierom z GmbH jakimś cudem się to uda, z tym większą przyjemnością i ciekawością opiszę Wam wrażenia z jazdy nowym modelem.