BMW 750d xDrive 381 KM - czego chcieć więcej?
Topowe limuzyny niemieckich producentów od lat wzbudzały zainteresowanie i podziw. Niektórzy twierdzili, że są brzydkie, toporne, niektóre modele nie spotykały się z najlepszymi opiniami na temat stylistyki, ale każdy w głębi duszy marzył o wielkim krążowniku szos z absurdalnie bogatym wyposażeniem. Czy w takim samochodzie warto rozmawiać o oszczędnościach? Wydaje się, że nie, ale przecież, jeśli idą one w parze z wysoką wydajnością, to czemu nie?
Stylistyczna harmonia…
Obecnie oferowane i testowane przez nas BMW Serii 7 nie jest najnowszą konstrukcją. Niektórzy już wypatrują następcy. Warto wspomnieć, że dwa lata temu mieliśmy do czynienia z delikatnym liftingiem. Zmian było niewiele, choć z drugiej strony zwolennicy cieszyli się z takiego stanu rzeczy, bo ciągle mogli oglądać klasyczne linie i elegancką sylwetkę. Podczas gdy konkurencja ze Stuttgartu odważyła się na śmiałe linie w modelu Klasy S, poczciwa „siódemka” doczekała się tylko kilku zmian i nadal prezentowała nieco konserwatywne podejście do tematu stylistyki. Bawarska limuzyna nie wyróżnia się nowinkami ani ekstrawagancją. Jest stylowo, grzecznie i bez zbędnych udziwnień. Jedyną cechą charakterystyczną jest dość krótki przedni i stosunkowo długi tylny zwis. Nie wspominam o tradycyjnych nerkach, bo to norma. Z tyłu mamy duże klosze lamp połączone chromowaną listwą, do tego chromowane końcówki układu wydechowego. Jest poprawnie i bardzo elegancko. Być może jest to również kwestia wieku, gdyż obecna generacja jest z nami od 2008, a to już dość sporo jak na dzisiejsze warunki rynkowe.
Jeśli chodzi o nasz testowany egzemplarz, to został on wyposażony w M-Pakiet, czyli kilka elementów nadających autu sportowego sznytu. Zazwyczaj sport i limuzyna nie idą w parze, ale w tym przypadku wszystko do siebie pasuje i wygląda naprawdę ciekawie – warto za to zapłacić.
Bo liczy się wnętrze!
I właśnie z takim przekonaniem trzeba podchodzić do tego auta. Konserwatywne nadwozie kryje w sobie kosmiczny wręcz komfort i luksus. Niektórzy stwierdzą, że spokojne nadwozie jest zaletą, gdyż nie przykuwa uwagi, zaś kierowca i pasażer i tak tego nie widzą. Jest w tym sporo prawdy. BMW Serii 7 podbija serca właśnie tym, co kryje w środku. Po pierwsze - niesamowita jakość wykończenia. Jednak w tej klasie samochodu to nie powinno być żadną niespodzianką, a jedynie obowiązkową cechą. Wszystko jest miękkie i miłe w dotyku, spasowanie to pierwsza klasa, a jakość materiałów to najwyższa półka. Nie ma również większego sensu wspominanie o przestrzeni, gdyż miejsca w środku, dla kierowcy o każdym wzroście nie zabraknie. Ba! Osoby siedzące za dwumetrowcem nie będą miały ciasno z tyłu. Co ciekawe, mimo obecności ogromnej ilości gadżetów i dodatków, obsługa wszystkiego jest bardzo prosta i wymaga jedynie krótkiego treningu. Cały samochód udało mi się rozpracować, bez instrukcji w połowie trasy Warszawa- Kraków, co nie jest takie oczywiste w przypadku innych samochodów. Stylistyka wnętrza, która jest raczej klasyczna w BMW, ma swój urok. Wsiadając do tego samochodu, od razu wiadomo, że jest to auto dla dostojnego i dojrzałego użytkownika drogi, któremu nie zależy na szybkim starcie spod świateł, a eleganckim płynięciu po drodze. Minusy?
Na siłę można kilka znaleźć, choć nie jest to raczej wina samochodu, a wersji wyposażenia. Otóż osoba siedząca z tyłu (a trzeba brać pod uwagę, że wielu właścicieli tych samochodów właśnie tam będzie spędzać podróże w tym aucie) poza wygodną i komfortową podróżą nie ma zbyt wiele do roboty. Chodzi o ilość dodatków w testowanym modelu. Dla porównania, testowany jakiś czas temu Hyundai Genesis miał w podłokietniku całe centrum dowodzenia systemami itp. Tu tego zabrakło.
Bawarskie serce
Oferta silnikowa jest dość obszerna i zawiera aż 7 pozycji – 3 benzynowe, 3 wysokoprężne i jedną hybrydę. Jeśli chodzi o silniki benzynowe, do wyboru jest wersja 740i o mocy 320 KM, 750i o mocy 450 KM oraz 760i z silnikiem 6.0 V12 o mocy aż 544 KM. Oszczędni wybiorą wersję 730d o mocy 258 KM, 740d o mocy 313 KM oraz 750d z silnikiem o mocy 381 KM, o którym opowiem za chwilę. Jest również wariant ActiveHybrid 7 z układem hybrydowym generującym 354 KM. Pod maską naszego testowego egzemplarza znajdziemy silnik wysokoprężny o pojemności dokładnie 2993 cm3 i mocy 381 KM przy 4000 obr./min z momentem obrotowym 740 Nm dostępnych przy 2000 obr./min. Napęd kierowany jest na wszystkie koła w systemie xDrive za pośrednictwem 8-biegowej automatycznej skrzyni, Pozwala to rozpędzić auto od 0 do 100 km/h w czasie 4,9 sekundy i osiągnąć maksymalnie 250 km/h. Jeśli chodzi o spalanie, to producent deklaruje średnio 6,4 l/100 km, w trasie będzie to 5,9, w mieście zaś 7,3 l/100 km. Jak to się przekłada na praktykę?
Bardzo dobrze, choć producent nieco zaniża dane. Tak czy inaczej przy tej pojemności silnika, masie i mocy spalanie jest naprawdę godne podziwu. Trasa Warszawa-Kraków przy zmiennych warunkach drogowych – średnie spalanie około 7 l/100 km. Bardzo przyzwoita moc pozwala na bezpieczne i płynne przyspieszanie – nie ma mowy o żadnym szarpaniu czy zrywach. Co ciekawe, nawet wciskając pedał do podłogi i widząc wspinającą się wskazówkę obrotomierza, kierowca czuje tylko delikatny masaż pleców. Wszystko dostojnie i z klasą. I znów – minusy?
No cóż. Kultura pracy, mimo świetnego wyciszenia, pozostawia nieco do życzenia, ale w końcu to silnik Diesla. Jeśli ktoś chce cichą i aksamitną pracę, nawet kosztem kilku straconych litrów paliwa, powinien sięgnąć po jednostkę benzynową.
Prowadzenie nie tylko dla prezesa?
Zazwyczaj jazda samochodem luksusowym tej klasy przypomina pływanie na spokojnym morzu. Jazda jest delikatna, uspokajająca i naprawdę komfortowa. Oczywiście pasażerom to odpowiada, niektórym kierowcom również, ale jest grupa, która wolałaby nieco mniej odczuć rodem z pompowanej łódki. Jeśli ktoś jeździł Lexusem LS czy Mercedesem Klasy S ten wie, że tam informacje z drogi dochodzące do kierowcy są ograniczone do absolutnego minimum. Czy tak samo jest w BMW? Nie do końca. Co prawda nadal mamy do czynienia z najwyższym komfortem, ale kierowca od czasu do czasu poczuje dreszczyk emocji i uśmiechnie się pod nosem. Czemu? To proste - w tym samochodzie naprawdę czuć co się z nim dzieje podczas jego prowadzenia. To jest na pewno bardzo dobry kierunek, w którym podąża BMW i mimo klasy samochodu udało się przemycić znaną duszę bawarskiej marki. Nawet przy flagowej limuzynie inżynierowie nie pozbawili kierowcy frajdy z prowadzenia samochodu. Należy jednak pamiętać, że żywiołem BMW Serii 7 są długie trasy. W mieście auto sprawuje się trochę jak słoń w składzie porcelany – stara się jak może, ale jest z nim sporo problemów. Na szczęście trudności w lawirowaniu po mieście wynagradzają spojrzenia innych kierowców stojących w korku oraz każde odbicie tego samochodu w szklanych witrynach sklepów, czy biurowców.
Koszty i alternatywy
Cennik BMW Serii 7 jest dość obszerny, więc nie będę mówił o wszystkich modelach, tylko wybiorę kilka najważniejszych. Za podstawowe BMW 730d z silnikiem 3.0 o mocy 258 KM zapłacimy 362 700 złotych. Jeśli wybierzemy wersję przedłużoną Long dokładnie o 147 mm, to zapłacimy już 381 000 złotych. Za model hybrydowy w wersji zwykłej trzeba zapłacić 413 000 złotych, zaś za wersję Long 423 800 złotych. Najdroższy w ofercie wariant 760Li z 6-litrowym potworem pod maską o mocy 544 KM kosztuje 693 600 złotych. Wszystkie auta wyposażone są w automatyczną 8-biegową skrzynię. Testowane BMW 750d w wersji „krótkiej” kosztuje 461 300 złotych, zaś w przedłużonej 750Ld xDrive 470 700 złotych. Jak widać jest to swego rodzaju kompromis pomiędzy tańszą, a najdroższą wersją. A co oferuje konkurencja?
Konkurentów nie brakuje i są oni bardzo groźni. Standardowo zaczniemy od Mercedesa Klasy S, który w podstawowej wersji 350 z silnikiem 3.0 BlueTEC o mocy 258 KM kosztuje 366 400 złotych. Jest także Audi A8 quattro z silnikiem 3.0 TDI Clean Diesel o mocy 258 KM w cenie 360 100 złotych. Za niespełna 20 tysięcy więcej dostaniemy Porsche Panamerę z silnikiem 3.6 o mocy 310 KM. Alternatywą może być także Lexus LS, który w najtańszej wersji kosztuje niecałe 450 tysięcy i oferuje wyposażenie Elite oraz silnik 4.6 o mocy 387 KM. Dla tych, którzy chcą się wyróżnić pozostaje Jaguar XJ za 350 600 złotych z wyposażeniem Luxury i mało imponującym 2-litrowym silnikiem o mocy 240 KM. Do takiego auta lepiej pasuje 3.0 V6 o mocy 340 KM, ale wtedy cena podskakuje do 453 400 złotych.
Z kilkoma wyjątkami wybór wersji jest olbrzymi, a wszystko po to, aby dopieścić nawet wybrednego kierowcę. Maksymalne wyposażenie z najsłabszym silnikiem? Nie ma problemu! Mocny silnik, ale podstawowa wersja? Również da się załatwić. Wystarczy tylko odpowiednia kwota na koncie.
Czego chcieć więcej?
No i właśnie – tytułowe pytanie przyświecało mi przez cały czas. Czy można chcieć czegoś więcej? Zapewne nikomu nie przeszkadzałby mocniejszy silnik, najlepiej benzynowy, może nieco więcej gadżetów z tyłu czy też inny kolor tapicerki, ale umówmy się – to już jest marudzenie. Ocenianie tego typu aut jest bardzo niewdzięcznym zadaniem, gdyż na ocenę składają się nie tylko zalety, ale i wady. A jak znaleźć wady w samochodzie za pół miliona złotych, którego głównym zadaniem jest rozpieszczać kierowcę i pasażera? To ciężkie zadanie, więc pozostawię ten temat do Waszych indywidualnych rozmyślań.