BMW 535d xDrive - wilk w owczej skórze
BMW 535d z napędem xDrive zaskakuje. To jeden z najlepiej prowadzących się samochodów na rynku, który dodatkowo zapewnia wysoki komfort i niskie spalanie. Czyżby wyprodukowano auto idealne? Nie do końca...
Wszyscy fani marki z Monachium pamiętają pewnie emocje jakie wywołała premiera poprzedniej generacji „piątki”. Chris Bangle dokonał prawdziwej, niespotykanej wcześniej - i nie ma co ukrywać – nieoczekiwanej rewolucji w wizerunku BMW. Po latach można stwierdzić, że wówczas wybiegł on za daleko w przyszłość. W przypadku testowanej serii 5 o oznaczeniu F10, sytuacja prezentuje się trochę inaczej.
BMW 5 na żywo jest... dostojne - to chyba najlepsze słowo jakiego można użyć, aby opisać ten samochód. Już teraz można stwierdzić, że design jest ponadczasowy. Zespół projektantów prowadzony przez Jacka Frohlicha postanowił nie eksperymentować i dzięki temu możemy podziwiać esencję BMW. Patrząc na „piątkę”, zauważymy pewnie pierwiastek większej serii 7, ale mniejszy brat stara się jeszcze wyeksponować niewielką, sportową nutkę. Zrezygnowano z wszelkich niepotrzebnych dodatków. Przetłoczenie ciągnące się od przednich świateł, poprzez drzwi, aż do tylnej klapy jest jedynym smaczkiem. Ale za to jakim!
W stosunku do poprzedniej generacji oznaczonej kodem E60, F10 jest większe. Przede wszystkim, o 8 centymetrów zwiększył się rozstaw osi i wynosi obecnie 2968 milimetrów. Jest również szersze o 14 i dłuższe o 58 milimetrów. Nie można tego zauważyć na pierwszy rzut oka, jednak potwierdzają to suche dane. Całkiem niedawno przeprowadzono niewielki lifting który ograniczył się do drobnych zmian w charakterystycznym dla marki grillu oraz dodaniu LED-owych kierunkowskazów w lusterkach.
Pomimo tego, że rozstaw osi został zwiększony w stosunku do poprzedniej generacji, zajęcie miejsca za wysokim kierowcą może być utrudnione. Na tylnej kanapie najlepiej będą czuły się osoby mające nie więcej niż 190 centymetrów wzrostu. Wyżsi pasażerowie nie tylko mogą dotykać głową podsufitki, ale i ich kolana zetkną się z plastikowym (!) wykończeniem foteli przed nimi. Problemem jest również wysoki tunel środkowy. Bagażnik ma 520 litrów pojemności, ale możliwości przewozu dużych przedmiotów skutecznie ogranicza mały otwór załadunkowy. Można dojść do wniosku, że „piątka” jest samochodem, w którym priorytetem jest kierowca. I nie świadczy o tym wyłącznie ogromny zakres regulacji siedzisk, który umożliwia znalezienie idealnej pozycji do jazdy.
Zacznijmy od kierownicy. To jedno z najlepszych „kółek” jakie w chwili obecnej znajdziemy na rynku. W długiej trasie docenimy podgrzewane i wentylowane fotele z regulowanymi elektrycznie zagłówkami. Tablica rozdzielcza, choć składająca się z dużego ekranu, wciąż prezentuje prędkość za pomocą tradycyjnego, znanego ze starszych modeli, stylu. Wyświetlacz Head-Up Display pokazuje na szybie najważniejsze informacje, przez co nie musimy odrywać wzroku od drogi. Wisienką na szczycie tortu jest iDrive. Choć w poprzedniku jego obsługa była, delikatnie mówiąc, problematyczna, teraz to jeden z najprostszych i najbardziej przyjaznych systemów jakie możemy odnaleźć we współczesnych samochodach. Sprawdzanie poczty, czytanie wiadomości, podgląd miejsc docelowych nawigacji wprost z Google Street View... Dostępna jest również instrukcja, która podpowie nam co zrobić, gdy rozładuje się akumulator. Ale czy wtedy iDrive będzie działał? Szczerze w to wątpię.
Jakość wykonania stoi na najwyższym poziomie, a zastosowane tworzywa wyglądają po prostu wspaniale. Nie ma mowy o twardych plastikach czy jakichkolwiek oszczędnościach. Projekt kokpitu nie będzie zaskoczeniem dla osób, które miały już kontakt z samochodami bawarskiej marki. To sprawdzone rozwiązanie, ale nie jest pozbawione wad – zdecydowanie brakuje małego schowka na telefon komórkowy, który zapewne znajdzie swoje miejsce w uchwytach na kubki. Ciekawostką jest fakt, że gaśnicę umieszczono tuż przy fotelu pasażera, przez co jest ona doskonale widoczna. Taki widok nieco razi we wnętrzu pełnym drewna, skóry i innych drogich materiałów.
Czas więc wyruszyć w drogę. Naciskamy przycisk i do naszych uszu dociera przyjemny pomruk wysokoprężnej jednostki. Przyjemny pomruk diesla? Dokładnie! Trudno w to uwierzyć, ale rzędowa „szóstka” wydaje wspaniały bulgot podczas powolnego toczenia się po parkingu. Niestety, jakość wyciszenia wnętrza nie jest najlepsza w klasie. Przy prędkościach autostradowych szum wiatru może dawać się we znaki. Samochód jest za to oszczędny. W mieście musimy liczyć się ze spalaniem na poziomie 9 litrów, w trasie wynik ten jest mniejszy o dwa litry. Dzięki temu zasięg 900 kilometrów bez tankowania jest możliwy do osiągnięcia.
Choć oznaczenie na klapie sugeruje inaczej, jednostka ma trzy litry pojemności. Silnik generuje 313 koni mechanicznych oraz 630 niutonometrów dostępnych już od 1500 obrotów. Razem ze wspaniałą, ośmiobiegową skrzynią tworzą zdumiewające połączenie. Wystarczy wcisnąć mocno pedał gazu, a krajobraz za oknem zmienia się w rozmytą plamę. Osiągnięcie prędkości, która zaowocuje sporym mandatem, to kwestia kilku sekund.
Pierwsze kilometry pokonane w BMW były dla mnie, przynajmniej pod względem prowadzenia, rozczarowaniem. Pomimo tego, że poprzez kierownicę otrzymywałem naprawdę dużo informacji, a sam samochód zachowywał się wyjątkowo przewidywalnie, ostatecznie był po prostu.... zbyt miękki. Zawieszenie wspaniale tłumiło nierówności, ale „piątka” bujała się i sprawiała wrażenie nieco ociężałej. Wszystko dlatego, że przełącznik trybu jazdy znajdował się w położeniu Comfort +. Po zmianie na Sport+, no cóż, sytuacja zmieniła się o 180 stopni. Auto zostało utwardzone, skrzynia zredukowała w mgnieniu oka o dwa biegi, a spora masa (w zależności od wyposażenia nawet powyżej dwóch ton!) zniknęła jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Po kilku zakrętach przejechanych w tym trybie zacząłem zastanawiać się, czy wersja M5 jest jeszcze w ogóle potrzebna. W zależności od potrzeb BMW 5 może być bardzo wygodną limuzyną lub... wilkiem w owczej skórze.
Ceny testowanej wersji zaczynają się od 281 500 złotych. Za taką cenę dostajemy całkiem sporo (wielofunkcyjna kierownica, dwustrefowa klimatyzacja, 17-calowe felgi z oponami typu Run Flat czy na przykład podgrzewane dysze spryskiwaczy), ale lista wyposażenia dodatkowego – oraz ceny poszczególnych dodatków - mogą na pierwszy rzut oka przerazić. BMW serii 5 może być wyposażone w ogrzewaną kierownicę (1268 złotych), wyświetlacz head-up (7048 złotych), adaptacyjne reflektory LED (10091 złotych) czy chociażby system nawigacji Professional za 13 133 złotych. Lubimy dobrą jakość dźwięku? System Bang & Olufsen to „jedyne” 20 029 złotych. Jeśli często podróżujemy na długich dystansach, warto zdecydować się na komfortowe fotele za 11 460 złotych. Są nie tylko wygodne, ale i świetnie się prezentują – zwłaszcza pokryte skórą Nappa za 13 742 złote. Jak widać, nie ma najmniejszego problemu, aby łączna cena dodatków przerosła wartość samego auta.
BMW serii 5 to wspaniały samochód. Być może pasażerowie będą narzekać na miejsce z tyłu, a niektórzy nieprzychylnie spojrzą na wyeksponowaną gaśnicę. Prawdopodobnie nie przewieziemy nim również mebli. Jeśli jednak szukacie auta, które potrafi dostarczyć komfortu jak i niezapomnianych wrażeń z jazdy, warto się zainteresować propozycją z Bawarii.