BMW 440i xDrive M Performance – Moc i dźwięk
Aby nadążyć za konkurencją BMW stworzyło dla swojego coupe średniej klasy pakiety poprawiające wygląd, prowadzenie i osiągi. Pełna nazwa tego coupe wraz z dodatkowymi „kitami” jest tak długa, że nie zmieściła się w tytule.
Muszę przyznać, że mam chyba słabość do granatowych lakierów. Moim zdaniem jakoś dobrze wyglądają na samochodach, zwłaszcza sportowych. Wiem coś o tym, sam jeżdżę już drugim z kolei granatowym autem. Mój nie ma takiej głębi, jak ten pokrywający nadwozie BMW 440i i nie wychodzi tak dobrze na zdjęciach, tym bardziej miło popatrzeć na uwodzicielskie coupe z Monachium.
Lakier to tylko jeden z elementów składających się na jego wygląd. W tym przypadku całkiem spory wkład wnosi pakiet M Performance. Mamy zatem przepiękne 20-calowe koła, karbonowe ozdoby w postaci tylnego spoilera, osłon progów, obudów lusterek, czy przedniego splitera, ale też czarne nerki nadające przedniemu pasowi zadziorności. Dodatki dbają o odpowiedni image. Bez niego tylko oznaczenie modelu na tylnej klapie zdradzałoby z czym mamy do czynienia. A tak widać z daleka, że właściciel spędził sporo czasu w konfiguratorze starając się doprowadzić wygląd swojego samochodu do perfekcji. O dobrym guście, a może o głodzie mocy świadczy jeszcze jedna opcja. Testowy egzemplarz został wyposażony w pakiet Power and Sound. Czym jest ta opcja i dlaczego warto za nią dopłacić opowiem za chwilę.
Wrażenia estetyczne w kabinie są równie pozytywne, co na zewnątrz. Zanurzając się w nisko osadzonym bardzo wygodnym fotelu można podziwiać wysmakowane dodatki. Na desce rozdzielczej odbywa się taniec wysokogatunkowej skóry, akcesoryjnych paneli z włókna węglowego i alcantary. Włoskiej tkaniny droższej od skóry jest nieco za mało, ale jest tak milutka, że można się do niej przytulić. Cieszą klasyczne zegary, co do których nie ma wątpliwości, że nadążą za zmieniającymi się w szaleńczym tempie wartościami. Są też małe niedoskonałości w postaci poskrzypujących pod naciskiem plastików, ale na pierwszej randce mózg nie dopuszcza ich istnienia do głosu, czy raczej słuchu.
Próżno szukać nowego wyglądu, 440i nie jest wersją po liftingu, więc od 2013 roku nic się tu nie zmieniło. Zamontowano za to zupełnie nowy silnik o oznaczeniu B58. Choć ma układ R6, trzy litry pojemności, jedną turbinę, bezpośredni wtrysk i wszystkie techniczne bajery znane z poprzednika (N55) montowanego m.in. w 435i, to nie ma z nim nic wspólnego. Po co więc projektować od nowa coś, co się świetnie sprawdzało? Bo żyjemy w takich czasach, że opłaca się zacząć od zera, by uzyskać lepsze własności termiczne oraz zmniejszone tarcie wewnętrzne. Tłumacząc to na zrozumiały język silnik łatwiej odpalić, zwłaszcza w zimnym klimacie, dłużej utrzymuje ciepło po zgaszeniu, a ponadto żąda o 12% mniej paliwa przy nieco poprawionych osiągach.
Standardowo rzędowa szóstka oferuje moc 326 KM, czyli 20 KM więcej, niż było w modelu 435i. Niewiele to wnosi kierowcom poszukującym jak najlepszych osiągów, bo pozostały one na dotychczasowym poziomie. Nowe 440i coupe nadal osiąga setkę w 5,2 sekundy, a silnik wciąż kręci się do obłędnych, jak na doładowaną jednostkę 7000 obr./min. W świecie samochodów sportowych jest tak, że jak coś jest nowsze i mocniejsze, ale nie szybsze, to jakoś trudno mu wzbudzić emocje. BMW pomyślało o tym wprowadzając dla nowego silnika pakiet Power and Sound.
O ile trudno 440-ce zarzucić że nie jest dynamiczna, to dźwięk jest dość płaski i mocno stłumiony. Nie pasuje do sportowego coupe. Jak wskazuje sama nazwa pakietu, rozwiązuje on problem mocy i dźwięku. W zestawie znajduje się układ wydechowy sygnowany literą M. Do wyboru są dwa rodzaje końcówek wydechu: karbonowo-chromowana i po prostu chromowana. Testowy egzemplarz został przystrojony taką ilością dodatków „węglowych”, że rurom wydechu już tego oszczędzono. Drugą składową jest moc podniesiona do 360 KM, za którą idzie moment obrotowy. Dla skrzyni automatycznej wzrósł on z 450 do 500 Nm.
Wrażenia są niesamowite. Podczas odpalania słychać, że nie mamy do czynienia z seryjnym układem wydechowym. Głębokie basy przyjemnie buczą, choć jesteśmy od nich mocno odseparowani. Aby nasycić się dźwiękiem trzeba uchylić bezramkową szybę, a jeszcze lepiej poszukać jakiegoś tunelu. Melomanom polecam wybrać tryb Sport, w którym nie tylko wydech lepiej gada, choćby za sprawą żywiej reagującego silnika, ale też potrafi łobuzersko strzelać przy odjęciu gazu.
Nie, to nie jest namiastka M4. W typowo sportowej wersji jest głośniej i bardziej surowo pod każdym względem, zaś 440i uzbrojony w dwa słuszne pakiety nadal jest wygodnym i komfortowym coupe, którym możemy jeździć na co dzień. Nie dotyczy to tylko maniaków, którzy mogliby nie mieć radia w samochodzie, ale dosłownie wszystkich kierowców. Bo w BMW zdają sobie sprawę, że auto kierowane jest m.in. do młodych managerów mających po całym dniu w biurze dość absolutnie wszystkiego i ostania rzecz o jakiej marzą to dostać wycisk od własnego auta.
Samochody BMW mają to do siebie, że są niemal doskonałe, ale pod jednym warunkiem. Konfigurując samochód warto rozważyć wybór wielu dodatkowych opcji. Adaptacyjne zawieszenie to doskonały wybór, dzięki któremu dostroimy auto do własnego humoru w ciągu ułamka sekundy. Sportowa automatyczna skrzynia biegów wydaje się oczywistą oczywistością. Warto też pomyśleć o układzie kierowniczym o zmiennym przełożeniu. Tego akurat w testowym egzemplarzu zabrakło. Czy to wada? Można to tak odczytać. Podstawowa przekładnia ma duże przełożenie, a elektryczne wspomaganie sprawia, że nie potrafię pozbyć się wrażenia sztuczności. Jakbym kierował symulatorem jazdy. Na koniec kwestia gustu, tylny napęd, albo xDrive.
Większość klientów BMW wybiera opcję 4x4. Nie dotyczy to jedynie SUV-ów, także limuzyny i coupe częściej opuszczają polskie salony tej marki w specyfikacji czteronapędowej. Co to daje? Pewność prowadzenia i gwarancję, że zimą można wybrać się na narty. Chcąc mieć tylnonapędową maszynę do produkcji dużej ilości dymu o zapachu spalonej gumy lepiej wybrać M4. Nasz bohater to coupe do codziennego użytku więc lepiej żeby radził sobie w każdych warunkach. Co więcej, xDrive w żaden sposób tu nie przeszkadza. Podsterowność jest minimalna, nie czuć też dodatkowej masy, jak to miało miejsce w 335i coupe xDrive (E92).
Samochód wygląda absolutnie świetnie, choć nadmiar karbonu nie wszystkim przypadnie do gustu. M Performance sprawdza się znakomicie i choć 20-calowe koła sprawiają wrażenie że łatwo je uszkodzić, to zapewniam że można na nich jeździć bezstresowo nawet po nieremontowanych od lat drogach gminnych. Dodatkowa moc? Tej nigdy za wiele, zwłaszcza że czas osiągania 100 km/h skraca do 4,9 sekundy. Dynamika jest rewelacyjna, a przyczepność na zakrętach niemal wzorowa. Opcjonalne 18-calowe hamulce są tak ostre, że w czasie awaryjnego hamowania niemal pozbawiają przytomności. Są jednak pewne ale.
Za wersję BMW 440i xDrive z automatyczną skrzynią Steptronic trzeba zapłacić 258 702 zł. Wydaje się że to bardzo atrakcyjna oferta, ale jak już wspomniałem wersja bazowa nie jest ani wyjątkowo szybka, ani w żadnej mierze emocjonująca. Żeby samochód dobrze wyglądał i dobrze jeździł, a przede wszystkim żeby był w stanie cieszyć swojego właściciela trzeba dołożyć do niego szereg dodatków windujących jego cenę do ponad 300 tys. zł. A to już przestaje być okazja.
Konkurencja jest doskonale przygotowana do walki. Audi wystawia naprzeciw S5 Quattro coupe (333 KM), nieco słabsze, ale równie szybkie, za minimum 295 600 zł, zaś Mercedes ma w swoim arsenale C coupe w wersji 43 AMG 4Matic (367 KM) za kuszące 288 800 zł. Ogniste coupe Mercedesa jest z całej trójki najszybsze.