Białe szaleństwo - Mazda 3 MPS
Święta, święta i po świętach. Po kilku dniach spędzonych w gronie rodzinnym pozostał doskonały nastrój i mnóstwo zmagazynowanych kalorii. Pora roku sprzyja sportom zimowym, odkurzyłem więc deskę snowboardową, zadzwoniłem do znajomych i już wiedziałem, że spalę nieco kalorii na stoku. Jedyną skargę miałem do pogody, wszechobecna odwilż stawiała przed nami zagadkę do rozwiązania: gdzie jest śnieg? Najpewniej było szukać śniegu tam gdzie powinien być -w górach! Pomysł na białe szaleństwo został uzupełniony odpowiednim samochodem - w podróż ruszyłem jednym z najmocniejszych hothatchy na rynku - Mazdą 3 MPS.
Pakowanie przebiegło szybko. Złożyłem część tylnej kanapy, wsunąłem snowboard do środka i sukces! Deska zmieściła się, mimo, że ma prawie 170 cm długości. Jeszcze tylko buty, kask i reszta osprzętu – niestety przybornik snowboardzisty zajął miejsce jednego z pasażerów. Na szczęście tym razem nie musiałem się o to martwić.
Było już późno. Stwierdziliśmy, że nie mamy ochoty tracić czasu na dojazd w Tatry. Postawiliśmy na stoki w Zawoi – najdłuższej wiosce w Polsce. Szczególnie myśl o jeździe po Mosornym Groniu napawała mnie radością. Stok ma certyfikat FIS i jest wystarczająco stromy by na nim naprawdę poszaleć. Tylko czy będzie otwarty?
Przy okazji dojazdu na miejsce chciałem sprawdzić jaka naprawdę jest Mazda 3 MPS. Zająłem miejsce za kierownicą i ruszyłem. Spojrzenie na wnętrze nie zdradza możliwości Mazdy. Materiały są niezłe, ergonomia bez zarzutu, ale wieje nudą, a totalnie różne wyświetlacze od komputera pokładowego i radia jeszcze bardziej psują odbiór. Jedynie fotele, zegary z logiem MPS i mały wskaźnik doładowania sugerują, że to nie jest zwykła Mazda 3. Wrażenia z jazdy nie pozostawiają już żadnych wątpliwości, że to bardzo sportowa maszyna. Twarde zawieszenie daje o sobie znać na każdej dziurze, a samochód jest niezwykle stabilny. Charakterystyka pracy silnika zdradza wielkie możliwości, biegi zmieniają się z przyjemnym oporem, a sprzęgło pracuje twardo i sprężyście. Muszę przyznać, że mimo sztywności zawieszenia była to bardzo przyjemna godzina. Wyprzedzanie ciężarówek trwało kilka sekund, jednostka napędowa jest bardzo elastyczna, a system grający Bose skutecznie umila jazdę. Mazda okazała się całkiem „hatch” i w akceptowalnym komforcie dowiozła mnie tuż pod Mosorny Groń. Parking przywitał nas ogromem błotnistej przestrzeni. Wyciąg pracował, choć świecił pustkami. Tylko nieliczni amatorzy nie przestraszyli się odwilży i jazdy po sztucznym śniegu.
Zaparkowałem gdzieś między kilkunastoma samochodami pod stokiem. Mazda 3 MPS wyglądała zdecydowanie najciekawiej wśród wszystkich czterech kółek na parkingu - to naprawdę dobrze wyglądający samochód. Dzięki kilku dodatkom jak duża lotka z tyłu, wlot na masce kierujący powietrze prosto na intercooler, czy grafitowe, 18-sto calowe felgi wyglądała naprawdę agresywnie, ale nie wulgarnie. Daleko jej do wyglądu ciotki w sportowym stroju i obuwiu, którą ktoś chciał zmienić w sprinterkę. Tu nie ma nic na siłę. Ten samochód ma potencjał, ale pokazuje to z klasą. Zamyślenie nad estetyką przerwało wołanie znajomych, którzy poganiali mnie do kasy. Kupiliśmy karnety, wyjechaliśmy na górę . Nadszedł czas na białe szaleństwo! Nakręceni na pierwsze w tym roku szusowanie nie zwracaliśmy nawet uwagi na zlodowaciały produkt armatek śnieżnych, po którym jeździ się niezbyt przyjemnie. Na stoku czułem się trochę jak w Mazdzie, było twardo i narowiście. Deska raz po raz łapała krawędzią zlodowaciałe podłoże sprawdzając tym samym moje umiejętności. Chciałem tylko chronić swoje pośladki, upadek na lód i powrót tak twardym samochodem mógł przyprawić mi niepotrzebnych cierpień.
Wiatr, choć dość mocny nie był dla nas zauważalny dopóki nie stał się przeszkodą dla pracy kolejki krzesełkowej. Tak, wiem - względy bezpieczeństwa, ale zjechaliśmy dopiero dwa razy. O naszym rozczarowaniu po wstrzymaniu ruchu wyciągu nie muszę wspominać. Każdy z nas szukał jakiegoś pocieszenia. Dziewczyny wybrały kawę, a facetów kusiła opcja wypicia grzańca w pobliskiej karczmie. Ja ciągle miałem mało białego szaleństwa. Pozostała mi jeszcze Mazda, dlatego pomyślałem, że udam się na przełęcz Krowiarki, to ledwie kilka kilometrów dalej. Cel? Jedne z najlepszych góralskich serków, jakie jadłem. Zdziwiłem się, że po świętach mogę jeszcze myśleć o jedzeniu. Nie mogłem również pojąć, czemu myślę o jeżdżeniu, kiedy koledzy idą na grzańca.
Spakowałem sprzęt z powrotem do Mazdy i odpaliłem 2.3-litrowy silnik wspomagany turbiną. Muszę przyznać, że delikatny pomruk z dwóch rur wydechowych bardzo subtelnie, ale stanowczo wysyła informację o sporej mocy drzemiącej pod maską. Ruszyłem. Wiedziałem, że o tej porze roku nie zastanę nikogo, kto mógłby mi sprzedać góralski serek. Za pewne już się domyślacie, że to był tylko pretekst by sprawdzić czy Mazda 3 MPS jest również „hot”. Zacząłem wspinać się na przełęcz i szybko popadłem w pewien schemat, którego efektem miało być zmuszenie mojego organizmu do produkowania hormonu, którego tak mi brakowało. Wyglądało to mniej więcej tak: piorunujący dojazd do zakrętu, bardzo późne hamownie, redukcja do dwójki, delikatne muskanie gazu w zakręcie i pełen odlot na wyjściu. Turbo pompuje pełną parą, elektronika szaleje, wszystkie systemy bezpieczeństwa walczą o utrzymanie auta na drodze. Ja biję się z silnikiem o władzę nad kierownicą, która chce mi się wyrwać przy każdym ostrym dodaniu gazu. Wrzucam trzeci bieg, na dłuższych prostych dochodzę nawet do czwórki. Ryk silnika straszy zwierzęta w lesie, jadę zdecydowanie szybciej niż podpowiada rozsądek. Adrenalina płynie w żyłach, w mięśniach karku wyczuwam napięcie. Mazda 3 MPS gwarantuje niesamowite przyspieszenie mimo ciągłego mielenia kołami na mokrej nawierzchni. Hamulce są znakomite tak samo jak wyważenie samochodu. Nie sądziłem, ze pozwolę sobie na tak wiele w samochodzie z napędem na przednią oś i stadem 260 wściekłych koni na pokładzie.
Po dotarciu na parking pod przełęczą Krowiarki znalazłem spore ilości naturalnego śniegu, które przetrwały na wysokości ponad 900 m n.p.m. Wysiadłem i z emocji chciałem włożyć do niego głowę by nieco ochłonąć. Tylko myśl o śniegu za koszulką odwiodła mnie od tego pomysłu, wziąłem więc głębszy oddech, rozluźniłem ramiona zmęczone mocnym trzymaniem kierownicy i znów spojrzałem na stojącą na śniegu Mazdę. Pod tą anielską barwą lakieru drzemie prawdziwy diabeł. Usiadłem z powrotem na twarde fotele trójki MPS, a z nieba spadał mokry śnieg.
Wróciłem nie zwalniając tempa. Znajomych znalazłem w Karczmie. Wszedłem do środka, na mojej twarzy rysowały się wypieki. Przeżyłem właśnie odpowiednią dawkę białego szaleństwa, w końcu mogłem zamówić kawę, usiąść i rozważyć ostatnią kwestię. Czym jest lansowane przez Mazdę Zoom-Zoom? Producent Trójki MPS twierdzi, że to niezwykła więź kierowcy z autem poparta emocjami i radością z jazdy. Mazda wywołuje festiwal przeróżnych odczuć: od radości podczas miażdżącego przyspieszania, przez strach, kiedy próbuje podsterownością zabić kierowcę w zakręcie po smutek, kiedy trzeba wreszcie zjechać na stację. Tak, ten samochód potrafi wzbudzać emocje, a ja chyba zaczynam czuć, czym ma być „filozofia” Zoom-Zoom.
Jechałem do Zawoi z nastawieniem na ostrą zabawę na stoku. Po zafundowanej na święta odwilży pogoda zrobiła nam kolejnego psikusa. Na szczęście Mazda 3 MPS to najprawdziwszy hothatch i zwariowana maszyna, która pomaga spalać kalorie podczas jazdy oraz zapewnia dużo adrenaliny, kiedy wszystko inne zawiedzie. Do tego spełnia wszystkie nadzieje pokładane w samochodzie kompaktowym. Oczywiście nie jest wolna od wad: wnętrze nieco rozczarowuje, z tyłu jest ciasno, zawieszenie ma zbyt twarde nastawy jak na polskie drogi, a silnik dużo pije. Z drugiej strony dobrze wygląda, świetnie się prowadzi, zapewnia znakomite osiągi i daje mnóstwo radości z jazdy. Mazda 3 w najmocniejszej wersji jest jak jazda na snowboardzie: biała, szalona i bezkompromisowa. Mazda 3 Może Pojechać Szybko, a w dodatku przeciwstawia się logice i daje klapsa „ekowariatom”, spalając mnóstwo paliwa i wydzielając pokłady dwutlenku węgla. Polubiłem ten samochód.