Baby kombi - Volvo V50 R-Design
Stylowe, kompaktowe kombi o sportowym wyglądzie? Brzmi trochę jak senne marzenie, ale Volvo V50 R-Design takie właśnie jest.
Volvo przez pewien okres zmagało się z wykrystalizowaniem swojego nowego image. Jednak od czasu debiutu całkiem udanego XC60 coś się zmieniło. Wygląda na to, że Szwedzi odnaleźli własny styl, a patrząc na najnowsze modele trzeba przyznać, że poszli w dobrym kierunku. Nawiązania do charakterystycznych kancików pozostały i już na pierwszy rzut oka wiemy, z jaką marką mamy do czynienia. Trochę ciężej odróżnić od siebie konkretne modele - szczególnie kombi.
Testowane, najmniejsze kombi w rodzinie noszące oznaczenie V50, na ryku obecne jest już od ponad 6 lat, a za sprawą face liftingu (wcześniej V40), to wciąż bardzo atrakcyjny samochód. Nasz egzemplarz w nazwie posiada dodatkowo oznaczenie „R-Design”. To nic innego, jak pakiet stylistyczny. Niegdyś literką R były oznaczone najmocniejsze odmiany Volvo. Dziś, podobnie jak M Pakiet w BMW, czy S-Line w Audi, R-Design to wizualne sportowe akcenty nadające agresywniejszego wyrazu. Trzeba przyznać, że już „zwykłe” V50 prezentuje się całkiem interesująco, a przyozdobione dodatkami spod szyldu R-Design staje się jeszcze bardziej pociągające. Rywale, powiedzmy, BMW 320d Touring nie mogą pochwalić się takim wdziękiem. R-Design, wbrew pozorom, całkiem nieźle pasuje do nadwozia typu kombi, które Volvo woli nazywać „sport wagon”. Wydatne progi, spoiler nad tylną szybą czy 5-szprychowe, 17-calowe felgi znakomicie spełniają się w V50.
We wnętrzu odnajdziemy aluminiowe wstawki, metalowe nakładki na pedały, czy emblematy R-Design na fotelach oraz kole kierownicy. Co do kierownicy… jak na sportowe aspiracje kabiny jest ogromna, chociaż sam wieniec, przypominający grubością kawał rodzimej kiełbasy, bardzo dobrze leży w dłoni. Całkiem oryginalnie prezentuje się wykończenie wnętrza w prążkowanym aluminium, które szczodrze pokrywa element rozpoznawczy Volvo, czyli „pływającą” konsolę środkową. To chyba za jej sprawą, otoczenie kierowcy zdaje się być bardziej przestronne, niż jest w rzeczywistości. Dodajmy do tego dwukolorową skórę (a konkretniej jej namiastkę o nazwie Vulcaflex), a otrzymamy typowe dla Volvo wnętrze: eleganckie, czyste i proste.
Dynamiczne wzornictwo karoserii często pociąga za sobą kompromis w postaci ograniczonej przestronności wnętrza. Tak też dzieje się w przypadku V50. Wystarczy wspomnieć, że bagażnik ma pojemność 417 litrów. Skoro uczepiliśmy się BMW – w 320d Touring do dyspozycji jest 450 l, a w Audi A4 Avant nawet 490 l. Zapomnijcie o przewożeniu szaf czy lodówek. W tym specjalizuje się V70. Czteroosobowa rodzina przy wakacyjnym wypadzie może mieć problem z pomieszczeniem wsz`ystkich rzeczy. Sytuacja przedstawia się nieco lepiej pod względem przestrzeni dla pasażerów. Z tyłu dwie osoby będą czuć się wygodnie i komfortowo, chociaż doskwiera brak „kieszeni” na drobne przedmioty w drzwiach. Nieprzeciętnie obszerne i wygodne fotele, które od zawsze wyróżniały Volvo, straciły nieco na swoim komforcie i rozmiarach, chociaż nadal pozostają wygodne w dalekich trasach.
R-Design, to nie tylko podrasowany wygląd. Pakiet obejmuje również lekko utwardzone zawieszenie, obniżone o 20 mm. Już po pierwszych kilometrach czuć, że Volvo V50 przedkłada solidne właściwości jezdne nad przesadne dbanie o wygodę. Zawieszenie jest przyjemnie sprężyste i daje poczucie pewności przy dynamicznej jeździe. Mimo 17-calowych felg i bardziej sportowego nastawienia, nie można narzekać na komfort. Pozostaje on na bardzo przyzwoitym poziomie. Nierówności kwitowane są przyjemnie wytłumionym dźwiękiem i nie zakłócają podróży. Jak by nie patrzeć V50 bazuje na znanym ze swych właściwości jezdnych Fordzie Focusie, chociaż odkąd Volvo stanęło na własnych nogach, położono większy nacisk na komfort jazdy.
Szkoda, że za pracą zawieszenia nie nadąża układ kierowniczy. Owszem, przy jeździe na wprost odznacza się odpowiednim ciężarem wspomagania i brakiem luzu w centralnym położeniu. Schody zaczynają się, gdy zjeżdżamy z autostrady. Układ jest nieco ospały, a koła leniwie reagują na impulsy kierowcy. Przy bardziej dynamicznej jeździe w zakrętach kierownica zdaje się być zupełnie odłączona od przedniej osi. Wspomaganie jest zbyt mocne i trzeba sporej wyobraźni, aby zorientować się, co porabiają przednie koła. W rezultacie mamy wrażenie poruszania się samochodem większym i cięższym niż w rzeczywistości.
Podobne wrażenie „rozłączenia” występuje między pedałem gazu a silnikiem, póki nie osiągnie się przynajmniej 1750 obrotów. Owszem od tego momentu 150 KM i 350 Nm w wysokoprężnym silniku D3 całkiem żwawo (poniżej 10 s do 100 km/h) rozpędza ważący 1500 kg pojazd. D3 jest przy tym jest całkiem oszczędny i doskonale wyciszony. Średnio w trasie można z łatwością osiągnąć spalanie na poziomie 5,5 l/100 km. Olbrzymia turbo dziura sprawia, że dosyć często będziesz sięgać do lewarka zmiany biegów. Tutaj z pewnością docenisz znakomitą pracę 6-biegowej, manualnej skrzyni. Króciutki lewarek przeskakuje z przyjemnym oporem i zdecydowanie trafia w kolejny bieg. Koniec końców jazda V50 będzie przeżyciem bardziej relaksującym niż ekscytującym. Ekscytacji możemy szukać jedynie w wyglądzie.
Najmniejsze kombi w gamie Volvo nie zaoferuje konkurencyjnej ładowności i przestrzeni. Nie pozwoli w pełni wykorzystać potencjału swojego zawieszenia, a jednostka D3 momentami będzie irytować swoją ospałością przy niższych obrotach. W zamian V50 zaoferuje ciekawą, nowoczesną stylistykę, znakomicie podrasowaną - zarówno z zewnątrz jak i we wnętrzu - przez pakiet R-Design, komfort, oryginalnie rozwiązane wnętrze, czy typowy dla Volvo wysoki poziom bezpieczeństwa. Dla nabywców nie bez znaczenia pozostaje też prestiż marki premium. V50 to zgrabne, kompaktowe kombi ze sportowym charakterem, na które śmiało można się zdecydować jeszcze przed założeniem rodziny. Wtedy też łatwiej będzie wyściubić 106 400 zł na testowaną tutaj wersją, lub 87 800 zł za model podstawowy z benzynowym silnikiem o mocy 145 KM.