Audi RS6 performance - szukając sensu w bezsensie
Jaki sens ma niesamowicie mocne kombi? Po co komu praktyczne nadwozie w samochodzie, który osiąga 100 km/h w niewiele ponad 3 sekundy? I dlaczego takie szaleństwo wychodzi akurat spod ręki dość stonowanego Audi? Dowiemy się, jeżdżąc RS6 w wersji Performance.
Choć połączenie praktycznego nadwozia kombi i bardzo mocnego silnika wydaje się absurdalne, Audi kontynuuje tę tradycję już od ponad 20 lat. Pierwszym modelem RS w historii było RS 2 Avant.
Audi produkowało już od jakiegoś czasu 2.2-litrowy, 5-cylindrowy silnik, ale zanim trafił do RS 2, został poważnie podkręcony przez Porsche. Ostatecznie silnik osiągał 315 KM, ale w połączeniu ze świetnym napędem quattro, osiągi były wprost fenomenalne - i do dziś takie pozostają.
Pierwsze 100 km/h pojawiało się na liczniku już po 4,8 s. RS 2 było w stanie maksymalnie osiągnąć 265 km/h, ale za sprawą elektronicznego ogranicznika - nie ograniczeń silnika. W tamtym czasie brytyjski magazyn Autocar podjął się zmierzenia czasu, w jakim RS 2 osiągało prędkość 30 mil/godzinę, czyli niecałych 50 km/h. Wynik wprawił w osłupienie wszystkich - dopuszczalna w mieście prędkość pojawiała się już po 1,5 s! Wolniejszy był i McLaren F1, i pojazd Formuły 1, którym jeździł Jacques Villeneuve.
Bezpośrednim następcą RS 2 było RS4, ale póki co nie zobaczyliśmy go jeszcze w najnowszej odsłonie. Uznajmy więc, że tradycję kontynuuje RS 6. Może nie bije rekordów jak pierwowzór, ale tylko dlatego, że osiągi sportowych samochodów przechodzą dzisiaj wszelkie oczekiwania. Nie ma jednak wątpliwości, że to jeden z najszybszych samochodów, jakimi możemy poruszać się obecnie po drogach.
Tylko, gdzie w tym wszystkim jest jakiś sens?
A6 po dopingu
Audi A6 po faceliftingu zyskało nieco bardziej złowrogie spojrzenie, ale w zwykłych wersjach to nadal po prostu luksusowa limuzyna - czy też kombi. Choć wygląda całkiem dynamicznie, to jednak przy RS 6 blednie.
Uwypuklone nadkola i obniżone zawieszenie robią wrażenie. Patrząc na RS 6, zdecydowanie nie chcesz z nim zadzierać. O tym samochodzie nie można powiedzieć, że to “jakieś kombi”. Już na pierwszy rzut oka widać, że akurat z tym kombi jest coś nie tak. Ma szaleństwo w oczach.
Świetnie prezentuje się w czerwieni z pakietem czerni. Nie ma chyba jednak koloru, w którym wygladałoby źle. Oczywiście nie trafi w gust każdego, ale jeśli lubicie samochody, które wyglądają, jakby były poważnie wkurzone - RS 6 jest dokładnie takie.
Lata lecą
Audi A6 C7 pokazano już lata temu - w 2011 roku. Jak na tamte czasy było całkiem nowocześnie. Chowający się w desce rozdzielczej ekran systemu MMI, kolorowy wyświetlacz pomiędzy zegarami czy funkcjonalny projekt deski rozdzielczej podobały się w 2011 roku i podobają się nadal.
Bronią się przede wszystkim materiały, których użyto do wykończenia wnętrza. Mało jest tu plastiku, więcej ciekawych i przyjemnych w dotyku tworzyw. Nic nie skrzypi i wnętrze zostało świetnie złożone - tutaj nie mamy wątpliwości, że obcujemy z samochodem klasy premium. Trzeba też przyznać, że Audi jest jednym z tych producentów w segmencie, który naprawdę dba o to, by wszystko było “premium”. U konkurencji różnie z tym bywa.
Mimo, że wnętrze nadal wygląda nieźle, to jednak czuć tu już ząb czasu. Wystarczy spojrzeć na nową E-klasę - jak bardzo zaawansowana technologicznie jest pod każdym względem. Audi RS 6 przy tym wygląda siermiężnie.
Oczywiście - nie można narzekać na ilość miejsca wewnątrz, ani na 565-litrowy bagażnik gotów przewieźć wszystko, co nam przyjdzie do głowy. No może z wyjątkiem europalet. Kupując dzisiaj RS 6, bedziemy zadowoleni z tego, co oferuje, ale czuć już w powietrzu nową generację “A6-tki” - i możemy być pewni, że po jej premierze nagle to wnętrze będzie wyglądało na przestarzałe.
Jak to jeździ!
Audi RS 6 ma kilka twarzy. Najpierw poznajemy go jako wygodny samochód do dalekich podróży. Zawieszenie przyjemnie wybiera nierówności i jadąc ze stałą prędkością, nawet nie da po sobie poznać, że to samochód z gatunku wyczynowych Audi.
W kolejnym podejściu poznamy go jako potwora, zdolnego walczyć w sprincie do 100 km/h nawet z najszybszymi samochodami. Zajmuje mu to zaledwie 3,7 s. Dba o to 4-litrowe V8, które z pakietem Performance osiąga aż 605 KM. Moment też robi wrażenie - to 700 Nm w zakresie od 1750 do 6000 obr./min. W samochodzie z silnikiem benzynowym!
Biorąc poprawkę na osiągi silnika, ta pierwsza - komfortowa - twarz RS 6 zyskuje dodatkowego kolorytu. Okazuje się, że funkcja odłączania połowy cylindrów pozwala znacząco obniżyć zużycie paliwa. Producent twierdzi, że w mieście wystarczy 13,4 l/100 km, w trasie 7,4 l/100 km, a średnio 9,6 l/100 km. To oczywiście bajki, nawet całkiem zabawne. W praktyce jednak nie jest trudno zejść do 11 l/100 km w trasie. Przy 605 KM “pod nogą”!
Kolejne oblicze RS6 pojawia się po tym, jak przyzwyczaimy się do wybitnych osiągów tego kombi. Te przeciążenia są uzależniające, przez co coraz częściej wciskamy gaz do oporu. Byle to poczuć. Wtedy zyskujemy obraz podsterownego RS 6. Kiedy pojawimy się na krętej drodze, zakręty są przeszkodą, która nie pozwala nam przez chwilę przyspieszać. Oczywiście, Audi RS 6 jedzie jak przyklejone, ale zbyt wcześnie rzucamy się z powrotem na pedał gazu. Tak duża moc i napęd na cztery koła muszą w rezultacie dać podsterowność - tę programowaną, która ma uczynić nawet takiego potwora “idiotoodpornym”. Osiągi samochodu są dostępne w każdej sytuacji, ale nie w każdej powinny być wykorzystywane. Zbyt mocne przyspieszanie w zakręcie owocuje podsterownością, którą skoryguje nawet mniej wprawny kierowca.
Audi RS 6 używane w taki sposób zaczyna jednak irytować. Nie możemy jeździć po zakrętach tak szybko, jak byśmy chcieli. Możemy to usprawiedliwiać ciężkim przodem, bo przecież 4-litrowe V8 z całym osprzętem waży niemało. Możemy więc obwiniać Audi, że samochód za grube pieniądze nie jest tak sportowy, jak się wydawało. Służy tylko do jazdy na wprost - i niczego więcej.
Kiedy przejdziemy przez tę fazę, RS 6 ukaże nam to, co do tej pory mogło pozostawać niewidoczne. Inżynierowie naprawdę sporo się natrudzili, by ważący prawie 2 tony kolos poruszał się po drogach z gracją baletnicy. Napęd quattro z mechanizmem różnicowym przy tylnej osi działa po prostu świetnie.
Jeśli więc zaczniemy ostrożniej obchodzić się z pedałem gazu i utrzymywać go w jednym położeniu aż do wyjścia z zakrętu, RS 6 potrafi przenosić przez ostre zakręty takie prędkości, że zaczyna nas boleć głowa. I wcale tu nie przesadzam. Audi RS 6 jest bardzo szybkie - i na prostych, i w zakrętach.
Nie jest jednak w jeździe zbyt ekspresyjne. Jest niemiecko perfekcyjne. Oczywiście, V8 ryczy jak złe, z wydechu dochodzą nas odgłosy strzałów, ale poza tym - jeździ jak przyklejone. Tylna oś nigdzie się nie wybiera, przednia też niekoniecznie. Nie mamy tu w zasadzie nic do roboty, poza nadawaniem mu kierunku i odpowiednim kontrolowaniem przyspieszenia.
Masa może i jest spora, ale ceramiczne hamulce nie dają tego po sobie poznać. W trybie dynamic, zawieszenie jest też na tyle sztywne, że nie mamy problemów ze zmianą kierunku w sekwencjach zakrętów.
605 KM i ceramiczne hamulce czynią dwutonowe kombi bardzo sprawnym, ale czy nie wystarczyłoby, żeby samochód był po prostu trochę lżejszy? Może w tym wypadku akurat tak się nie dało.
Sportowiec wagi ciężkiej
Czy tyle mocy i rozwijanie takich prędkości w kombi ma sens? Absolutnie nie. Ale w tym jest całe piękno RS 6. Jest tak bez sensu, że aż trudno mu się oprzeć. Świetnie wygląda i świetnie jeździ - i to jest najważniejsze. Choć nie jest lekkie, idealnie się z tym kryje.
Cena nie jest jednak mała. RS 6 kupimy “już za” 544 300 zł. RS 6 performance to 576 800 zł. A przecież trzeba jeszcze kupić ceramiczne hamulce za 46 360 zł, tytanowy układ wydechowy za 41 890 zł lub pakiet RS Dynamic Plus za 69 820 zł, który zawiera już ceramiczne hamulce, ale też dodaje sportowy mechanizm różnicowy czy przesuwa prędkość maksymalną do 305 km/h. Jeśli cena nas nie ogranicza, spokojnie możemy skończyć w okolicach miliona złotych.
Wiedząc, jak mocne i szybkie jest RS 6 już teraz, możemy się tylko domyślać, jakie będzie następne RS 6. Jeszcze szybsze i jeszcze mocniejsze. Czy jest gdzieś granica tego szaleństwa? A kto by się tym przejmował...
Redaktor