Audi Q5 - bulwarówką na pustynię
Czasem myślę, że współczesne SUV-y z segmentu premium to wielkie marnotrawienie wysiłków producentów i w konsekwencji pieniędzy klientów. Nabywcy oczekują od nich luksusu na asfalcie i prezencji na parkingu i... tyle, jednak producenci nie mogą niestety założyć, że na samym asfalcie się skończy. Dlatego ładują do tych aut drogie napędy na wszystkie koła, rozmaite blokady i dyfry. Starają się jak mogą, ale tym samym podnoszą ceny wyżej i wyżej.
I co z tego wychodzi? SUV średniej wielkości kosztuje w bazowej wersji mniej więcej tyle, co Pałac Kultury, umie wszystko, ale kiedy pojedziemy na jakiś poligon OFFROAD, to zobaczymy tam Patrola, Cherokee czy L200, ale nie Audi Q7 czy BMW X5. Nie dlatego, że może nie dadzą rady, tylko dlatego, że nikt o zdrowych zmysłach nie chce porysować tak drogiej zabawki. Klienci płacą więc za coś, czego nie używają, a przynajmniej nie używają z własnej woli. A kiedy zdarza się niespodziewana sytuacja i auto staje po osie w piasku/śniegu/błocie (niepotrzebne skreślić) to przychodzi czas na sprawdzenie, czy warto było dopłacać.
Dlatego na od dawna planowane szkolenie z survivalu, połączone z wizytą w Pustyni Siedleckiej postanowiłem zabrać odświeżone Audi Q5 z silnikiem2.0 TDI i skrzynią S-Tronic.
Już pierwsze spojrzenie na model z Ingolstadt mówi, że prezencja to wielki atut tego wozu. Linia nadwozia Q5 jest niezwykle proporcjonalna i sportowa, szczególnie na opcjonalnych 19-calowych kołach. Potężny grill budzi respekt, przetłoczenia blachy na drzwiach i błotnikach łączą się harmonijnie z lampami - w projekcie tego samochodu nie ma miejsca na przypadek. Zmiany po liftingu są raczej delikatne – opisywaliśmy je w naszej relacji z premierowych jazd tym modelem w Monachium. Oczywiście nie ma w tym wszystkim rewolucji - Audi Q5 to klasyczne piękno.
Klasycznie jest również wewnątrz. Materiały i wykończenie zasługują zapewne na certyfikat jakości „Q” - wnętrze jest wykonane z tradycyjną dla niemieckiego producenta starannością. Próżno zmuszać plastiki do skrzypienia, nie warto tracić czasu na szukanie niedoróbek. Środek tego samochodu to synonim precyzji. Próżno tu też szukać stylistycznych fajerwerków, lepiej skupić się na wspaniałej ergonomii. Pewne zastrzeżenia mam tylko do systemu MMI, którego obsługa nie należy do intuicyjnych. Ustawienie nawigacji wymaga skupienia się na komputerze, a nie na drodze i sporego zaangażowania się w „kręcenie” specjalnym pokrętłem.
Fotele Audi Q5 to osobna historia. Posiadają rozbudowaną, elektryczną regulację, dzięki czemu możemy z dość dużą precyzją dobrać wygodną pozycję za kierownicą. Przestrzeni w kabinie nie musimy dzielić na milimetry, bo jest jej pod dostatkiem. Bagażnik połknie bagaż nawet kompletu pasażerów - 540 litrową przestrzenią można gospodarować za pomocą specjalnych przegródek. Spora tylna klapa otwiera się elektrycznie, nie musimy więc walczyć z jej wagą. Mogłaby się podnosić odrobinę wyżej, ale to moje dwa metry wzrostu mają specjalne oczekiwania.
Pod maską tego modelu jest stary dobry znajomy common rail o pojemności 2 litrów i mocy 177 KM. Czy to wystarczająco? Pewien niedosyt czuć w niektórych sytuacjach drogowych - na przykład przy wyprzedzaniu, kiedy wciskając pedał gazu w podłogę, chcielibyśmy mieć pod nim dodatkowe 50-100 koni mechanicznych.
Osiągi można więc uznać za nienadzwyczajne, ale wystarczające, choć zawieszenie i hamulce mówią, że poradziłyby sobie ze znacznie większym obciążeniem. Silnik sprzęgnięto z automatyczną, siedmiobiegową skrzynią S-Tronic, a za poprawną trakcję odpowiada napęd Quattro. Audi Q5 2.0 TDI pierwszą setkę osiąga w około 9,5 s i rozpędza się do prędkości 200 km/h. Jeśli to za mało (a w tym segmencie łatwo dojść do takiego wniosku), to wystarczy sięgnąć po trzylitrowego diesla lub benzyniaka o tej samej pojemności, które dają odpowiednio 245 i 272 KM.
Pierwszym testem dla Audi Q5 było miasto. Ten samochód czuje się tu jak ryba w wodzie, a jeszcze lepiej jego kierowca, który może patrzeć z góry na innych i nie przejmować się wysokimi krawężnikami. Chyba, że jest właśnie szczęśliwym posiadaczem opcjonalnych 19-calowych… Na nich opony mają naprawdę symboliczną wysokość, więc lepiej uważać na te kosztowności. W miejskiej dżungli nie przeszkadzają nawet słuszne rozmiary zewnętrzne, a to za sprawą całej gamy czujników oraz kamery cofania. Dynamiczna jazda miejska wiąże się ze spalaniem 9,5 litra oleju napędowego na każde 100 km – zupełnie rozsądny wynik.
W dłuższej podróży Q5 pokazuje swoje drugie oblicze. Okazuje się stabilne i dynamiczne w prowadzeniu, choć jest to okupione zmniejszonym komfortem. Owszem, możemy dopasować ustawienia twardości zawieszenia i charakterystyki pracy układu napędowego dzięki systemowi Audi Drive Select, jednak najbardziej komfortowe i usypiające (zdaniem konstruktorów Q5) nastawy nie przynoszą prawdziwej miękkości – niezależnie od sytuacji Q5 pozostaje zawsze gotowy do wykonania testu łosia.
W dłuższej trasie idealnie sprawdza się aktywny tempomat oraz zawsze czuwający radar odległości od pojazdu poprzedzającego, który dzięki swej precyzji potrafi zauważyć nawet rowerzystę i sam wyhamuje samochód, jeśli uzna prędkość zbliżania się do przeszkody za zbyt wysoką. Przy prędkościach autostradowych opór powietrza opływającego wysokie nadwozie podnosi poziom hałasu w kabinie. W trasie łatwo obniżyć spalanie do 7 litrów ON na 100 km.
W końcu przyszedł czas na zrobienie czegoś, czego właściciele drogich SUVów prawie nigdy nie robią, czyli sprawdzenie Audi Q5 poza asfaltem. Zabieranie w teren auta za takie pieniądze to oczywiście szaleństwo, ale skoro właściciel (czyli importer Audi) nie miał nic przeciwko…
Szybszy przejazd szutrową drogą sprawia, że możemy się poczuć niemal jak w rajdówce, a napęd Quattro, który rozdziela moc w proporcjach 60 % tył i 40 % przód, pozwala na wiele. Pokonując zakręty z minimalnym uślizgiem tylnej osi, nie musimy bać się o uszkodzenie podwozia - prześwit wynosi 20 cm. Głębokość brodzenia w wodzie do 50 cm i specjalny system wspomagający hamowanie na ostrych zjazdach, pomagają pokonywać większość niespodzianek. Jednak niemal jak ognia trzeba wystrzegać się błota, fabryczne opony szybko się zapychają, a auto z łatwością wpada w poślizg. O wjeździe w ciężki teren można zapomnieć, ale w szybkim dojeździe polną drogą nad rzekę Audi Q5 sprawdziło się na piątkę.
Wreszcie dzień przed oddaniem auta pojechałem na Pustynię Siedlecką sprawdzić czy Audi Q5 nie powie, że „nie ogarnia tej kuwety”. Pierwszy wjazd na hura byle do przodu i srogie rozczarowanie: po 10 metrach jazdy w głębokim piasku auto stanęło w miejscu. Chciałbym dodać „mieląc kołami w miejscu”, ale niestety nie powiem, bo dopiero tu poczułem, jak bardzo brakuje mi pod maską dodatkowych niutonometrów. Auto po prostu stanęło w miejscu, chwilę wyło, a potem… zgasło. Z wyjazdem do tyłu w dół nie było problemu, więc po rozpoznaniu terenu (a tego mnie nauczyli poprzedniego dnia na kursie survivalowym: zasada STOP, czyli stop, think, orientate, plan) udało mi się opracować drogę na szczyt wzniesienia w ten sposób, że nie zdejmując co prawda nogi z gazu, ale udało mi się tam wjechać i nawet zatrzymać się beztrosko po osie w piasku. Pożałowałem tego chwilę później, bo przypomniałem sobie te gładkie szosowe opony, ale Q5 bez większego problemu poradziło sobie z wyjechaniem z pustyni.
Audi Q5 to naprawdę dopracowany samochód, nie mający większych wad, który daje kierowcy wiele przyjemności z jazdy. Wad poza ceną, która bez dodatkowego wyposażenia wynosi 166.400 zł. Z dodatkami, których na pokładzie nie zabrakło, cena wzrosła o kolejne 90.000 zł. Lista wyposażenia dodatkowego jest prawie tak długa, jak wyposażenia standardowego. Ciężko jednak z czegokolwiek zrezygnować. Wspaniała skórzana tapicerka dodaje wnętrzu uroku, wielki szklany dach nie wymaga rekomendacji, a aktywne zawieszenie i systemy bezpieczeństwa z niewspomnianym przeze mnie asystentem zmiany pasa ruchu, wpływają na komfort jazdy. 273.000 zł to kwota, z którą należy udać się do salonu, aby stać się posiadaczem tego „cacka”. Jeśli nie masz akurat tyle pod ręką, to zastanów się nad tym: przy wkładzie własnym 45 % ceny, możesz wyjechać autem w dwuletnim leasingu dopłacając około 7% ekstra. Sumaryczna kwota zbliży się więc do 300.000. Z jednej strony to mnóstwo pieniędzy, ale mam też dobrą wiadomość. Nie musisz tym cackiem jeździć po pustyni – ja to już sprawdziłem za Ciebie. Daje radę!