Audi A6 Avant - Technologiczny arystokrata z pazurem
Ten samochód bardzo udanie łączy klasyczny wygląd i wysokiej jakości tradycyjną elegancję z technologicznymi nowinkami na miarę XXI wieku.
Audi A6 Avant wygląda dość niewinnie – tradycyjne linie aut tej marki łączy z odrobiną technologicznego szaleństwa. Do tej ostatniej kategorii śmiało można zaliczyć dostępne na życzenie diodowe reflektory, w których 56 diod LED pełni rolę wszystkich świateł – od dziennych, przez drogowe do doświetlających zakręty. Drugi w pełni diodowy zestaw znajdziemy z tyłu. Poza tym mamy charakterystyczną dla aut tej marki linię z dużą atrapą chłodnicy Singleframe.
Nowe Audi A6 nie zmieniło rozmiaru – jego długość wynosi 493 cm, szerokość 187 cm, a wysokość 146 cm. Rozstaw osi powiększył się o niemal 7 cm, sięgając 291 cm. Mocno zmniejszyła się natomiast waga samochodu. Sama karoseria wykonana w 20 proc. z aluminium jest o 30 kg lżejsza niż w poprzedniej generacji. Całość „schudła” o 70 kg, m.in. dzięki odchudzeniu klimatyzacji. Wchodząc do wnętrza samochodu znalazłem się wśród klasycznej elegancji z nieco staromodną nutką – na desce rozdzielczej i tunelu były drewniane elementy ozdobne Beaufort, wycięte ze sklejki, ułożonej warstwami jasna – ciemna. Dało to efekt przypominający poszycie starych, luksusowych jachtów.
Pierwszą część jazdy testowej spędziłem na tylnej kanapie. Miałem do dyspozycji dużo przestrzeni i własną regulację czterostrefowej klimatyzacji. Bez żalu zmieniłem jednak to miejsca na fotel kierowcy. I nie dlatego, że miał on funkcję masażu. Po prostu lubię prowadzić auta z trzystukonnymi silnikami, a taką właśnie mocą dysponował trzylitrowy silnik TFSI, który testowe auto miało pod maską. Moment obrotowy sięgał maksymalnie 440 Nm i przez automatyczną skrzynię S tronic i napęd quattro trafiał na wszystkie koła. Silnik pracował bardzo cicho i lekko, ale bardzo szybko reagował na wciśnięcie gazu – przyspieszenie od 0 – 100 km zajmowało mu tylko 5,6 sekundy. Jest przy tym dość oszczędny, bo na przejechanie 100 km potrzeba mu (według fabrycznych danych) 8,2 l benzyny.
Taka dynamika aż prosi o wciskanie pedału gazu. Na szczęście samochód może także odczytywać znaki ograniczenia prędkości i przypominać o nich kierowcy.
Testowane auto miało pneumatyczne zawieszenie, które znakomicie trzymało się asfaltowych dróg, a kiedy na potrzeby zdjęć zjechaliśmy na drogę gruntową, umożliwiało zwiększenie prześwitu i bardziej komfortowe pokonywanie pokaźnych dziur w szutrowej nawierzchni.
Miałem w samochodzie znaną z Audi A8 nawigację MMI Touch, z opcją wykorzystywania zdjęć serwisu Google Maps, która określeniu „poznawanie okolicy” nadaje nowe znaczenie. Siatka ulic i planowana trasa są nałożone na zrobione z góry zdjęcia, a w przyszłości miejsca skrętu czy wyszukiwane punkty POI będą zaznaczane na zdjęciach serwisu Google Street Wiev, które pokazywać mają te obiekty w takich ujęciach, jak widzi się je z okna samochodu. Obecność Google Maps w testowanym aucie nieco mnie zdziwiła, bo wiedziałem, że tylko jeden z samochodów ma kartę SIM, umożliwiającą korzystanie z tej funkcji i że nie jest to „moje” auto. Okazało się, że zdjęcia miasta zostały ściągnięte z sieci dzień wcześniej, kiedy podczas jazd testowych karta była zamontowana w tym aucie i system pozostawił je na twardym dysku zestawu nawigacyjnego. Z internetu korzysta zresztą nie tylko system nawigacyjny. Zestaw multimedialny pozwala na stworzenie sieci WLAN wewnątrz samochodu, co umożliwia pasażerom surfowanie w sieci, czy sprawdzanie i wysyłanie poczty elektronicznej.
Kolejna perełka testowanego auta to zestaw audio firmy Bang & Olufsen, dysponujący 14 głośnikami i mocą 1300 Watów. W bardzo dobrze wytłumionym aucie słuchanie doskonałej jakości dźwięku było wielką przyjemnością. Tylko, że aby jej doświadczyć trzeba wydać ponad 33 tysiące złotych! Jeżeli jeszcze dodamy do tego niemal 19 tysięcy, jakie trzeba dać za zestaw nawigacji z dostępem do Internetu i informacji drogowych Audi online, to robi się w sumie ponad 50 tysięcy złotych. A za to można już kupić kompaktowe auto.
Avant ma bagażnik o pojemności 565 l, z podłogą na tyle dużą, że zmieściłaby się na niej europaleta, gdyby komuś wpadło go głowy kłaść ją na wykładzinie dywanowej bagażnika. Panel podłogi ma zresztą pod dywanem wanienkę, ułatwiającą wożenie mokrych czy brudnych ładunków. Ułatwianie życia pasażerom to zresztą ogólna cecha wyposażenia tego auta. Na ścianach bagażnika mamy haczyki na torby, mocującą elastyczną taśmę i wnękę zmieniono w półkę przez ściankę z elastycznej siatki. W podłodze są szyny umożliwiające przesuwanie dostępnych w standardzie zaczepów lub oferowanej w opcjach teleskopowej przegrody.
W sumie jazda testowy była wielką przyjemnością, ale trudno się temu dziwić, skoro mowa o aucie, które bez dodatkowego wyposażenia kosztuje prawie 250 tysięcy złotych, a wartość zamontowanych w nim opcji niemal tą kwotę podwoiła. Dla bardziej oszczędnych jest otwierający cennik samochód z dwulitrowym turbodieslem o mocy 177 KM, który pali 5 l/100 km i kosztuje 175 500 złotych.