Audi A1. W tym szaleństwie jest metoda
Podobno nowe Audi A1 jest za drogie. Przecież to tylko przebrane Polo. A co, jeśli… to po prostu samochód premium zamknięty w małym nadwoziu? Przekonajmy się.
Premium 20 lat temu, a premium dziś wyglądają nieco inaczej. Kiedyś premium oznaczało masę unikalnych rozwiązań i przede wszystkim jakość wykończenia, która miała służyć latami. Wnętrza drogich samochodów sprzed lat wyglądały, jak wysokiej jakości meble.
Dzisiaj klienci szukają czegoś innego – a producenci im to dają. Liczy się efektowność, technologie i gadżety. Oczywiście jakość musi być też odpowiednia, ale w pierwszej kolejności liczy się wygląd.
I w myśl takich zasad, Audi A1 wpisuje się w ramy segmentu premium wprost idealnie. Tylko spójrzcie na nie – ma dynamiczną bryłę, z efektownymi przetłoczeniami. Reflektory LED o charakterystycznym wzorze tylko dodają mu zadziorności.
A że szeroka paleta kolorów, felg i pakietów szybko podnosi cenę o kolejne dziesiątki tysięcy złotych? To też jest element tego segmentu.
Audi A1 nie pasuje jednak do niego rozmiarem. Jest dłuższe o 5,5 cm i ma prawie o 10 cm dłuższy rozstaw osi od poprzednika. Tylko, jak pokazało Mini, rozmiar nie ma takiego znaczenia, jeśli odpowiednio wygląda i może być odpowiednio wyposażony.
Zajrzyjmy do wnętrza nowego Audi A1
Dlatego też i we wnętrzu nie zabraknie nam udogodnień znanych z wyższych modeli Audi.
Duży ekran systemu MMI wygląda, jak żywcem wyjęty z A6 czy A7. Pracuje w rozdzielczości HD, łączy się z Internetem i ma mnóstwo funkcji – czy też aplikacji – od nawigacji, po obsługę samochodu. Jedyne, czego mu brakuje, to wibracje po dotknięciu – ale to przecież tylko gadżet.
Tylko, że to właśnie takich „gadżetów” i detali szukamy w segmencie premium. Chcemy być rozpieszczani przez takie wisienki na torcie. I tak na przykład dotykowy panel do obsługi świateł, który znajduje się po lewej stronie deski rozdzielczej, mocniej rozświetla sie, kiedy zbliżamy do niego rękę. Po położeniu palca na przycisku, na ekranie zastępującym analogowe zegary pojawia się też komunikat informujący nas o tym, co to za przycisk. To bardzo przydatne, bo z reguły wszelkie przyciski w tej części są zazwyczaj trudniej dostępne, a tak, nie musimy odwracać wzroku od drogi, by wiedzieć, co właśnie ustawiamy.
Sam projekt deski rozdzielczej i materiał, który został użyty do jej wykończenia, wyglądają bardzo dobrze. W większości wszystko jest tu też przyjemne w dotyku, ale nie zapominajmy, że to segment B. Twardych plastików trochę tu niestety jest. Podłokietniki również mogłyby być bardziej miękkie.
Ale zanim zaczniemy narzekać, znów patrzymy na fotele wykonane z dobrej gatunkowo skóry. Do wyboru mamy aż 11 wariantów tapicerki i do każdego A1 możemy też dokupić czarną podsufitkę za 1010 zł.
W samochodach tej klasy nagłośnienie jest zazwyczaj przeciętne, ale opcjonalny system Bang & Olufsen znów przywodzi na myśl droższe samochody. A jeśli chcecie zapewnić sobie większy komfort podczas jazdy – czyli mniej stresu – na liście opcji znajdziecie system autonomicznego parkowania, aktywny tempomat z funkcją jazdy w korkach, lane assist i parę innych systemów, które na pewno przydadzą się na co dzień.
Miejsca jest tu zaskakująco dużo – ale w końcu obecny segment B, to już samochody rozmiarów mniej więcej Golfa 4. Z tyłu może jednak lepiej nie przewozić nikogo dalej niż kilkadziesiąt kilometrów, ale jeśli miałby to być samochód dla rodziny z małymi dziećmi – mógłby się sprawdzić.
I pomoże w tym też bagażnik, który mieści pokaźne, jak na ten segment, 335 litrów.
Audi A1 jeździ lepiej niż konkurencja
Odpalając silnik Audi A1, nie obiecywałem sobie zbyt wiele. Jeździłem wcześniej Polo, które jest oczywiście bardzo poprawne w prowadzeniu, ale wysiadając z niego, w zasadzie nie pamiętasz, jak Ci się jechało.
W Audi A1 zwraca na siebie uwagę zawieszenie. W testowym egzemplarzu mieliśmy 18-calowe koła z oponami w rozmiarze 245/40. W połączeniu z – jak by nie było – krótkim rozstawem osi i pakietem S-line, spodziewałem się bardzo twardego resorowania. A tutaj… A1 świetnie tłumi nierówności i nawet z tymi dużymi kołami nie musimy obawiać się o komfort.
Pod maską znalazło się 116-konne 1.0 TSI o 3-cylindrach. Może nie zawsze pasuje do większych samochodów, ale w takim miejskim maluchu? Sprawdza się świetnie. Przede wszystkim, praktycznie w ogóle go nie słychać. Zapewnia też bardzo dobrą dynamikę w mieście i na trasach, choć trochę traci „parę” na wyższych obrotach – jak każde inne 1.0.
Taka pojemność naprawdę dobrze spisuje się w mieście. Tym bardziej, że w porównaniu do większych silników, szybko osiąga temperaturę roboczą, przez co podczas dojazdów do pracy, na zimnym silniku pokonujemy znacznie krótsze odcinki. Stąd też płynie niższe zużycie paliwa, które w tym samochodzie wynosi jakieś 6-7 l/100 km w mieście przy spokojnej jeździe – tyle przynajmniej pokazywał komputer w trakcie mojego testu.
Czy mam więc jakieś zastrzeżenia do nowego Audi A1?
Parę. Pierwsze do skrzyni DSG. Jest trochę ospała w trybie D, szczególnie w „rozwojowych” sytuacjach, kiedy na przykład dojeżdżamy do skrzyżowania, ale nagle widzimy lukę i chcemy szybciej przyspieszyć. W podobnych sytuacjach przeszkadza system start-stop, który czasem zastanawia się przed ponownym uruchomieniem silnika.
Pedał hamulca sprawia też wrażenie mało progresywnego. Albo nie dzieje się nic, albo hamujesz za mocno. Przy wyższych prędkościach tego problemu nie ma – pojawia się natomiast przede wszystkim przy wolnej jeździe i całkowitym zatrzymywaniu.
Zastrzeżenia można mieć też do sposobu, w jaki Audi A1 pokonuje zakręty, ale… tylko dlatego, że nic nie robi na nim wrażenia! Samochód jest bardzo neutralny i stabilny, ale przez to też trochę nudny do jazdy – musimy jechać naprawdę szybko, by cokolwiek się zadziało. Ale to dobrze, bo to znaczy, że A1 możemy jeździć nawet wyjątkowo szybko, bez obaw o nieprzewidywalne poślizgi.
Pod maską Audi A1 chętnie zobaczylibyśmy jednak silnik 2.0 o mocy 200 KM z Polo GTI – albo i jeszcze mocniejszy, zestawiony z napędem quattro, tak jak w poprzednim S1. Na to przyjdzie nam jeszcze trochę poczekać.
Audi A1 jest za drogie?
Audi A1 to trochę kontrowersyjny samochód. Z jednej strony jest jak najbardziej premium – wygląda bardzo dobrze, zarówno na zewnątrz, jak i wewnątrz. Z drugiej jednak, z ceną bazową 87 tys. zł za podstawę z silnikiem 1.0, jest dość drogi jak na standardy segmentu. Wisienką na torcie są jednak dodatki, których ceny są na tyle wysokie, że ostatecznie ten testowany egzemplarz kosztuje ponad 180 tys. zł.
Myślę jednak, że Audi wie, co robi. To nie jest samochód dla tych, którzy liczą każdy grosz. To samochód dla tych, którzy mogliby kupić dużo droższy samochód i lubią luksus, ale zauważają codzienną praktyczność małego, miejskiego hatchbacka. I nowe Audi A1 im to da, bardziej niż poprzednie, przy zachowaniu standardów z wyższych segmentów.
Można więc mówić, że Audi A1 jest drogie, ale jak mawiał klasyk – jeśli pytasz o cenę, to znaczy, że Cię nie stać. Bo nie jest to samochód, na który wydaje się wszystkie zarobione oszczędności. To raczej samochód, który po prostu się chce – i z taką motywacją zamawia się go w salonie.
Podsumowując – ciekawy samochód, nie dla oszczędnych.
Redaktor