Ascetycznie i tanio?
Czy możliwe jest kupno pseudo terenówki za 100 tys. zł? Okazuje się, że tak. Nowa marka SsangYong, podbija polski rynek motoryzacyjny, kusząc nabywców przede wszystkim cenami. Oferują oni cztery pojazdy, Rexton, Rodius, Musso oraz Kyron. Ten ostatni trafił w ręce AutoCentrum.pl.
Kyron to pojazd o trochę dziwnej stylistyce. Przód auta wygląda jak by był nieco napompowany, ale jak patrzymy na niego z boku wygląda ładnie. Nieco szokuje tył auta, który jest stylistycznie mało udany. Tylna klapa nie zachwyca oka. Szyba jest za mała, ale ten defekt projektanci nadrobili sporymi lusterkami bocznymi. Ten jeszcze rzadko spotykany samochód, swoim wyglądem budzi mieszane emocje. Albo się podoba, ale nie.
Wnętrze jest już mniej awangardowe i tym samym ładniejsze. Postawiono tu na funkcjonalność. Wszystko jest na swoim miejscu. Środkowa konsola zwrócona jest nieco ku kierowcy. Znajduje się tam radio, którym możemy sterować z kierownicy, i niezrozumiała dla mnie klimatyzacja oraz w bogatszej wersji wyposażenia wyświetlacz LCD. Zegary są ładne, a zielone podświetlenie nie razi w oczy. Kierownica jest nieco za duża. Przez to miałem czasami wrażenie, że prowadzę auto o wiele większe. Z tyłu jest sporo miejsca. Komfortowo będą podróżować tam nawet trzy osoby. Oparcie tylnej kanapy podzielone jest w proporcjach 1:2. Kąt oparcia jest regulowany, co podwyższa komfort jazdy z tyłu. Bagażnik jest także spory. Jest wysoki i ma pojemność 600 litrów. Jakość materiałów użytych do wykończenia jest współmierna do ceny. Plastiki nie są najlepszej jakości. Siedzenia są obszyte materiałem lub skórą (wersja Elite). Ich największym minusem jest trzymanie boczne.
Do napędzania Kyrona, inżynierowie z dalekiego wschodu, zaprojektowali jeden silnik Diesla. Oparta na starych konstrukcjach Mercedesa jednostka została nieco odmłodzona i doposażona w turbo. Silnik ma pojemność 2,0 l i moc 141 KM (przy 4000 obr./min.). Pracuje jak typowy diesel, klekocząc. Wnętrze jest wyciszone dobrze i na szczęście nieprzyjemne dźwięki nie dobiegają do uszu podróżujących. Pięciobiegowa skrzynia to największy minus tego auta, a nawet można powiedzieć, że pomyłka. Dość długi drążek zmiany biegów drga, jak mu silnik zagra. Biegi zmienia się z precyzją traktora. Silnik pozwala na spokojną jazdę. Jego moment obrotowy zaczyna się od około 1900 obrotów i trwa do niecałych 4000 obrotów na minutę. Potem słyszymy tylko wyżyłowany klekot, a na prędkościomierzu żadnych efektów. Średnie spalanie wyniosło nieco ponad 8 litrów na 100 kilometrów.
Zawieszenie to kolumna McPehrson i podwójne wahacze z przodu oraz sztywna oś zawieszona na sprężynach śrubowych z tyłu. Podczas jazdy Kyronem nieco bujało. Zawieszenie zestrojono miękko. Miałem nawet wrażenie, że tu także korzystano nieco z doświadczeń Mercedesa, sprzed lat. Podczas gwałtownych manewrów samochód podatny był na ,,nurkowanie", co jest właściwie charakterystyczne dla tego segmentu aut. Podczas spokojnej jazdy, z rozsądnymi prędkościami, Kyron komfortowo płynął po drodze. Napęd przenoszony był na tylną oś. W razie potrzeby kierowca mógł ręcznie dołączyć oś przednią, ale po przekroczeniu 70 km/h powracał napęd tylko na tył. W terenie do dyspozycji był reduktor, który dobrze radził sobie ze wzniesieniami i sypka nawierzchnią. Wszak trzeba pamiętać, że Kyron terenówką nie jest.
Koncepcja samochodu jest prosta. Oszczędzano prawie na wszystkim. Chciano nadrobić ciekawym designem, ale trochę przesadzono. Cena też nie powala na kolana. Zaczyna się od 99 900 zł. W segmencie SUV-ów zaczyna panować ostra konkurencja. Kupujący nie mają wyboru, jeżeli chodzi o silnik. Za to można przebierać w pięciu wersjach wyposażenia, comfort, comfort plus, elegance, elegance plus i elite. Kyron spełnia swoją podstawową funkcję – jest samochodem i transportuje ludzi. Do tego auta trzeba się przekonać, bo nie porwie nas od razu.