Abarth 595 Competizione – pocałunek skorpiona
Rzadko kiedy w świecie motoryzacyjnym mamy do czynienia z sytuacją, gdy na naprawdę dopracowany produkt musimy czekać aż 8 lat. Ale w końcu jest. W dodatku tak dobry, że wiek małego Abartha nie ma tu większego znaczenia.
Fiat 500 to jeden z fenomenów rynku motoryzacyjnego. Niewiele samochodów w historii, po 10 latach produkcji, mogło poszczycić się tak dużym zainteresowaniem. Motorem sukcesu pięćsetki są takie cechy jak atrakcyjna stylistyka, odwołanie do tradycji, przyjemne prowadzenie, możliwość indywidualizacji czy szereg wersji limitowanych. To samo można powiedzieć o sportowym obliczu małego Fiacika, oferowanego pod marką Abarth. Jego staż rynkowy wcale nie jest dużo krótszy, a swój początek datuje na połowę 2008 roku. Obecna liczba 595 pojawiła się w 2012 roku. Ale dopiero w 2016 do sprzedaży skierowano jego odmianę, na którą warto zacząć oszczędzać. Nazywa się Competizione i oferuje wszystko to, co mały Abarth powinien mieć od samego początku.
Abarth 500 zaczynał swoją rynkową karierę ze 135-konnym silnikiem, pozornie mocnym jak na tak małe i lekkie auto, choć osiągi pozostawiały niedosyt. Potem były próby z mocniejszymi wersjami o mocach 160 i 180 KM, ale najostrzejsze skorpiony pozbawione były jadu przez zautomatyzowane przekładnie, odbierające radość panowania nad autem. Poza tym były dostępne w limitowanych seriach i kosztowały zdecydowanie za dużo.
Nadejście wersji Competizione fani marki powinni świętować co roku. W końcu Abarth przygotował prawdziwie sportową wersję, mającą mocny silnik o mocy 180 KM, ręczną skrzynię w standardzie oraz szperę w opcji. Wersję szybką, ale nie za twardą, do tego wyglądającą jak należy i względnie dobrze wycenioną.
Skorpiony nie muszą się maskować, używać żółtych czy krwistoczerwonych barw odstraszających. Wystarczy je dostrzec, by wiedzieć, że żarty się skończyły. Jeśli jesteśmy w okolicy ich występowania, dobrze jest patrzeć pod nogi. Ukąszenie może być śmiertelne. W przypadku 595 Competizione kontakt, przynajmniej ten statyczny, pozornie niczym nie grozi. Ale, jeśli mamy choć odrobinę benzyny we krwi, o zauroczenie nietrudno. Najpierw dostrzegamy ostre kształty nadwozia, pociętego wlotami powietrza, dyfuzorem, czy tylnym spoilerem, przywodzącym na myśl skorpionie żądło. 595 to wersja po faceliftingu, więc z przodu w dzień świecą lampy LED, z tyłu mamy nowe klosze ze wstawkami w kolorze nadwozia.
Tsunami detali
Po otwarciu drzwi jest jeszcze lepiej. W oczy rzucają się kubełkowe fotele Sabelt z wypisaną grubą czcionką nazwą Abarth. Wyglądają mało praktycznie i są bardzo twarde, choć głównie po bokach, za to po zajęciu w nich miejsca odkrywamy, że są naprawdę wygodne. Oczywiście jak we wszystkich współczesnych pięćsetkach (przynależność do rodziny podkreśla emblemat na desce rozdzielczej), także i tu siedzisko jest nieco za wysoko. Niestety, nic nie da się z tym zrobić. Pochylenie oparcia na szczęście jest dostępne, więc można je sobie ustawić pionowo na tor, jeśli macie jakiś w okolicy lub nieco odchylić do codziennej jazdy. Za pomocą specjalnej czerwonej gałki z napisem PULL odchyla się oparcie, dając nieszczęśnikom możliwość zajęcia miejsc z tyłu. Możliwość to złe słowo. Przez małą ilość miejsca nad głową dorosły musi "złamać" sobie kark, a kolana są "miażdżone" przez sztywne karbonowe plecy przednich foteli − jazda z tyłu mogłaby być karą za najcięższe przewinienia drogowe. "Wyprzedzałeś na podwójne ciągłej? No to skazuję Cię na 150 km męczarni. Przejechałeś skrzyżowanie na czerwonym? Kolejne 300 km na tylnej kanapie Competizione." Nasze drogi od razu stałyby się bezpieczniejsze.
Bagażnik, a w zasadzie przegródka na dwie torby z zakupami (185 l) to niewiele. Ale wystarczy zrezygnować z bezużytecznej tylnej kanapy, składając jej oparcie, a otrzymamy godny rodzinnego auta kufer, mieszczący… 625 litrów. Na dwie osoby to w zupełności wystarczy.
Jakość wykonania nie jest zła, jednak w tym momencie muszę podać cenę. Za Abartha 595 Competizione z ręczną skrzynią trzeba zapłacić minimum 101 200 zł. Wydając sześciocyfrową kwotę na samochód, można − a nawet należy − mieć już wymagania. Fiat, tj. Abarth staje na głowie, oferując coraz to bardziej wymyślne listwy i okleiny, ale mimo liftingu widać, że samochód nie jest tegoroczną nowością. Nie jest też idealnie wykończony. A to może być problem, gdy nad pancerzem czuć oddech drapieżnego Mini. O klasę większy Cooper S ma silnik o mocy 192 KM, porównywalne osiągi, o wiele bardziej praktyczne wnętrze, a kosztuje tylko 7 tys. zł więcej. Jakość Mini jest rewelacyjna, wsiadając do niego widać, że to segment premium, więc różnica w cenie powinna jedynie odzwierciedlać rozmiary nadwozia, jednak tak nie jest. Na pocieszenie pozostaje dodany podczas liftingu Abartha świetny kolorowy wyświetlacz zegarów i niezły, choć nie powalający na kolana, wyświetlacz multimedialny.
Ukąszenie
Delektowanie się wnętrzem nie jest czynnością, jaką będziemy praktykować w Competizione. Za to jazda daje sporo doznań i to takich, które chcielibyśmy, żeby się regularnie powtarzały. Mimo mikroskopijnego nadwozia jakość prowadzenia jest bardzo dobra, ale to już wiemy od lat. Radzenie sobie z pokaźną mocą 180 KM też jest na przyzwoitym poziomie, kilka wersji limitowanych okazało się bowiem doskonałym polem doświadczalnym. Jeśli przeciążenia boczne są sensem naszego życia, opcjonalna szpera staje się obowiązkowym dodatkiem. Do dynamiki nie można mieć zastrzeżeń, a większe prędkości to niemal "bułka z masłem". Competizione jest w stanie utrzymywać prędkość przelotową o wartości liczbowej identycznej z mocą maksymalną silnika, a nawet nieco większą. To chyba zrobiło na mnie największe wrażenie, bo nie spodziewałem się po maluszku, że okaże się autostradową bestią. A jednak.
Silnik 1.4T znany z wielu modeli koncernu to dopracowana jednostka. Ma prostą budowę i nie sprawia problemów. Charakterystyka też nie jest supernowoczesna, na maksimum momentu (250 Nm) trzeba czekać aż do 3 000 obr./min., ale to nie jest największa wada układu napędowego. Jest nią skrzynia. Mechanizm działa jak należy, skoki dźwigni nie są przesadnie długie, ale niestety biegów jest tylko pięć. Zwłaszcza w trasie brakuje "szóstki", a w samochodzie za ponad 100 tys. zł można byłoby się pokusić o taki zbytek.
Pięknie brzmiący wydech Rekord Monza nie potrzebuje akompaniamentu w żadnej postaci. Jest donośny, czysty, basowy i dociera do naszych uszu tylko po to, by sprawiać nam przyjemność. Nie jest go w stanie zagłuszyć nawet wskazanie komputera pokładowego, które bez ceregieli informuje o łapczywości doładowanego silnika. Abartha nie kupuje się po to, by bić rekordy niskiego spalania, więc wskazania poniżej 9 l/100 km zdają się rzadkością. Pocieszający jest fakt, że jak by nie obciążać czterech doładowanych cylindrów, powyżej 12 litrów wskazania wspiąć się nie powinny.
Mamo, tato, ja chcę skorpiona!
Zakup topowej wersji seryjnego Abartha 595 nie należy do tanich. Ale jeśli zapytacie mnie, czy warto, odpowiem bezceremonialnie: oczywiście, że tak. Samochód, mimo swych niepozornych wymiarów, jest świetny, zwarty, szybki, a co najważniejsze − potrafi przyspieszyć bicie serca. Szukając trzydrzwiowej szafy na kołach, czy miejsca dla dopiero co planowanych potomków, nie macie jednak czego szukać w salonach tej marki, ale jeśli Wasz organizm potrzebuje od czasu do czasu emocji nieco większych, niż te wywołane galerią psocących kotków, a przy okazji prowadzenie samochodu sprawia Wam ogromną przyjemność, to 595 Competizione jest w stanie zmienić Wasze życie na lepsze.