7-osobowy minivan w cenie kompaktu - Chevrolet Orlando
Minivan to świetny wybór dla osób posiadających dużą rodzinę, ale również gruby portfel. Auta tej klasy zawsze były zauważalnie droższe od kompaktów, na których w dużej mierze bazowały. Chevrolet postanowił zmienić ten stan rzeczy.
Orlando jest debiutanckim modelem dla Chevroleta w tej klasie, gdzie europejscy producenci są już dobrze zadomowieni. Aby zatem wyróżnić się i zwrócić na siebie uwagę potencjalnych klientów, postawiono na rzucający się w oczy wygląd nadwozia i deski rozdzielczej, siedem miejsc w każdej wersji oraz niską cenę. Z jakim skutkiem wprowadzono te założenia w życie?
Zacznijmy po kolei, czyli od wyglądu. Chevrolet w Europie, nie ma co tu dużo ukrywać, jest dla Opla tym, czym Skoda dla Volkswagena – marką mającą oferować dobre auta w dobrej cenie. Tego typu samochody najczęściej kupują osoby lubiące stonowany i nie rzucający się w oczy wygląd. Nie do końca zatem rozumiem, skąd to zamiłowanie do bardzo… amerykańskiej stylistyki. Ostentacyjnie wielki grill z ogromnym znaczkiem Chevroleta jasno pokazują, że to samochód z charakterem. To, czy ten charakter może się podobać, to inna kwestia, ale z pewnością nie pomylimy go na drodze z innym samochodem.
Znacznie bardziej interesująco prezentuje się design deski rozdzielczej. Konsola środkowa jest bardzo wysoka, długa i mocno nachylona, co nadaje wnętrzu niepowtarzalny wygląd. Niestety, niezbyt dobrze rozplanowano rozmieszczenie przełączników na wielkiej powierzchni, jaką zapewnia. W efekcie kilka przycisków do sterowania radiem w górnej jej części może wymagać od niektórych kierowców nachylenia się by ich dosięgnąć, a z kolei niektóre przełączniki klimatyzacji zasłaniać będziemy sobie za każdym razem po wrzuceniu parzystego biegu. Ponadto rozbudowana konsola środkowa oznacza, że prawa noga kierowcy niemal bez przerwy opiera się o nią, co może być irytujące. Na szczęście trudno mieć poza tym zastrzeżenia do przednich siedzeń – miejsca jest pod dostatkiem, a dodatkowy plus należy się za seryjną regulację fotela pasażera na wysokość, o której wielu producentów zapomina.
Całkiem przyjemnie siedzi się też w drugim rzędzie siedzeń – pomimo tego, że jest on usytuowany zauważalnie wyżej od pierwszego, miejsca nad głowami nikomu nie powinno zabraknąć. Trochę gorzej może być z tym na wysokości kolan – jeśli kierowca będzie mierzył 180 cm, to osoba o podobnym wzroście wejdzie „na styk”. Nie znajdziemy, niestety, w Orlando regulacji wzdłużnej tylnej kanapy (jedynie możliwość zmiany pochylenia oparcia), co jest sporym minusem. Nie tylko dla siedzących na niej osób, ale także dla tych, zajmujących trzeci rząd siedzeń. Zamontowana na sztywno kanapa nie daje możliwości podarowania im paru cennych centymetrów. Na szczęście miejsca tam jest wystarczająco dla osób mających 170 cm. Wyżsi pasażerowie też się zmieszczą, ale długo tam nie wytrzymają.
Do rodzinnego charakteru Orlando świetnie pasuje testowany silnik wysokoprężny rozwijający 130 KM. Pozwala on osiągnąć pierwszą „setkę” w 10,3 s, co jest bardzo przyzwoitym wynikiem. Nie należy natomiast zbytnio sugerować się spalaniem obiecywanym przez producenta, choć rozbieżności w tej kwestii zdarzają się większe. Do deklarowanych 8 l w mieście i 5 l poza nim, należy dodać przynajmniej litr.
Nieco mniej rodzinne są natomiast nastawy zawieszenia. Od tego typu auta oczekujemy miękkiego, relaksującego resorowanie, ale projektanci Orlando postanowili pójść na kompromis. Komfort zatem jest na jedynie wystarczającym poziomie, za to auto bardzo przyjemnie się prowadzi. Pewnie pokonuje zakręty z prędkościami nietypowo dużymi dla minivanów, zapewniając tym samym spory margines bezpieczeństwa podczas codziennej eksploatacji. Nie dajmy się jednak ponieść wizji sportowego prowadzenia i nie inwestujmy w alufelgi większe, jak 16”. Można dokupić jeszcze 17 i 18-calowe, ale wtedy komfort spada do mizernego poziomu.
Z powyższego opisu wyłania się wizja bardzo interesującego auta rodzinnego, a teraz czas na najlepsze – jest on nasz już od 59 990 zł! Za tą cenę otrzymamy 6 poduszek, ESP, radio z CD/MP3, komputer pokładowy i 7 miejsc. Do szczęście brakuje jedynie klimatyzacji, którą dostaniemy za 3500 zł. Oferta nad wyraz hojna, jeśli weźmiemy pod uwagę, że pod maską takiego egzemplarza pracował będzie silnik 1,8 l o mocy 141 KM. Dobrze wyposażony minivan z mocnym silnikiem w cenie kompaktowego hatchbacka? „Gdzie tkwi haczyk” – chciałoby się zapytać.
Cóż, haczyków jest kilka, ale nietrudno je zignorować. Pierwszym są oszczędności. Oszczędzono na materiałach wykończeniowych, więc wszystkie plastiki, choć miłe w dotyku, są twarde jak skała. Zabrakło również możliwości aranżacji wnętrza (tylna kanapa nieprzesuwna, ani nie można jej wyjąć), nie znajdziemy też zbyt wielu schowków (choć ten ukryty pod panelem radia jest bardzo pomysłowy i praktyczny). Warto też wspomnieć o dziwnych oszczędnościach, takich jak brak podłokietnika dla pasażera (ma go tylko kierowca) i brak wyświetlacza klimatyzacji automatycznej (która w ramach oszczędności jest jednostrefowa). Jej wskazania możemy odczytać na ekranie nawigacji kiedy zmieniamy jakieś ustawienie, albo zrezygnować z wyświetlania mapy lub radia na rzecz ciągłej informacji o klimatyzacji. Odnośnie samej nawigacji warto jeszcze wspomnieć o pewnej dziwnej funkcji - nie można w czasie jazdy ustawić punktu docelowego i rozpocząć prowadzenia do niego. Można domyślać się, że miało to zapobiegać próbom ustawienia nawigacji przy jednoczesnym prowadzeniu samochodu, ale przecież kierowcy może w tym pomóc pasażer, więc rozwiązanie cokolwiek dziwne.
Wśród tych wielu, mniej lub bardziej drobnych wad, jest jedna bezsprzeczna - bagażnik. Ma on jedynie 454 l w konfiguracji 5-osobowej i 89 l w 7-osobowej. Optycznie wydaje się jednak znacznie mniejszy – przestrzeń pomiędzy roletą zasłaniającą bagażnik, a złożonym trzecim rzędem siedzeń jest tak niska, że zmieści jedynie położoną na płasko walizkę. Mniejszy bagażnik to cena, jaką zawsze trzeba ponieść, chcąc mieć dodatkowe dwa fotele, ale nie każdy ich potrzebuje. Wiele osób decyduje się na minivana, bo chce dużo przestrzeni dla pasażerów i bagażu, ale niekoniecznie potrzebuje 7 miejsc. Niestety, Chevrolet jest na tyle hojny, że trzeci rząd siedzeń montowany jest w każdym egzemplarzu Orlando, co niestety dla wielu osób może być minusem.
Na koniec pozostaje ponowne rozważenie kwestii kosztów. Tak, Orlando jest bardzo tanie w wersji podstawowej, ale testowana przez nas kosztowała nieco ponad 81 tys. zł. W porównaniu do najtańszej odmiany, nasz egzemplarz w wersji LT+ oferował nawigację, skórzaną kierownicę z przyciskami do sterowania radiem, automatyczną klimatyzację oraz 16” alufelgi. Cena niemała, a wyposażenie, poza nawigacją, raczej nie jest oszałamiające. Z drugiej jednak strony, jeśli spojrzymy na ceny konkurentów, okaże się, że są one wyższe o około 15 tys. zł. Na polu kosztów zatem Orlando jest nie do pobicia i choćby z tego powodu, warto się nim zainteresować.