Śnieg, lód i zorza - turystyczne atrakcje Skandynawii
Podobno można zarobić na wszystkim. Teorię doskonale potwierdza północna część Europy, która czerpie niemałe zyski z... lodu, śniegu i zorzy polarnej. W okresie zimowym Skandynawia może zaoferować turystom także wiele innych atrakcji. Malownicze krajobrazy oraz niewielkie natężenie czynią podróżowanie samochodem po północnej części Europy niezwykle przyjemnym.
W pierwszych, mroźnych miesiącach każdego roku spora rzesza Polaków decyduje się na urlopowe wyjazdy do ciepłych krajów. Wizja kilkudniowego oderwania się od chłodu i monotonii najzimniejszej pory roku jest naprawdę kusząca. A gdyby dla odmiany wybrać się na... północ? Kierunek do najpopularniejszych nie należy, ale z roku na rok zyskuje uznanie coraz większej grupy Polaków. Aktualnie nie trzeba już samodzielnie planować i organizować wyjazdu. Zimową porą na północ Europy zaczynają spoglądać kolejne biura podróży. Na rynku pojawiły się też wyspecjalizowane firmy, które obsługują wyłącznie skandynawski kierunek. Szwecja, Norwegia, Finlandia, Islandia, Grenlandia, Wyspy Owcze, Lofoty, Nordkapp, Rovaniemi, Laponia, zorza, wieloryby, renifery, samolotem, autokarem, statkiem... Pole manewru jest naprawdę duże, a w planie każdej z wycieczek znajdują się różnorodne atrakcje – od jazdy psimi zaprzęgami, poprzez rejsy lodołamaczem po zamarzniętym Bałtyku, na wspinaczce górskiej i kąpielach w przeręblach skończywszy.
Wielu z nas woli wziąć sprawy we własne ręce i samodzielnie dopiąć wszystko na ostatni guzik. Rezygnując z oferty biura otrzymamy pełną niezależność oraz możliwość dowolnego dysponowania czasem. Jeżeli zdecydujemy się na podróż samochodem, pierwszym etapem podróży jest zwykle przeprawa promowa. Do wyboru są trasy Gdynia-Karlskrona, Gdańsk-Nynäshamn, Gdynia-Helsinki, Świnoujście-Ystad oraz Świnoujście-Trelleborg. Osoby mieszkające w zachodniej części kraju mogą również skorzystać z siatki niemiecko-szwedzkich połączeń.
My zdecydowaliśmy się na prom łączący Gdańsk z Nynäshamn. Motoryzacyjną gwiazdą wyjazdu został Mercedes-Benz Viano Trend w wersji ekstra długiej (5238 mm), ze 163-konnym silnikiem 2.2 CDI BlueEfficiency oraz napędem na cztery koła 4Matic. To optymalny samochód do zimowych wypraw. Z jednej strony jest wystarczająco przestronny, by w komfortowych warunkach przewieźć siedem dorosłych osób oraz niezbędny ekwipunek. Z drugiej dysponuje efektywnym, stałym napędem na cztery koła oraz prześwitem zwiększonym o siedem centymetrów względem tylnonapędowej wersji. Dzięki temu Viano 4Matic można forsować nawet spore hałdy śniegu bez obaw o zakopanie się bądź uszkodzenie zderzaka.
Obierając azymut na północ trzeba przygotować się na trzaskające mrozy. Kiedy ciepłe prądy powietrza znad Atlantyku przegrywają walkę z zimnymi masami arktycznego powietrza, temperatura może spaść poniżej -25 stopni Celsjusza. Czy konfrontacja równie przenikliwego zimna z silnikiem wysokoprężnym jest dobrym pomysłem? Podczas pierwszego odpalania Viano po nocnym postoju faktycznie mieliśmy duszę na ramieniu. Poza srebrnym Mercedesem na parkingu stały niemal wyłącznie samochody z silnikami benzynowymi, doposażonymi w elektryczne bądź spalinowe podgrzewacze. Na szczęście obyło się bez przykrych niespodzianek – silnik rozpoczął pracę w momencie przekręcenia kluczyka. Gdyby samochód miał na co dzień pracować w równie surowych warunkach, godna polecenia byłaby inwestycja 3750 zł w opcjonalny dogrzewacz. Ogrzewanie postojowe podnosi temperaturę cieczy w układzie chłodzenia, rozwiązując problem szkodliwych dla silnika "zimnych startów". Zasięg pilota sterującego urządzeniem wynosi ok. 600 metrów, co pozwala na uruchomienie dogrzewacza z odpowiednim wyprzedzeniem.
W okresie zimowym wysoka sprawność jednostek wysokoprężnych, a co za tym idzie - ograniczona ilość ciepła oddawanego do otoczenia, potrafi być dokuczliwa. Kiedy temperatura spadała poniżej -20 stopniu Celsjusza, solidne nagrzanie pojemnego wnętrza Mercedesa Viano trwało nawet 30 minut. W takiej sytuacji dobrodziejstwem okazały się podgrzewane fotele. Gwarantowały przyjemne ciepło w kilka sekund po uruchomieniu silnika. Niestety udogodnienie przewidziano wyłącznie dla siedzeń pierwszego rzędu.
Aby doświadczyć największej zimowej atrakcji Skandynawii, czyli zorzy polarnej, trzeba dotrzeć przynajmniej na wysokość północnego brzegu morza Bałtyckiego. W sprzyjających warunkach spektakularne zjawisko atmosferyczne można ujrzeć na wysokości Sztokholmu. Zorza będzie jednak niewielka i widoczna nad horyzontem. Im dalej na północny-zachód dotrzemy, tym zjawisko będzie bardziej spektakularne, a szansa na spotkanie z zorzą wzrośnie. Szansa, gdyż gwarancji zobaczenia zorzy polarnej nie daje nawet kilkudniowy pobyt na północy. Aby niebo rozświetliły intensywne zielono-czerwone łuny, natężenie wiatru słonecznego, który powoduje świecenie górnych warstw atmosfery, musi być duże. Do obserwacji niezbędne jest też bezchmurne niebo. Oglądaniu zorzy sprzyja również księżyc w nowiu oraz brak sztucznego oświetlenia, które sprawia, że zorza wygląda na bledszą niż jest w rzeczywistości.
Za jedno z najlepszych miejsc do oglądania zorzy na świecie uchodzi Aurora Sky Station, znajdująca się na wzniesieniu górującym nad miejscowością Abisko. Specyficzna topografia terenu oraz masy zimnego powietrza sprawiają, że chmury relatywnie rzadko przesłaniają niebo nad Abisko, a śladowa liczba ludzkich osad minimalizuje natężenie sztucznego światła. Transport do punktu obserwacyjnego zapewnia wyciąg krzesełkowy. Z racji wysokich cen biletów (równowartość 350-450 zł) i marnych szans na zobaczenie zorzy (niska aktywność słoneczna, księżyc w kwadrze) podejmujemy jedyną słuszną decyzję - czekamy na spektakl nocnych świateł na mniejszej wysokości. Przez kilka godzin po zapadnięciu zmierzchu niebo pozostaje ciemne. Cierpliwość opłaciła się. Po godzinie 20 pojawiają się pierwsze zielone łuny. Chwilę przed godz. 22 zorza na kilkanaście minut rozbłyska mocniejszym światłem.
Na parkingu przed Aurora Sky Station mijamy samochody z różnych zakątków świata. Niemieckie, włoskie, francuskie, norweskie, rosyjskie, fińskie... Liczna, oczywiście niezmotoryzowana grupa dotarła na miejsce z Japonii. W Kraju Kwitnącej Wiśni wyprawy w celu oglądania zorzy polarnej muszą cieszyć się popularnością. W przylegającym do Aurora Sky Station schronisku nie brakuje literatury w orientalnym języku.
Podróż w kierunku Aurora Sky Station przebiegała nad wyraz sprawnie. Ludność północy Europy skupia się wokół kilku największych miast. Reszta Skandynawii to setki kilometrów dróg sporadycznie przecinających miejscowości. Sprzyja to płynności jazdy, co przekłada się na spalanie. W mroźnych warunkach testowane Viano zużywało niecałe 9 l/100km. Wynik, biorąc pod uwagę, że mowa o dużym samochodzie z napędem na cztery koła, trudno uznać za wygórowany.
Mimo że dozwolone tempo jazdy jest niewielkie (80-120 km/h w zależności od typu drogi), średnie prędkości są zaskakująco wysokie – ruch na drogach jest mały, więc niemal cały czas można utrzymywać maksymalną dozwoloną prędkość. Przeszkodą nie okazała się nawet warstwa zmrożonego śniegu i podziurawionego przez okolcowane opony lodu. Charakterystyczna, biaława skorupa pokrywa większość dróg na dalekiej północy Europy. Taka nawierzchnia "trzyma" zadziwiająco dobrze. Na suchym asfalcie Mercedes Viano 2.2 CDI 4Matic przyspiesza do „setki” w 13,0 s (katalogowo). Na przetartej przez pług, ale nie obsypywanej chemikaliami drodze identyczny sprint trwa niecałe 15 sekund. Za hamowanie ze 100 km/h potrzeba ok. 84 metrów. Dla porównania dodajmy, że na całkowicie ośnieżonych, bocznych drogach, Viano jadące 100 km/h zatrzymywało się po ponad 110 m. Kierowca musi mieć się na baczności.
W okresie zimowym pogoda w Skandynawii bywa nieprzewidywalna. Jeżeli dopisze nam szczęście, podczas całego wyjazdu nie zobaczymy płatka śniegu spadającego z nieba. Pechowcy będą musieli zmierzyć się z tonami gęstego, białego puchu. Planując zimową podróż warto pamiętać, że na wielu odcinkach górskich dróg w Szwecji i Norwegii znajdują się automatycznie sterowane szlabany. Jeżeli ilość śniegu zalegającego na trasie nie pozwala na bezpieczny przejazd, szlak zostanie zamknięty. Podróż będzie można kontynuować w konwoju prowadzonym przez pług. Oczywiście drogi nie są pochopnie zamykane. Warunki, które w Polsce doprowadziłyby do chaosu i kompletnego paraliżu szlaków komunikacyjnych na północy Europy są na porządku dziennym.
Śnieg okazuje się też świetnym budulcem i sposobem na... biznes. Każdego roku z białego puchu powstaje Śnieżny Zamek w Kemi. Znajduje się na północnym krańcu Morza Bałtyckiego i jest największą budowlą tego typu na świecie. Tradycja Lumi Linna (fin. śnieżny zamek) liczy już 18 lat. Śnieżny zamek jest kompleksem składającym się z części hotelowej, wystawy rzeźb, restauracji, kaplicy, sceny i placu zabaw. Największe wrażenie robią rzeźby z lodu i śniegu. Zostały wykonane z taką pieczołowitością, że bez dotknięcia nie będziemy w stanie uwierzyć, iż powstały z zamarzniętej wody. Co roku śnieżny zamek w Kemi jest budowany od podstaw. Ogólne rozplanowanie obiektu nie ulega zmianom, jednak każdy sezon przynosi inny wystrój komnat. W 2012 roku motywem przewodnim był sport. W 2013 roku rzeźby przedstawiają dinozaury, baśniowe postaci oraz... Angry Birds. Finowie oszaleli na punkcie ptaków z popularnej gry. Ich podobizny można znaleźć nawet na napojach.
Wróćmy na moment do zamku. Do zbudowania SnowCastle potrzeba 21 tysięcy metrów sześciennych lodu, co odpowiada ładunkom 2100 ciężarówek. Zamek nie bez przyczyny jest położony nad brzegiem Bałtyku. Ze słabo zasolonej i zamarzającej Zatoki Botnickiej jest pozyskiwany lód. Warto dodać, że konstrukcja w całości powstaje ze śniegu i lodu - pod efektownymi łukami nie kryją się jakiekolwiek wzmocnienia. Przygotowanie obiektu o powierzchni 4900 m2 zajmuje sześć tygodni. Sporo czasu zajmują prace wykończeniowe. Wewnątrz SnowCastle jest obecna instalacja elektryczna. Jej położenie wiąże się z koniecznością nacinania lodowych bloków piłami łańcuchowymi, układania kabli oraz ich maskowania. Nie zabrakło też... klimatyzacji, która dba o odpowiednią temperaturę w restauracji. We wcześniejszych sezonach było to najcieplejsze miejsce zamku, które pod koniec sezonu zaczynało powoli rozmarzać. Jak przystało na zamek, SnowCastle jest otoczony murami, które mają wysokość czterech metrów i 1,5 metra szerokości. Łączna długość muru okalającego obiekt to blisko pół kilometra.
Czas istnienia zamku pozostaje ściśle uzależniony od pogody. Obiekt zwykle jest czynny do pierwszego tygodnia kwietnia. W pierwszym roku istnienia wyjątkowa budowla w Kemi została odwiedzona przez imponującą liczbę 273 tysięcy osób! Od kilku lat liczba gości utrzymuje się na poziomie 80-100 tysięcy. Blisko tysiąc z nich korzysta z gościnności SnowHotel, który dysponuje 48 łóżkami. Wbrew pozorom nocleg w gigantycznym igloo nie należy do ekstremalnych przeżyć. Temperatura wewnątrz białego zamku utrzymuje się na poziomie -5 stopni Celsjusza.
Wybierając się na północ Europy trzeba przygotować się na spore wydatki. Ceny w sklepach są dużo wyższe niż u nas. Na stacjach, które chcąc nie chcąc będziemy musieli odwiedzać, można sporo zaoszczędzić, wybierając produkty objęte promocją. Oszczędności nie uda się poczynić przy zakupie paliwa. Żeby nie przeżyć rozczarowania, warto z góry przyjąć, że jego cena wynosi 7,5 zł/l. To najmniej przyjemny punkt programu. Na szczęście pozostałe zachęcają do ponownej wizyty.