"Myszy" na krakowskim Rynku, czyli Topolino Autoclub Italia w Polsce - Fiat 500
Takie wydarzenie jakie miało miejsce w zeszły weekend na krakowskim Rynku Głównym nie zdarza się zbyt często. Do Polski przyjechał Topolino Autoclub Italia, a wraz z członkami ich wspaniałe maszyny. Zlot dał możliwość obejrzenia samochodów pamiętających czasy II wojny światowej oraz obcowania z ludźmi, dla których ich cztery kółka, to największa pasja. Jak się domyślacie nie mogło tam zabraknąć kogoś z naszej redakcji, a kiedy dowiedziałem się, że to ja będę mógł wam opowiedzieć o tym wydarzeniu cieszyłem się co najmniej tak mocno jakbym otrzymał jednego Fiata 500 Topolino na własność.
Zgodnie z informacją, którą otrzymałem Fiaty Topolino miały zjawić się na krakowskim Rynku Głównym około godziny 10. Spóźniłem się, bo budzik zrobił sobie wolne w weekend, jednak na moje szczęście Włosi nie słyną z punktualności i nie postanowili tego zmieniać. Na miejscu zastałem delegację powitalną z Polski. Dwa "Maluszki" w tym jeden na "żółtych tablicach", dwa Fiaty 125p w tym egzemplarz w przedłużonej, sześciodrzwiowej wersji. Do tego pięknie utrzymany Fiat 127 i jeszcze kilka innych rarytasów. Przyjrzałem się im, ale dosłownie kilka minut później w obstawie Policji pojawiły się "gwiazdy" dzisiejszego poranka w Krakowie - Fiaty 500 Topolino.
Kawalkada "po prezydencku" wjechała na Rynek. Poruszała się w tempie umożliwiającym dokładne obejrzenie każdego egzemplarza po czym ustawiła się w dwóch kolumnach na zachodniej części Rynku. Nie trzeba było długo czekać na zebranie się tłumu oglądających. W tej części miasta ciężko spotkać samochody inne niż te należące do Policji lub Straży Miejskiej, więc wyobraźcie sobie jak fantastycznie wyglądało ponad 40 sztuk zabytkowych Topolino!
Sobota początkowo obfitowała w słoneczną aurę, która dawała się we znaki oglądającym oraz uczestnikom. Niewiele łatwiej miały samochody, które przecież nie są młodzieniaszkami. Czasami miałem problem z oceną czy starszy jest samochód czy jego właściciel. Dodam tylko, że kierowcami w większości byli ludzie w wieku emerytalnym. Trzeba mieć dużo siły i pasji, by w tym wieku przyjechać z Włoch do Polski samochodem, który nie oferuje właściwie żadnych udogodnień.
Kierowcy tracili płyny za sprawą doskwierającego upału, ale okazało się, że nie tylko oni... W pewnym momencie między samochodami zaczął biegać głośno pokrzykujący jegomość trzymający duże, plastikowe tacki. Początkowo pomyślałem, że to na przygotowany poczęstunek, jednak jak się okazało nie miałem racji. Te tacki nie były potrzebne kierowcom, ale ich maszynom, które też traciły płyny. Pomyślicie, że te Topolino nie są w idealnym stanie. Owszem, to prawda, ale pamiętajcie, te leciwe samochody są w użytku cały czas, zatem można im wybaczyć małe, techniczne niedociągnięcia. Każdego czasem coś zaboli, a ilu z Was ma tyle lat co te urocze Fiaty? No właśnie.
Przy okazji tej imprezy powinienem poruszyć jeszcze dwie inne kwestie. Pierwsza tyczy się samego klubu, a druga oczywiście tego na co pewnie większość z was czeka - samochodów. Zacznijmy od Topolino Autoclub Italia, który ma bardzo ciekawy rodowód. Oczywiście na kanwie powstania tej organizacji ciężko byłoby nakręcić jakiś pasjonujący film, choć kto wie - może gdyby zabrał się za to któryś z hollywoodzkich reżyserów... Wróćmy do tematu. Był rok 1976, kiedy to Giancarlo Romagnoli, młody Bolończyk obserwując na ulicach swego miasta Fiaty Topolino wpadł na pomysł skontaktowania ze sobą właścicieli samochodów, które mimo swojego wieku wciąż dzielnie przemierzały ulice włoskiego miasta. Ów człowiek pozostawiał za wycieraczkami przedniej szyby Fiatów Topolino notatki informujące, że w każdy niedzielny poranek będzie można w centrum Bolonii spotkać się i pogadać o swoich ukochanych czterech kółkach. Odzew okazał się zaskakująco duży. Początkowe były to luźne pogaduchy, ale w listopadzie 1977 roku przybrały bardziej sformalizowaną formę. Po złożeniu podpisów u notariusza zaszła duża zmiana - powstał pierwszy klub zrzeszający właścicieli Fiatów Topolino. Już od samego początku członkowie organizowali zloty, wyprawy, a nawet wyścigi. Pocztą pantoflową wieść o powstaniu klubu rozeszła się po sąsiednich krajach, gdzie również pozostały Topolino w dobrym stanie. Już w 1980 roku w Bolonii odbyło się pierwsze międzynarodowe spotkanie właścicieli tego modelu Fiata. Pojawiły się 164 egzemplarze Topolino z Włoch, Austrii, Szwajcarii, a nawet ze Szwecji.
Najpierw klub ochrzczono "Club Amici Della Topolino Bologna". Jednak początkiem lat 90-tych postanowiono zmienić nazwę na bardziej...uniwersalną i krótszą. Od tej pory znany jest jako Topolino Autoclub Italia. Dzięki temu zrzeszeni z innych krajów mogli w łatwy sposób zmieniać nazwę dopasowując ją do swojej narodowości. Jednak to Włości stanowią najliczniejszą grupę w klubie, są jej trzonem i motorem napędowym. Zarażają swoją energią oglądających ze skutecznością z jaką Lionel Messi zdobywa gole. Wiem, bo widziałem.
Przejdźmy wreszcie do samochodów, bo tak naprawdę gdyby nie one, nie byłoby klubu i tego wydarzenia. Historia modelu zaczęła się przed II wojną światową. Topolino narodziło się jako pomysł na zmotoryzowanie włoskiego społeczeństwa. Miał być tani i łatwo dostępny. Zupełnie jak Ford T, ale bardziej wyrafinowany. To tak jakby porównać kuchnię z półwyspu apenińskiego do amerykańskich fast-foodów. Oczywiście te auta dzieliły dwie dekady, więc i postęp technologiczny pomógł Włochom skonstruować coś doskonalszego. Pierwsze Topolino pokazano w 1936 roku. Miało niewielkie, dwuosobowe nadwozie. Wymiarami najłatwiej porównać go do Smarta, mimo że Fiat jest nieco dłuższy, ale niższy i węższy. Prawdziwa niespodzianka to masa własna tego pojazdu wynosząca zaledwie 400 kilogramów. Wynik nieosiągalny przez współczesne samochody przepełnione elektroniką i wyposażeniem podnoszącym komfort. Lekkie nadwozie nie potrzebowało do napędu silnika odrzutowego. W zupełności wystarczał motor o pojemności 569 cmᶟ i mocy 13 koni mechanicznych. Jednostka napędowa mino skromnych rozmiarów miała 4 cylindry, dzięki czemu nawet dziś zaskakuje kulturą pracy i pięknym dźwiękiem. Prędkość maksymalna wynosiła 85 km/h i osiągana była na najwyższym, czwartym biegu. Fiat zużywał średnio około 6 litrów benzyny, a zbiornik paliwa pozwalał pokonać nieco ponad 300 kilometrów bez tankowania.
Skąd wziął się przydomek "Topolino"? Samochód zyskał go dzięki wspomnianym niewielkim rozmiarom i szaremu lakierowi, który okazał się najpopularniejszym z całej gamy. Tak skonfigurowany egzemplarz przypominał kierowcom..."myszkę", czyli po włosku "topolino". Warto wspomnieć, że przed wojną licencję na produkcję "500" kupiła francuska Simca oraz niemieckie NSU, dlatego czasami można na Topolino zobaczyć emblemat "NSU-Fiat" . Pierwsza generacja produkowana była bez większych zmian do 1949 roku, kiedy pojawił się Topolino 500C, którego wyróżnikiem jest "amerykański" przód przybliżający go do modnego wówczas stylu zza oceanu. 500C produkowano do 1955 roku, kiedy został zastąpiony znacznie lepiej nam znaną "Pięćsetkę". Najciekawszą wersją było cabrio z brezentowym dachem oraz kombi, które pojawiło się pod koniec produkcji. "Giardiniera" jako jedyna miała cztery miejsca. Silnik w tej wersji wzmocniono o 3 konie, co pozwalało rozpędzać się do 90 km/h.
Na zlocie można było zobaczyć każdą generację i wersję Fiata Topolino. Przyjechały klasyczne dwudrzwiowe odmiany, wersje z otwartym nadwoziem oraz kombi. Wszystkie te "500" łączą filigranowe rozmiary, pięknie utrzymane powłoki lakiernicze i specyficzny zapach starego samochodu będący mieszanką paliwa, smarów i oleju. Dla niektórych mieszanka lepsza niż zapach dobrych perfum. Wnętrze tych samochodów jest bardzo ciasne. Częste uczęszczanie na siłownie może skutecznie zdyskwalifikować kierowcę, bo najgorzej jest z szerokością kabiny. Nieco lepiej wypada miejsce na nogi, bo silnik znajduje się przed przednią osią (bardzo sprytne!), ale sądzę, że czasami pojawia się problem, co zrobić z głową, a ją przecież zabrać trzeba ze sobą wszędzie. Wnętrze Topolino jest bardzo surowe. Rozplanowanie wskaźników nie ma nic wspólnego z ergonomią. Zegary i guziki ktoś umieszczał "gdzie popadnie", ale ten rozgardiasz buduje niesamowity klimat. Fotele przypominają krzesła, na których siadacie przy niedzielnym obiedzie i z pewnością jest im obce pojęcie trzymania bocznego. To jednak nie było ważne, w końcu to samochód służył do przemierzania miejskich ulic, a nie do szaleństw po alpejskich serpentynach.
W tych małych samochodach zaskakują detale. Fikuśne klamki, na których z pewnością łatwo złamać paznokcie, chromowane emblematy i dekle, ozdobne końcówki wydechu, maleńkie lusterka czy w końcu drzwi "kurołapki". Design szczegółów stoi na wysokim poziomie. Umilającym jazdę dodatkiem, który posiadała większość Topolino, był brezentowy daszek. Elementem zastępującym klimatyzację stały się wloty powietrza na przednich błotnikach doprowadzający dużą ilość świeżego powietrza podczas jazdy. Ten model dostarczał nie tylko "wiatr we włosach", ale również mocny podmuch na kolana.
Najstarsze znalezione przeze mnie egzemplarze pochodziły z 1939 roku. Były to zielone cabrio, z genialnie tłoczoną blachą na przednich błotnikach oraz dwudrzwiowa odmiana z zamkniętym nadwoziem. Tabliczka znamionowa zdradzała, że czarne coupe było 36650 wyprodukowanym egzemplarzem spośród 520 tysięcy sztuk Topolino. Genialnie i bardzo "naturalnie" wyglądała zielona "Giardiniera" z drewnianymi elementami poszycia bocznego. Jednak wszystkie egzemplarze wzbudzały "ochy"i "achy" wśród oglądających. Urok "500" nie był obojętny kobietom, mężczyzną oraz dzieciom, które zasiadając za kierownicą (za zgodą właściciela rzecz jasna) rozpromieniały się jak przy otwieraniu prezentu spod bożonarodzeniowej choinki. Widać nie tylko takie produkty włoskiej motoryzacji jak Ferrari lub Lamborghini potrafią wzbudzać szczere emocje. Czasem wystarczy zwykła, szara "Myszka".
Topolino Autoclub Italia postanowiło sprawić niespodziankę wszystkim wielbicielom starych Fiatów i wybrali się w podróż po Polsce. "Polska droga Fiata", bo tak nazywała się impreza skupiała się głównie w stolicy Małopolski, ale nie tylko. Przez 3 dni klubowicze pozwiedzali nieco nasz kraj i odwiedzili też tyską fabrykę Fiata. W sobotę pogoda na krakowskim Rynku nie rozpieszczała. Najpierw upał nie dawał żyć, potem rzęsisty deszcze skutecznie rozgonił tłum oglądających. To jednak w niczym nie przeszkodziło, a kto nie był niech żałuje. Idealnym podsumowaniem będzie parafraza tekstu z jednej z popularnych reklam: zobaczyć tyle tak wspaniałych Topolino i poczuć klimat tamtych lat - bezcenne.