Mustang Race - prawie jak w USA
Jest ciepły, sierpniowy dzień. Po Parku Zdrojowym w Kudowie Zdroju leniwie spacerują ludzie. Słońce zachęca do chwili relaksu na ławce, a delikatny dźwięk strumyka koi zmysły. Niewątpliwie ma to swój urok, ale od zbyt dużej ilości spokoju też można zwariować. Ciszę przerwały benzynowe monstra, które z klasą wtoczyły się na teren parku. I to nie byle jakie, miały amerykański rodowód Forda Mustanga.
Każdy ciekawy model ma swój fanklub i nie inaczej jest w przypadku Mustanga. Mustang Klub Polska funkcjonuje od 2008 roku i śmiało można powiedzieć, że ma się całkiem dobrze. Zorganizował już dwa ogólnopolskie zloty i jeden rajd. Ten ostatni został nawet zwieńczony filmem, który obiegł cały świat. Organizacja postanowiła powtórzyć event również w te wakacje.
15 sierpnia rozpoczęła się druga edycja rajdu Mustang Race. Udział potwierdziło aż 50 załóg, dlatego było na co popatrzeć. W parku pojawiły się prawie wszystkie generacje Forda Mustanga i jeden rodzynek – Dodge z początku ubiegłego wieku. Co ciekawe – w tym roku można było również liczyć na międzynarodowy akcent zza zachodniej granicy. W wydarzeniu wzięli również udział przedstawiciele z czeskiego Mustang Raiders Club. Tylko na czym właściwie polegała ta impreza?
Trudno o to, żeby szczególnie klasyki „paliły gumę” na asfalcie, dlatego idea całego rajdu była dużo bardziej przemyślana. Polegał on na przebyciu ustalonej trasy, która w gruncie rzeczy biegła przez pół Polski. To dobra informacja, ponieważ nie trzeba było jechać do Kudowy, żeby zobaczyć te dzieła amerykańskiej inżynierii na żywo. Uczestnicy spotkali się w Kudowie Zdroju na otwarciu całego wydarzenia, a następnie ruszyli dalej. Widowisko było przednie, zresztą trudno żeby było inaczej w przypadku samochodów z plakatów na ściany.
Trasa rajdu wiodła przez Rawicz i Piłę, a kończyła się w Kołobrzegu. Oczywiście „suchy” przejazd byłby tak fascynujący jak ścieranie kurzu w domu, dlatego organizator przygotował wiele atrakcji, by dodać wydarzeniu szczypty smaku. Dzięki temu w Mustang Race nie liczyła się prędkość, przyspieszenie i umiejętność wyprzedzania innych aut tuż przed nadjeżdżającą ciężarówką. Tutaj chodziło o spryt, odwagę, spontaniczność i przede wszystkim poczucie humoru. To po prostu rozrywka z klasą.
50 załóg miało za zadanie zmierzyć się z wcześniej zaplanowanymi konkursami. Przy okazji zespół, który zdobędzie podczas prób najwięcej punktów – wygrywa. Na pytania dotyczące modelu zapewne wszyscy odpowiedzieliby bez zastanowienia, dlatego organizator podniósł poprzeczkę – postanowił sprawdzić umiejętności uczestników także w innych dziedzinach. Podczas Mustang Race zawodnicy musieli wykazać się wiedzą dotyczącą historii spotkanych miejsc, ale nie ominęły ich również zadania sprawnościowe.
Próba ogniowa, gra w piłkę nożną, obsługa armaty... – konkursy wymagały nie tylko sprawności fizycznej, ale także zręczności. Jeszcze ciekawej zrobiło się, gdy do pracy zostały zaprzęgnięte samochody. Przejazd przez Góry Stołowe i pokonanie serpentyny 100 zakrętów były tylko początkiem zabawy. W kolejnych dniach uczestnicy musieli jeszcze przejechać swoim Mustangiem slalom trzymając na łyżeczce kurze jajo, a próba sprawnościowa na torze żużlowym w Rawiczu pozwoliła zmierzyć się z poślizgiem tylnej osi. Swoja drogą – za kurtyną mediów motoryzacyjnych zdarzyło się już, że dziennikarze wybrali się Bentleyem GT na tor żużlowy i po kilku okrążeniach samochód wyglądał tak, jak twarze kierowców, którzy zobaczyli go po wyjściu z auta. Dlatego warto docenić poświęcenie i odwagę właścicieli Mustangów.
Ford od zawsze udostępniał wiele możliwości konfiguracji swojego sportowego modelu i doskonale było to zobrazowane podczas Mustang Race. Chociaż w evencie wzięło udział 50 załóg, to pomimo największych starań nie było możliwe spotkanie dwóch takich samych aut. Każde zostało inaczej skonfigurowane i pomimo indywidualnego charakteru wszystkie wozy łączyło jedno – były świetnie utrzymane. Zresztą nic w tym dziwnego, inaczej nie dotarłyby do Kołobrzegu. Jakie wersje można było spotkać podczas wydarzenia?
Grzechem byłoby poruszać temat najciekawszych egzemplarzy, ponieważ w tym przypadku to tak, jakby rozważać, która modelka jest bardziej intrygująca – Neomi Campbel czy Kate Moss. Każde auto miało swoją własną historię i dosłownie powalało wyszukanym stylem. Historia Mustanga rozpoczęła się dokładnie 17.04.1964 roku. Po długich debatach dotyczących designu i nazwy nowego samochodu Forda, to właśnie wtedy została w końcu zaprezentowana finalna wersja, którą można było kupić. A nie było łatwo.
Samochód miał być nieduży, 4-miejscowy i szybki, ponadto jego cena nie mogła przekroczyć 2500$. Niemożliwe? W odniesieniu do kosztów przygotowania prototypu limit cenowy faktycznie okazał się niewykonalny, dlatego Ford wziął pod lupę model Falcon i postanowił wykorzystać jak najwięcej jego podzespołów – żeby było taniej. Pomysł udał się, ale pozostała jeszcze kwestia oznaczenia modelu. Prototyp nazwano Cougar, jednak w wersji produkcyjnej postawiono na Torino. I wszystko byłoby dobrze, gdyby Henry Ford nie rozwodził się wtedy z Włoszką. Torino to nić innego jak Turyn, dlatego Henry kazał zmienić nazwę auta, by nie wzbudzić skandalu w prasie. W dzisiejszych czasach pewnie miałby inne zdanie na ten temat.
Po drobnych perturbacjach postawiono w końcu na Mustanga – symbol Ameryki odnoszący się do wolności, niezależności i ekscytacji. Auto zostało tak dobrze przyjęte przez klientów, że w ciągu pierwszych 12 miesięcy sprzedaż ponad czterokrotnie przerosła oczekiwania koncernu, a pracownicy musieli praktycznie mieszkać w fabryce. Przez kolejne lata samochód stawał się coraz większy i cięższy, aż w końcu potężny kryzys paliwowy w 1973 roku zdzielił ideę Forda po potylicy – trzeba było w końcu opamiętać się, bo bajka została przerwana. Podobnie jak era potężnych i szybkich Muscle Carów...
W późniejszym czasie Mustang zmieniał się nie do poznania pod względem konstrukcji i designu. W latach 90' w końcu powróciła moda na duże silniki, a legenda trwa do dziś. Szczególnie dobrze widać historię na współczesnej generacji - wizualnie zaczęła ściśle nawiązywać do modelu z lat 60'. W międzyczasie powstało również wiele wersji specjalnych, jak choćby Foose, czy Shelby, którego blisko 800-konną wersję można było osobiście zobaczyć na Mustang Race.
Każde wydarzenie kiedyś się kończy i tak było również w tym przypadku. Załogi dotarły do Kołobrzegu po czym rozjechały się do domów po imprezie na plaży. O tym, że to nie moc jest najważniejsza świadczą wyniki – pierwsze miejsce zajął model SN95 200KM, drugie S197 230KM, a trzecie S197 GT 365KM. Miło patrzeć na to, jak wspólna pasja jednoczy ludzi, a przy okazji samemu można jeszcze na tym skorzystać. Kiedy odbędzie się następna impreza? Czas pokaże.