Motoclassic - powrót do przeszłości
Zamek Topacz jest bardzo niepozornym miejscem. 38-hektarowy park otacza staw, a cały kompleks to również korty, restauracje, muzeum i wiele innych atrakcji. Ale co ma zamek do motoryzacyjnego hobby? Żeby się dowiedzieć, trzeba wejść do jego wnętrza. Ale nie tym razem...
Motoryzacja przeszła już okres, w którym zdanie: „Mam w aucie klimatyzację” było co najmniej tak obce i tajemnicze, jak wywoływanie duchów. Nie każdy lubi takie samochody, ale miłośnicy starych aut będą wiedzieli gdzie ich szukać. Zamek Topacz to nie tylko urzekająca budowla. To dom zabytkowej motoryzacji.
Na 600 metrach kwadratowych znajduje się około 130 zabytkowych pojazdów. Prócz Fiata 508, czy Sokoła 1000 można liczyć również na pokaźną kolejkę Rolls-Royce'a i Bentleya. Co prawda część z nich obecnie jest remontowana, ale to i tak tylko chwilowe. Oglądając te wszystkie dzieła dawnej techniki do głowy przychodzi jednak jedna myśl – czy one w ogóle jeżdżą?
Dobre pytanie. By udowodnić, że te samochody nie są wyłącznie plastikowymi odlewami z przetworzonych foremek po jajkach, został zorganizowany zlot Motoclassic. Sama nazwa może nie brzmi przekonywująco, w przeciwieństwie do nazwisk patronów tego wydarzenia. Za eventem stawił się Minister Kultury i Dziedzictwa Narodowego Bogdan Zdrojewski oraz Prezydent Wrocławia – Rafał Dutkiewicz. Tylko co ma Prezydent Wrocławia do muzeum z innego miasta? Otóż całkiem sporo.
Zabytkom z zamku rozplanowano trasę, która poprowadziła do Wrocławia i z powrotem. Dzięki temu historia motoryzacji sama przyszła do zwiedzających. Impreza została podzielona na kilka dni by uniknąć zbędnych napięć czasowych. W czwartek 16 sierpnia event rozpoczął się grillem i spotkaniem w sali kominkowej, jednak dzień ten był zamknięty dla publiczności zamku. Podobnie jak piątek, ale to ze względu na to, że aut... po prostu nie było.
17.08 samochody wyruszyły w podróż do Wrocławia. O tym, że były naprawdę stare i unikatowe świadczy główna idea Motoclassic – w zlocie mogły brać udział wyłącznie pojazdy wyprodukowane przed 1939 rokiem. Nie wszystkie samochody z Zamku Topacz spełniły ten wymóg, dlatego w wydarzeniu wzięły udział tylko wybrane modele. Mimo tego na imprezie pojawiło się ponad 100 pojazdów włącznie z motocyklami. Wszystko dzięki temu, że przybyli do nas również goście zza granicy.
Niebezpieczeństwo wypuszczenia takiej ilości klasyków na drogi można porównać tylko do monarchy, który opuścił swój zamek. Do księcia niekoniecznie, bo Książę Harry grał ostatnio nago w bilarda na terenie Las Vegas i nic mu się nie stało. Konwój dla bezpieczeństwa eskortowała policja, co dodało całej imprezie smaku.
Od czasu 1939 roku drogi mocno się zmieniły, ale w okolicach wrocławskiego rynku dalej można spotkać niezawodną kostkę brukową. Choć wyglądała groźnie to auta nie rozsypały się na niej. Pierwsze pojazdy wtoczyły się na teren wrocławskiego rynku przed godziną 15.00. Tam można było w końcu zobaczyć je z bliska i dotknąć.
Wrocław ma jeszcze jedno miejsce, które idealnie komponuje się z klimatem wydarzenia. To Ostrów Tumski. Właśnie tam konwój ruszył po prezentacji na śródmieściu, a odwiedziny Wrocławia zostały zakończone chlubą Rafała Dutkiewicza, która zmasakrowała budżet metropolii i zarazem stała się jego wizytówką – to fontanna multimedialna. Zabytki dotarły wieczorem do Hali Stulecia, gdzie o 21.00 każdy uczestnik zlotu mógł zobaczyć pokaz. Pracowity dzień zakończył się w Zamku Topacz. Samochody wróciły do swojego domu, na terenie którego odbyło się spotkanie i ognisko. To jednak nie koniec.
Przez cały weekend zwiedzający bez pośpiechu mogli podziwiać wszystkie samochody biorące udział w Motoclassic. W sobotę i niedzielę organizator przewidział również liczne koncerty oraz występy, które prowadził wiecznie młody Krzysztof Ibisz. Poza tym istniała również możliwość przelotu balonem oraz skosztowania wypieków. A co, jeśli ktoś chciał zabrać jeden z wystawionych samochodów ze sobą do domu? W przeciwieństwie do salonów, które oferują auto z pełnym bakiem na weekend w tym przypadku nie było to niestety możliwe, ale za to sklepiki sprzedawały ciekawe gadżety motoryzacyjne i pamiątki. Co właściwie można było spotkać na zlocie?
Ciężko jest opisać wszystkie samochody, bo było ich tak dużo. Zdecydowanie łatwiej można za to skomentować dzieci, które nie w każdym przypadku zostały opanowane przez rodziców - momentami brak poszanowania dla cennych, historycznych modeli irytował nawet właścicieli tych aut. A było o co się martwić. Wiele pokazanych samochodów miało niesamowite historie i należało do znanych osobistości. Obok urzekających modeli wyprodukowanych przez Rolls-Royce'a i Bentley'a, można było zrobić sobie zdjęcie na tle zjawiskowego Bugatti oraz BMW 315. Pojawiły się również marki, które mają zdecydowanie mniej wspólnego ze współczesnością, jak choćby DKW. I to jest w nich najpiękniejsze, bo są przez to jeszcze bardziej unikatowe. Fiat 508 oraz Sokół 1000 tylko dodatkowo wzbogaciły niesamowitą atmosferę, a to przecież i tak tylko ułamek tego, co zostało zaprezentowane podczas zlotu.
Wśród współczesnej pogoni za technologią, niskim współczynnikiem oporu powietrza i coraz lżejszymi materiałami warto czasem zatrzymać się i spojrzeć na to, co już było. Motoclassic był idealnym momentem do chwili refleksji, a przy okazji zademonstrował jak bardzo motoryzacja zmieniła się. Aż żal, że tak zjawiskowe samochody nie są dziś produkowane, ale czy jest sens się smucić, że ten okres motoryzacji już minął i nie wróci? Na to każdy musi odpowiedzieć sobie sam.