AMG LADY Training – nie tylko dla orłów
O AMG Driving Academy słyszał chyba każdy pasjonat motoryzacji, którego ulubionym zajęciem jest spędzanie czasu za kółkiem. Ekstremalnie szybkie samochody, wybitni kierowcy i tor stojący przed uczestnikami otworem to coś, co tygrysy lubią najbardziej. Jednak aby w jednym miejscu nie było za dużo testosteronu, marka wychodzi z inicjatywą w stronę pań. Pierwszą zapowiedzią „She’s Mercedes” było szkolenie przeprowadzone przez ekipę AMG Driving Academy. Na torze w Kielcach znalazło się 9 fantastycznych aut, dokładnie 4127 koni mechanicznych i… 12 lasek.
Pierwszy dzień, choć miły, był tylko wstępem do tego, co miało wydarzyć się w środę. Masaże, sauny, szampan, truskawki. Jednym słowem: wszystko to, co stereotypowe kobiety lubią najbardziej. Ale czy stereotypowa kobieta kolejnego dnia ot tak wskakuje za kierownicę 510-konnego AMG GT S, po to, by po rozkazie „Jedziesz!”, dochodzącym z krótkofalówki, depnąć w gaz i wpaść na skąpany w deszczu tor?
Po przyjeździe na tor, z samego rana wszystkie obecne panie wzięły udział w szkoleniu teoretycznym. Poprowadził je Janusz Dudek, instruktor AMG Driving Academy z wieloletnim stażem i trener profesjonalnych zawodników wyścigowych. Na początek rzeczy proste, banalne wręcz, ale warte przypomnienia. Prawidłowe ustawienie fotela, technika jazdy w zakręcie, schematyczny zarys tego, co nas czeka. Choć niektóre panie odczuwały lekki niepokój patrząc na lejące się z nieba hektolitry deszczu i pokaźne cieki wodne tworzące się na nawierzchni toru, inne z niecierpliwością i uśmiechem wyczekiwały startu. W międzyczasie za kierownicą 360-konnego Mercedesa CLA 45 AMG Shooting Brake każda wykonała czasowy przejazd, aby podzielić nas na dwa zespoły – szybszy i… ten poruszający się z większą gracją. Każdej szóstce został przydzielony jeden instruktor, który (zapewne zastanawiając się jak zapanować nad taką wesołą gromadką) wyprowadził nas na tor.
Pierwszy etap szkolenia, czyli hamowanie z dużych prędkości, miał za zadanie oswoić nas z samochodami. Długa prosta, na końcu której należało zatrzymać się w wyznaczonym miejscu. Nic specjalnego. Teoretycznie. W praktyce na mokrej nawierzchni nie okazało się to takie proste, bo – mimo że nie był to żaden wyścig – babki od samego początku ze sobą rywalizowały. Tu chyba jednak plan marki się nie powiódł. Założenie było takie: zapraszamy na imprezę same kobiety, będzie miła i spokojna atmosfera, bez „napinki” czy rywalizacji. Okazało się jednak, że można posadzić za kierownicą AMG najbardziej nieśmiałą niewiastę, by godzinę później zobaczyć jak „leci bokiem” w zakręcie, a uśmiech kończy jej się mniej więcej na potylicy.
Drugim etapem było hamowanie z jednoczesnym omijaniem przeszkody. Badania naukowe dowodzą, że większość kierowców podczas wypadku nie wykorzystuje 100% możliwości układów hamulcowych w swoich pojazdach. To ćwiczenie miało nas przekonać do bezpardonowego traktowania pedału hamulca, jakby siedział na nim największy robal świata. I przekonało. Światła stopów błyskały jak oszalałe, a jęk ABS-u jeszcze długo niósł się echem po okolicznych lasach.
Etap trzeci – podsterowność i nadsterowność w praktyce. Długi zakręt, ciek wodny pośrodku i co chwilę inne auto. Jedne demonstrowały drift, jakiego nie powstydziłby się Ken Block, inne z gracją leciały prosto w trawę brudząc błotem po dach auta za pół miliona, a jeszcze inne przejeżdżały niemal bez żadnego poślizgu, prezentując tak zwany „syndrom poprzedniego przejazdu”.
Czwartym etapem była zabawa na pętli kartingowej, na której pod koniec dnia miałyśmy wykonać przejazdy na czas. Deszcz jak na złość nie odpuścił ani na chwilę, a pierwsze przejazdy trudno było zaliczyć do udanych. Jednak z okrążenia na okrążenie trawa wokół toru coraz mniej dostawała w kość, a koła coraz rzadziej traciły kontakt z nawierzchnią. Do tej pory instruktorzy mokli na zewnątrz, obserwując poczynania uczestniczek. Podczas tej rundy przesiedali się między autami jak z jednej taksówki do drugiej, aby z każdą z nas przejechać chociaż kilka kółek. Słowa: „Gaz, gaz, gaz! Hamulec! Zarzucasz, no zarzucasz! Dobrze! Mocniejsza kontra, dociągnij… Puść! I ogień!!!” jeszcze długo dźwięczały w naszych uszach.
Podczas wszystkich etapów dość często zmieniałyśmy samochody, lawirując między CLS’ami 63 S, dwoma C 450, AMG GT oraz GT S, a na czwartym etapie do tej szóstki dołączyła także A 45 AMG Champions Edition.
Po krótkiej przerwie przyszedł czas na najbardziej wyczekiwaną część szkolenia – wyjazd na leśną pętlę. Kaski, deszcz i wzrok skupiony tylko na aucie instruktora prowadzącego peleton. Wcześniejsze ćwiczenia obeznały nas z samochodami, przez co siadając za kierownicą, w głowach nie miałyśmy miejsca na nic poza ekscytacją. Kilka rund wystarczyło, aby każda z uczestniczek poczuła się pewnie. Aż miło było popatrzeć na cztery samochody jadące w szyku niczym tramwaj, z prędkościami przekraczającymi 120 kilometrów na godzinę. Niemal perfekcyjnie pokonujące zakręty i wykorzystujące całą szerokość toru. Gry samochodowe nagle stały się rzeczywistością, tyle, że 1000 razy lepszą.
Po zakończeniu naszych jazd, każda z uczestniczek miała okazję przejechać się na siedzeniu pasażera po leśnej pętli, którą zdążyłyśmy już trochę poznać. Z tą różnicą, że tym razem za kierownicą zasiadł instruktor Janusz Dudek, by pokazać nam ile naprawdę potrafi dać z siebie samochód ze znaczkiem AMG. Biała C 63 AMG S, wyrzucając spod kół tysiące litrów wody, mknęła przez las z precyzją, do jakiej nam było niesłychanie daleko.
Niestety, wszystko, co dobre, szybko się kończy. W końcu przyszedł czas na ostatni etap szkolenia – przejazdy na czas po pętli kartingowej. Za kierownicą najmocniejszej Klasy A 45 AMG Champions Edition o mocy 381 koni mechanicznych, nazwanej przez uczestniczki pieszczotliwie „Bandziorem”, każda z nas chciała dać z siebie wszystko. Mimo deszczu i zmęczenia, nadmiar adrenaliny zrobił swoje. Czasy nie miały dużego znaczenia. Najistotniejsze było to, że każda z nas, podczas nieustannej walki o przyczepność, podświadomie wykorzystywała rzeczy, których nauczyli nas wcześniej instruktorzy.
Szkolenie AMG Lady Trainig to zabawa, ale nie tylko. To przede wszystkim nabywanie nowych umiejętności i doskonalenie już istniejących. Możliwość przekonania się na własnej skórze, że da się opanować kilkusetkonnego potwora. Wystarczy wiedzieć jak. Instruktorzy okazali się nie tylko doskonałymi nauczycielami, ale także świetnymi kumplami. W trudnych sytuacjach na torze dobrze mieć po drugiej stronie krótkofalówki kogoś, komu można w pełni zaufać. Idealnie podsumowuje to zdanie jednej z uczestniczek podczas AMG Race Taxi: „Gdybyście kazali mi jechać stówką na ścianę, to bym pojechała. Bo tak totalnie Wam ufałam…”.