Wszystko po staremu
Zima. Wróg numer jeden większości kierowców. W ostatnim czasie trochę sobie odpuściła, dlatego nastał idealny czas na podsumowanie walki śniegu z zarządem dróg. Co zmieniło się w tym roku? Nic.
Problem, jak to niektórzy określają, „białej cholery" wraca co roku i w naszym kraju nikt nie wpadł jeszcze na to, żeby skutecznie nad nim zapanować. Albo chociaż spróbować. To dziwne, bo przecież motoryzacji już dawno stuknęła „setka", a biały puch z każdym rokiem wpada na coraz lepsze pomysły.
Grudzień jest idealnym przykładem – to właśnie wtedy zima znowu zaskoczyła drogowców, ale tym razem dlatego, że po prostu w większej części kraju nie przyszła. Sporo kierowców stwierdziło, że póki co daruje sobie zmianę opon na zimowe, a piaskarki nie miały nawet wykonanego przeglądu. To naprawdę w naszym stylu.
Chwilę potem zawitał jednak nowy rok, a wraz z nim styczeń, który okazał się mieć wyjątkowo ciężkie poczucie humoru. Wystarczyło mu kilka dni, żeby zmienić polski krajobraz w Sybir i zmusić miłośników letniego ogumienia to organizowania „zlotów" na poboczach dróg. A co z piaskarkami? Przechodziły przegląd.
Gdy kierowcy chcąc nie chcąc trochę rozjeździli zaśnieżone drogi, znikąd pojawiły się pługi zbite w większe gromadki i zaczęły rozsuwać na boki wszystko, co znalazły przed sobą – zakopane auta, ludzi wzywających pomocy, kawałki blach po stłuczkach i oczywiście pozostałości śniegu. Na trasach międzymiastowych zasypały tym wszystkim rowy – to akurat plus, bo uczestnicy „zlotu letniego ogumienia" zaoszczędzili dzięki temu kilka elementów z nadwozia swojego auta. Z kolei w miastach rozepchały śnieg na miejsca parkingowe – to już nie było wcale takie fajne, ale to jeszcze nic.
Pamiętam jak pewnego ranka wyszedłem z domu i nie mogłem znaleźć swojego samochodu. Zarząd dróg uznał jak co roku, że społeczeństwo będzie szczęśliwe, gdy droga będzie „czarna", ale nie wpadł jednak na to, że przydałoby się wywieźć hałdy okupujące pobocza – co tam, roztopią się. No właśnie - nie do końca, nie z naszą zimą. Wystarczyło kilka dni roztopów i kolejna seria mroźnych dni, by puszyste górki śniegu zmieniły się w lodowiec podobny do tego, który zatopił Titanica. Ja poświęciłem trochę czasu, żeby odkopać swój wóz wcześniej, ale ci, którzy liczyli na służby, będą źródłem wiedzy dla następnych pokoleń. Ich samochody są teraz zakonserwowane w bryle lodu na dobre kilka tysięcy lat.
Faktycznie są rzeczy, których w tej całej sytuacji nie da się ominąć – spowalnianie ruchu w miastach przez piaskarki, obsypywanie aut solą i w ogóle fakt, że kiepski z niej składnik, bo niszczy samochody. Jednak paraliż wielu większych miast spowodowany śniegiem, który z drogi został zepchnięty na wszystko, co ją otacza można rozwiązać – tylko, że nastanie wiosna, zanim ktoś na to wpadnie, a za rok znowu będzie wszystko po staremu. Dlatego nie zdziwię się, gdy niedługo na skrawkach wolnej przestrzeni pojawią się tabliczki z napisem: „To moje! Sam sobie odśnież!".