Volvo V50 - Szwed z aspiracjami
Z pewnością nie jest to marka, która może poszczycić się rekordowymi wynikami sprzedaży. Z pewnością nie jest to też koncern, którego kolejne auta chwytają za serce swą stylistyką i ponadprzeciętną urodą. Z pewnością nie jest to też marka, która słynie na świecie z produkcji samochodów marzeń. Jednak...
Volvo V50 to swego rodzaju ewenement w palecie szwedzkiej marki. Auto, mimo że z krwi i kości skandynawskie, w założeniu tylko dla wybranych, to jednak spoglądając na ulice polskich i europejskich miast ma się nieodparte wrażenie, że tych „wybranych” jest coraz więcej. V50 to bez wątpienia jedno z najbardziej popularnych Volvo w historii koncernu. Dlaczego?
Trudno jednoznacznie wskazać przyczynę, jednak odnoszę nieodparte wrażenie, że Volvo V50 nosi w sobie w pewnym sensie „pierwiastek śródziemnomorskimi”. Bynajmniej nie jest to auto tak „gorące”, jak np. Alfa Romeo 156, jednak w porównaniu do wcześniejszych, raczej chłodnawych konstrukcji szwedzkiej marki, V50 emanuje i ciepłem i lodowatością zarazem. Czyżby to się wzajemnie wykluczało? Nie do końca.
Otóż stylistyka auta to umiejętne połączenie dwóch, wydawałoby się, sprzeczności: skandynawskiej lodowatej precyzji i niemalże włoskiego zamiłowania do uwodzicielskiej linii nadwozia. Mit kombi, z założenia praktycznego, pojemnego i niewyszukanego stylistycznie Włosi obalili Alfą Romeo 156 SportWagon, która przede wszystkim była piękna. Szwedzi zdaje się modelem V50 próbują podążać tą samą ścieżką. V50 jest przede wszystkim piękne, a dopiero potem praktyczne. Zwężająca się ku tyłowi kabina pasażerska sprawia, że z tyłu bardzo wygodnie będzie co najwyżej dwojgu dorosłym pasażerom (ewentualnie trójce dzieci). Zresztą, nie tylko wyprofilowanie kanapy sugeruje taką konfigurację, ale i kąt otwarcia tylnych drzwi, który utrudnia zajmowanie miejsca w środku roślejszym pasażerom. Dość skromna pojemność bagażowa (417 l) sprawia, że właściciel Volvo z zawiścią może zerkać w stronę sąsiada jeżdżącego Skodą Octavią (560 l). Ale tylko wtedy.
Wystrój wnętrza to już typowa szwedzka maestria. Doskonałe materiały wykończeniowe, świetne ich spasowanie, doskonale przemyślane rozmieszczenie przycisków i emanujące spokojem zegary sprawiają, że podróż Volvo V50 zapowiada się jako relaksujące przeżycie. Zresztą fotele przednie, doskonale wyglądające i jeszcze lepiej podtrzymujące ciało, świetnie sprawdzają się w dalekich podróżach.
Dalekie podróże to bynajmniej nie problem dla Volvo. Szczególnie, gdy pod maską pracuje jedna z wysokoprężnych jednostek napędowych, oszczędnych, cichych i dynamicznych. Niebywałą popularnością cieszy się silnik wysokoprężny przeszczepiony pod maskę Volvo wprost z konstrukcji Forda i koncernu PSA. Opracowana przez niemiecko – francuski zespół dwulitrowa jednostka napędowa, wykorzystująca technologię common rail, uzyskuje 136 KM mocy, co w zupełności wystarcza by dość ciężkie V50 (1.5 t) rozpędzić do 100 km/h w mniej niż 10 s. Co więcej, „przyciśnięte” V50 potrafi osiągnąć 210 km/h. Jak na kompakt klasy Premium wynik kapitalny. Spalanie również nie rozczarowuje – średni wynik na poziomie 6.5 l bardzo łatwo uzyskać.
Jednak diesle od Forda to nie wszystko, co można „upchnąć” pod maskę stylowego Volvo. W zanadrzu pozostają także jednostki benzynowe, i to jakie! Turbodoładowana, pięciocylindrowa jednostka T5 z 2.5 l pojemności „wyciska” 230 KM. V50 tak wyposażone do 100 km/h mknie w mniej niż 7 s, pomrukując przy tym drapieżnie. Spalanie także jakoś wybitnie nie rozczarowuje – w aucie o tej mocy 13 l w mieście nie powinno nikogo szokować.
Doskonałe jednostki napędowe byłyby niczym bez perfekcyjnego układu jezdnego. A takiego w V50 nie brakuje – precyzyjny, wyważony i w 100% przewidywalny układ jezdny daje niesamowite poczucie zespolenia z autem. Mimo przedniego napędu Volvo zachowuje się w miarę neutralnie i komfortowo pokonuje każde nierówności. Ciężkie jednostki napędowe umieszczone z przodu czasem skłaniają V50 do wyjeżdżania przodem na zewnątrz łuku, jednak system kontroli trakcji czuwa nad bezpieczeństwem podróżnych.
Volvo nigdy nie było konkurentem dla Octavii czy Golfa. Mimo, że gabarytowo bliżej im do tych popularnych, niemiecko – czeskich konstrukcji, to jednak aspiracje Volvo sięgają znacznie wyżej. BMW, Audi i Mercedes – to jest liga, w której chce grać Volvo. Czy się uda? Uważna obserwacja rzeczywistości zdaje się podpowiadać, że nie… Dlaczego? Bo chyba już się udało!