Toyota Aygo a wynajem samochodu
Mały, oszczędny, tani – trzy synonimy samochodu, które muszą wystąpić razem, by zadowolić osoby poszukujące własnego transportu za minimalne pieniądze. Podobnych oszczędności szukają małe, zagraniczne firmy wypożyczające wczasowiczom „cztery kółka” na krótki okres odpoczynku. Dlaczego często wybierają Aygo do floty?
Jak każdy normalny człowiek wybrałem się w końcu na urlop i jak każdy nienormalny połączyłem go z pracą. Wylądowałem na wyspie, która była na tyle duża, że poruszanie się po niej pieszo nie miało nic wspólnego z uśmiechem na twarzy. Do tego teren był górzysty, a temperatury pozwalały smażyć jajecznicę na kamieniach. Na szczęście kursowały po niej autobusy, ale w drodze z lotniska utwierdziłem się w tym, że nie każdemu kierowcy autokaru można powierzyć swoje życie. W takich momentach większość zdesperowanych wczasowiczów doznaje olśnienia – a gdyby tak pożyczyć samochód? Trwa okres wakacyjny, więc warto krótko choć liznąć ten temat. Cała procedura jest bardzo prosta. Wynająć samochód mogą zwykle osoby od 21 roku życia ale trzeba uważać na kilka haczyków. Auto może prowadzić tylko osoba wymieniona w umowie i warto też wcześniej porównać ceny okolicznych firm wynajmujących samochody, by potem nie żałować przez cały urlop straconych pieniędzy. Ja tego nie zrobiłem, ale nie było mi z tego powodu przykro, bo w promieniu kilku kilometrów znajdowała się tylko jedna taka firma. Po drugie – uwaga na ubezpieczenie! Przedstawiciele takich firm (szczególnie małych) zazwyczaj nie są rozmowni lub ich wygląd twarzy jest na tyle bezbronny, że najchętniej każdy powierzyłby im swój majątek. To pułapka, bo najważniejsza jest treść umowy. Warto dowiedzieć się w ilu procentach firma pokrywa szkody. Drobnym druczkiem często jest napisane, że ubezpieczeniu nie podlega np. układ wydechowy lub elementy zawieszenia. W przypadku ich zniszczenia to klient będzie miał większy, wakacyjny rachunek. Dla porównania – ja dostałem 100% ubezpieczenie ale tylko na drogach asfaltowych, choć wielu to nie przerażało. Miałem niezły ubaw, gdy pewnego dnia postanowiłem wejść skalistą ścieżką na niedużą górę, a po drodze wyprzedzały mnie rozpędzone Hyundaie Atosy, które z hukiem silnika wyrzucały żwir spod kół, ledwo trzymając się pionu – wszystkie były wypożyczone. Na koniec warto uważać na umowy w nieznanym języku. Najczęściej są dostępne wersje angielskie lub niemieckie, dlatego najlepiej po prostu dobrze taki język znać, mieć znajomego tłumacza pod ręką lub drżącą ręką podpisać i modlić się by umowa była korzystna. Przed samym odebraniem auta koniecznie trzeba je oglądnąć i wskazać obsłudze uszkodzone elementy. Uwierzcie – w starszych wozach na pewno takowe się trafią. Samochód zwraca się firmie zwykle z taką ilością paliwa z jaką został odebrany. Warto też wytrzepać wcześniej dywaniki i z grubsza posprzątać wnętrze.
Czas na auta. We flotach na kurortach przeważają małe samochody, ale oczywiście są wyjątki. W moim przypadku najmniejszy koszt za 1 dzień wypożyczenia wahał się w granicach 50 euro, podczas gdy w środkowej Europie można dostać wóz za około 150 – 200 euro z tą różnicą, że na tydzień. Cena oczywiście zależy od auta i czasu wypożyczenia. Im mniejsze i dłuższy okres umowy tym jest stosunkowo taniej, czyli po bożemu. Najdrożej, bo 100 euro za dzień kosztowały szałowe kabriolety - Peugot 206CC, VW Beatle Cabrio lub Suzuki Jimny w wersji plażowej. Nieco taniej, 80 euro, Smart Fortwo Cabrio. Mnie zaciekawiły najtańsze samochody ze względu na cenę i warunki z jakimi muszą się zmierzyć – góry, tropikalny upał i wąskie uliczki. Oferta przewidywała m.in. Fiata Pandę. To chyba najlepszy samochód w swojej klasie ze względu na wyjątkowo dobrze dobrany stosunek ceny do jakości. Do tego jest całkiem ładny, pojemny i niezawodny. O nim jednak za dwa tygodnie, bo obok Fiata i wcześniej wspomnianego Atosa było jeszcze jedno ciekawe i dość rzadkie auto, poprzednia generacja Kii Picanto. Ja jednak zdecydowałem się sprawdzić w upale czwarty samochód - Toyotę Aygo, częstego gościa różnych flot samochodowych.
Mnóstwo osób myśli, że jak japońskie, to niezawodne. W przypadku Aygo jest trochę inaczej, bo za projekt odpowiadał również Peugeot i Citroen budując bliźniacze modele 107 i C1. Jednak w raportach awaryjności wszyscy wypadają całkiem nieźle (najczęściej zawodzi silnik, układ hamulcowy i „elektryka"). Toyota zdecydowanie najbardziej odcina się od „rodzeństwa" stylistycznie – z przodu przypomina mysi ryj, a z tyłu coś dziwnego. Nie zmienia to jednak faktu, że podobnie jak pozostali jest całkiem urocza i zgrabnie zaprojektowana. Do tego można ją kupić w wersji 3-drzwiowej i 5-drzwiowej. Zdecydowanie gorzej jest wewnątrz. Drzwi są nieosłonięte i straszą „gołą" blachą, materiały wykończeniowe jakością dorównują gumowej ceracie na stole, a zestaw wskaźników praktycznie nie istnieje – jest tylko prędkościomierz i wyświetlacz poziomu paliwa. Na szczęście projekt deski rozdzielczej jest całkiem ładny, ale miejsca wszędzie jest mało. Przedni pasażer może za to dosunąć się bliżej konsoli dzięki jej wpukleniu, przez co na tylnej kanapie będzie można oddychać. Co do kierowców – niżsi nie powinni narzekać, ale większe osoby będą miały problem z zajęciem odpowiedniej pozycji. Jeśli przysuną się do kierownicy, by wygodnie nią manewrować, to kolanem będą uderzać o kokpit. Z kolei jeśli się od kokpitu odsuną, to ręce okażą się odrobinę za krótkie... .
Potężne cięcia kosztów widać również w innych miejscach – z przodu jest tylko jedna wycieraczka, a tylna klapa to sama szyba. Za nią kryje się schowek, który w większych autach nazywany jest bagażnikiem. Dlatego wyjątkowo cieszy taki szczegół jak kieszenie w drzwiach z przodu, a zaskakuje – dodatkowo z tyłu. Wszystkie te niedogodności bledną, gdy Toyotą zacznie się jechać. Już sam silnik zadziwia i to pozytywnie. Dostępny jest również 55-konny diesel, ale benzynowa jednostka jest stosunkowo sporo mocniejsza i nie pali wiele. Co prawda pracuje nierówno, bo ma 3 cylindry, a swoim „pyrkotem" przypomina dźwięk dwucylindrowców Fiata Cinquecento 700, to z mocą 68KM i pojemnością 1.0l okazuje się wystarczająca do tak małego autka. Nawet załadowana Aygo nie ma problemów z pokonywaniem większych wzniesień, a sprężyste zawieszenie wydaje się naprawdę dobrze dobrane. Prawdziwe zalety auta czuć w ciasnych uliczkach, bo wóz je po prostu kocha. Jazda staje łatwa, wszędzie można się wcisnąć, zawrócić i zaparkować, a ponadto z czterema osobami na pokładzie.
Mała, oszczędna i tania – to nie Aygo, bo nie spełnia ostatniego kryterium. Za ponad 30 tysięcy złotych można mieć lepiej wyposażone i wykończone auto. Jednak renoma producenta i udany projekt powodują, że jest ona chętnie kupowanym samochodem flotowym i do miasta. Po przyjrzeniu się małej Toyocie mogę stwierdzić, że firmy wiedzą co robią. Każde auto, które jest katowane w wypożyczalniach oraz przez pracowników, podjeżdżające szutrowymi drogami pod góry sypiąc dookoła żwirem i cierpiąc w upale musi być fajne. Czasem pewność sprawnego dotarcia do celu jest bezcenna i dlatego ludzie oraz korporacje za to płacą.