Tata Indigo SW - "Indi" "go"!
Debiutujący Hyundai Genesis czy "jeszcze cieplutka" Kia Sportage wywołują niekłamane emocje - są piękne, stylowe a ich linie nadwozia są kwintesencją dynamizmu uchwyconego w mgnieniu ludzkiego oka. Jednak jeszcze nie tak dawno, tj. na początku lat 90-tych, koreańscy producenci w Polsce wywoływali..., co najwyżej pogardliwe uśmiechy na twarzach. Wiele mówiło się o ich rychłym sukcesie, jednak nikt, doprawdy nikt, nie traktował tych zapewnień poważnie.
Minęło 20 lat i... zapowiedzi się sprawdziły! Co więcej, Kia i Hyundai postrzegane są obecnie jako marki, które już niedługo będą wyznaczać standardy (bezpieczeństwa, wyposażenia, jakości wykonania a co za tym idzie, warunków gwarancji) w Europie i na świecie. Czy taką samą ścieżką podąża Tata, potentat indyjskiego rynku motoryzacyjnego, największy prywatny producent samochodów i autobusów na świecie, i szóste, co do wielkości, konsorcjum prywatne w skali globu?
Indie, Hindusi i ubóstwiana na całym świecie kuchnia indyjska to nadal w Polsce pojęcia z pogranicza fantastyki. A nazwa „Tata” na terenach na wschód od Odry kojarzy się co najwyżej z drugim słowem wypowiedzianym przez małego szkraba. No cóż – Tata w jednym z najbardziej zaludnionych regionów świata, w niektórych środowiskach, uchodzi za synonim luksusu i określonego statusu społecznego. No cóż – w Polsce marka Tata jest równie znana, co kurczak Tandoori. I niekiedy zerkając na co niektóre modele tego koncernu ma się ochotę rzec, że lepiej gdyby tak pozostało…
Tata Indigo SW to tak naprawdę odmiana kombi modelu Indica – małego, dość zgrabnego hatchbacka, który na rynku zadebiutował w 2002 roku. Auto w wersji SW mierzy niemal 420 cm długości, 162 cm szerokości i 158 cm wysokości! No właśnie, ostatni parametr, czyli wysokość, w zestawieniu z szerokością budzi poważne obawy co do stabilności auta, ale o tym za chwilkę.
Wymiary zewnętrzne kwalifikują Indigo SW do tej samej ligi, co np.: Renault Clio Grandtour. Z tym, że w tym ostatnim rozstaw osi jest aż o 12 cm większy niż w modelu Indigo SW i wynosi 257 cm (wobec 245 cm w Indigo SW)! To z kolei znacząco przekłada się na ilość miejsca w środku, którego niestety wyraźnie brakuje. Zresztą nie tylko miejsca może nam tam brakować – o precyzji montażu, samym montażu, ergonomii, estetyce czy odrobinie poszanowania dla osób z problemami stawowymi już nie wspominając! Fotele są niewiele wygodniejsze, niż siedziska w starym Ikarusie, a zakres ich regulacji woła o pomstę do Najwyższego. Brak regulacji kolumny kierowniczej w jakiejkolwiek płaszczyźnie sprawia, że albo się dostosujesz, albo… cierp. Nierówne szpary pomiędzy poszczególnymi elementami kokpitu, koło kierownicy zapożyczone z 30-letniego Jelcza, skrzynia biegów szaleńczo błądząca pomiędzy poszczególnymi biegami niczym zagubiony w Bombaju Szwajcar oraz nawet ciekawie zaprojektowane wskaźniki, których czytelność jest niewiele lepsza niż drobnych komentarzy oznaczonych gwiazdką w kontrakcie z firmą świadczącą usługi telekomunikacyjne. Zaledwie 10 minut we wnętrzu tego auta wystarczy, by się do niego mocno zniechęcić! I nawet głęboko zakorzenione przeświadczenie, że Tata to auto budżetowe nie pomaga – płacąc 30 czy 40 tys. PLN wymagania, mimo iż niewygórowane, to jednak jakieś można stawiać. A niestety, niekiedy ma się wrażenie, że konstruktorzy Taty Indigo wyszli z założenia, że europejska klientela przyjmie Tatę „as it goes”.
Chciałoby się rzecz, że prowadzenie auta to czysta przyjemność. I de facto można by przystanąć na takie stwierdzenie o ile kierujący jest fanem… survivalu! Gąbczaście pracujący układ kierowniczy i zawieszenie, które mimo, że twardo zestrojone, to jednak nie zapewnia dobrego trzymania w zakrętach, zapewniają wątpliwy komfort fizyczny i… psychiczny. Co więcej, w szybko pokonywanych łukach Tata niemal „podpiera się lusterkami”. Dźwięk jednostki napędowej przy wyższych prędkościach zagłusza niemal wszystko: pracę zawieszenia, tony płynące z kiepskich głośników, rozmowę mającą i tak już postać spontanicznych krzyków, a nawet resztki przeświadczenia, że jedziemy autem producenta, który kiedyś zawojuje rynki Europy.
Pod maską Indigo SW jeszcze nie tak dawno pracować mogły: silnik benzynowy o pojemności 1.4 l i mocy 85 KM lub wysokoprężny o tej samej pojemności i mocy 75 KM. Z nastaniem roku 2011 obie te jednostki zniknęły z oferty, a to za sprawą sławetnej i złowrogo dla Hindusów brzmiącej normy emisji spalin Euro V, której to obie te jednostki nie spełniają. Zresztą wraz z silnikami zniknął z cenników także… model Indigo! I chyba dobrze się stało, bo Indigo SW, oprócz pojemnego bagażnika, miał niewiele do zaoferowania.