Samochód do wszystkiego czy do niczego?
Szukacie małego miejskiego samochodu za niewielkie pieniądze? Łatwego w obsłudze, taniego w utrzymaniu i w miarę niezawodnego? Braliście kiedyś pod uwagę zakup Fiata Cinquecento? Zanim podejmiecie decyzję zapraszam do zapoznania się z jego testem użytkowym.
Swego czasu był to jeden z najlepiej sprzedających się samochodów w naszym kraju. Bezpośredni rynkowy następca Fiata 126p niezapomnianego malucha. I o ile tego ostatniego coraz trudniej dostrzec na naszych ulicach, o tyle cienki, wciąż jest zauważalny. Nic dziwnego, wyprodukowano przecież ponad milion egzemplarzy tego modelu. Traktowany przez niektórych jako podstawowy samochód rodzinny, mały „dostawczak" (od 1995 roku dostępny w wersji van), czy zwinne auto sportowe (wersja Sporting), sprawdzał się w wielu rolach. A jak jest obecnie? Czy ten mały hatchback nadaje na pierwszy samochód dla młodych użytkowników? Odpowiedzi pozwolę sobie udzielić w zakończeniu tekstu.
Jakby siekierą ciosany | Małe pudełeczko | Niebogate wnętrze |
Wygląd samochodu w nie przystaje już do obecnych standardów. Pełnoletnia konstrukcja pełna jest ostrych linii, i kwadratowych detali. Nie ma żadnych krągłości (no może poza bocznymi kierunkowskazami), brakuje tak bardzo obecnie propagowanego dynamizmu. Kształt nadwozia przywodzi na myśl duże kartonowe pudełko postawione na czterech małych kołach (standardowe opony to 165/70 R13). Jeśli miałbym go do czegoś porównać to do bardzo mocno skurczonego w praniu Volvo serii 900. Można powiedzieć, że samochód nie jest ani brzydki ani ładny. Jest po prostu zwyczajny. Do jego obecności zdążyliśmy się przyzwyczaić i nikt nie zwraca na niego uwagi. Ale nie zawsze tak było. Wprowadzony na polski rynek zaraz po okresie transformacji ustrojowej, był swego rodzaju novum i dobrą alternatywą dla wszechobecnych małych i dużych fiatów, czy polonezów. Mimo że nie dorównywał im wielkością (wymiary zewnętrzne to 323 cm długości, 149 cm szerokości i 143,5 cm wysokości przy rozstawie osi wynoszącym 220 cm), to budził pożądanie, przede wszystkim swoją innością. Była ona zresztą przyczyną niewybrednych żartów na temat prostopadłej klapy bagażnika. Rymowanki w stylu: Cinquecento d… ścięto (i inne, które zapewne każdy z nas słyszał) były na porządku dziennym.
Przetestowany przeze mnie samochód to Cinquecento Young z silnikiem 704 cm3, wprowadzony do sprzedaży w 1996 roku. Zarówno nazwa jak i broszurki dostarczane przez producenta przekonywały, że jest to idealny samochód dla ludzi młodych korzystających z niego się głównie w mieście. I z tym można się zgodzić. Wydaje mi się jednak, że lepszym przymiotnikiem opisującym to auto byłby „ubogi". To krótkie słowo wyjaśnia właściwie wszystko. Ale zacznijmy od początku, najlepiej od zajęcia miejsca za kierownicą. Okazuje się to nie być wcale proste. Zamek po stronie drzwi kierowcy jest już dość wyrobiony. Opór towarzyszący przekręcaniu kluczyka jest niewielki, co rodzi pytanie o jego dalszą trwałość. Po stronie pasażera zamek działa lepiej, z wyraźnym kliknięciem. Warto pamiętać, żeby od czasu do czasu porządnie przesmarować wszystkie zamki w samochodzie. Unikniemy w ten sposób niemiłych niespodzianek związanych z ich zacinaniem się.
Zagłówki z przodu są na stałe zintegrowane z fotelami | Miejsce pracy kierowcy | Konsola środkowa. Kratek nawiewu brak |
Pierwsze co rzuca się w oczy po otworzeniu drzwi to blacha. Morze gołej blachy. Jest ona dosłownie wszędzie, producent wcale nie zaprzątał sobie głowy obiciem drzwi czy wykończeniem nadkoli (które dość agresywnie wchodzą do wnętrza samochodu). W paru miejscach jest ona osłonięta, na przykład przy podłokietnikach, dość tanim (w dotyku i wyglądzie) materiałem przypominającym ceratę. Tak, taką samą ceratę, którą często spotyka się na stołach w kuchni. Już chyba wolałbym blachę. Z podobnego materiału zrobione są fotele (z racji pozycji, którą zapewniają bardziej pasuje nazwa: krzesła), które tylko w swej środkowej części są z dość mocno wyblakłej tkaniny. Plastik, z którego zrobiono konsolę środkową jest bardzo twardy, przy czym łatwo jest go zarysować. Po 13 latach użytkowania samochodu widać już jego zmęczenie, bo gdzieniegdzie wyzierają szczeliny szerokości małego palca. Daszek osłony instrumentów przy większych wybojach nieznacznie przesuwa się to do przodu, to do tyłu, a konsola środkowa tłucze się niemiłosiernie. Widocznie właściciel nie dbał o samochód - powiecie. Otóż, znam właściciela i samochód ten od nowości był garażowany, a jego przebieg to zaledwie 69000 km (średnio 5500 km na rok). Pozostaje zrzucić winę na producenta, a ten chyba nie przewidział, jakie szkody poczyni czas. O jakości zastosowanych materiałów dowodzi też zapach unoszący się we wnętrzu, gdy samochód postoi dłuższą chwilę na słońcu. Jakby niektóre części zaczynały się topić. W każdym razie rozgrzewają się niemiłosiernie. Zwłaszcza wieniec kierownicy i to ceratopodobne obicie foteli. Zdecydowanie odradzam jazdę w krótkich spodenkach! Na szczęście otworzenie okno powoduje szybkie przewietrzenie wnętrza i po chwili uciążliwy zapach ustaje.
Wspomniałem już o instrumentach pokładowych? Otóż są; prędkościomierz wraz z licznikiem przebiegu kilometrów i wskaźnik poziomu paliwa. I tyle. W miejsce obrotomierza i wskaźnika temperatury oleju obecnych w innych modelach, producent wstawił (widocznie w ramach oszczędności) tabliczkę informującą o zalecanym ciśnieniu w oponach. Jak się okazuje oszczędności idą jeszcze dalej. Początkowo brakowało nawet włącznika oświetlenia wewnątrz pojazdu przy otwartych drzwiach pasażera! Trudno stwierdzić czy wynika to z nadgorliwości księgowych czy ignorancji producenta. Gdy rozejrzymy się jeszcze po wnętrzu dostrzeżemy miejsce po popękanej plastikowej kieszeń na drobiazgi, brak trzech z czterech kratek nawiewu powietrza (ostatnia rozleciała mi się podczas testu), popękaną podstawę osłony drążka zmiany biegów (podczas ostatniego remontu dźwigni zmiany biegów ostatecznie się rozleciała)… Gwoli usprawiedliwienia można oczywiście zasłaniać się niską ceną oferowanych na rynku wtórnym modeli, od około 2000 – 3000 zł. Należy jednak pamiętać, że jeszcze w 1996 roku testowany model kosztował 18600 zł, co na owe czasy nie było sumą małą.
Plastiki gdzieniegdzie się rozchodzą... | ... łatwo rysują... | ... lub nie wytrzymują próby czasu |
Silnik to (bardzo) podstawowa jednostka o pojemności 704 cm3, dysponujący mocą 31 KM przy 5000 obrotów na minutę oraz 47 Nm maksymalnego momentu obrotowego. Jeśli myślicie, że to mało to macie rację. Sam silnik sterowany jest w pełni mechanicznie, mechaniczne jest też cięgno ssania, które ułatwia zapalanie i rozgrzanie silnika w niskich temperaturach. Niestety w testowanym egzemplarzu nie sprawdzało się ono nawet, gdy termometr wskazuje 20 stopni Celsjusza. Ale po kolei. Samochód zapala bez większych problemów o ile stale będziemy się posiłkować pedałem gazu, lekko podnosząc obroty. W przeciwnym przypadku samochód (o ile nie jest dobrze rozgrzany) silnik zgaśnie. I nawet ssanie nie pomoże. Po 3-4 kilometrach, gdy silnik nabierze temperatury daje oczywiście się zauważyć jego działanie, obroty silnika rosną, ale wtedy mija się to z celem, bo dłuższe używanie ssania może doprowadzić do przegrzania katalizatora i jego uszkodzenia. Pozostaje nam więc tylko wachlowanie pedałem gazu. Co ciekawe, wydaje się to być przypadłością tego konkretnego egzemplarza. Warto, jednak zwrócić na to uwagę przy zakupie.
Ruszanie tym samochodem też ma swoje uroki. Nie ma mowy o dynamicznym starcie. Po wrzuceniu jedynki należy wraz z utrzymywaniem wysokich obrotów silnika bardzo powoli puszczać sprzęgło. Nawet, gdy samochód jest nieobciążony, jego szybsze zwolnienie skutkować będzie żabimi skokami. Podobnie rzecz ma się przy wyższych prędkościach, na przykład przy 20 km/h i załączonym drugim biegu, wciśnięcie (nawet delikatne) gazu powoduje chwilowe zdławienie silnika i charakterystyczne bujanie samochodem. Zmiana biegów też nie należy do przyjemności. Poszczególne przełożenia wchodzą ciężko, z wyraźnym oporem. Przy niskich temperaturach zdarza się, że trzeba wrzucać bieg parę razy zanim trafi na właściwe miejsce, a dwójka bieg lubi sobie zgrzytnąć. Przy ewentualnym zakupie warto zwrócić uwagę na swobodę poruszania lewarkiem, często wyrobione są uszczelki i sprężyna naciągająca drążek. Zestaw naprawczy kosztuje 20 złotych, jednak naprawa wymaga wyciągnięcia drążka, i w autoryzowanym serwisie koszt usługi wyniesie ponad 120 złotych. Czasem może się też zdarzyć, że stojąc na parkingu nie załączymy biegu wstecznego. Pomaga dopiero wrzucenie jedynki i minimalny ruch samochodem do przodu. Słowem ubaw po pachy – ale wyłącznie dla postronnego obserwatora.
Tylna kanapa | Symboliczne miejsce na nogi | Wszędzie ciasno |
Gdy już pokonamy te przeciwności i zdecydujemy się w końcu ruszyć to możemy zapomnieć o dynamice jazdy. To słowo w słowniku Cinquecento Young nie występuje. Instrukcja obsługi podaje, że rozpędzenie tego samochodu do 100 km/h zajmuje około 30 sekund. Niestety ma to miejsce jedynie w przypadku zanim połowa koni mechanicznych zdecyduje się opuścić i tak już niewielkie stadko pod maską. Nawet jeśli będziemy chcieli wycisnąć z samochodu siódme poty, na nic zda się wysokie kręcenie silnika. Po przekroczeniu pewnej wartości (z powodu braku obrotomierza nie mogę dokładnie podać jakiej, ale da się to usłyszeć) hałas, który i tak nie jest mały, wzrasta do niewiarygodnego poziomu a samochodem zaczyna nieprzyjemnie trząść. Nie polecam! Jak szybko można jeździć tym samochodem? Broszury podają że ponad 125 km/h. Mnie jednak nie udało się osiągnąć takiej prędkości. Prędkość maksymalna to niecałe 120 km/h, bez pasażerów i bagaży, ze sporej górki. Jeśli jednak ktoś zechce sprawdzić na własną rękę, proszę się upewnić, że nie ma w pobliżu innych uczestników ruchu. Auto jest tak nie stabilne, że o nieszczęście nietrudno. Mimo, że mały Fiat do demonów prędkości nie należy, lubi sporo jak na taką małą pojemność silnika wypić. Obliczone średnie spalanie wynosi około 6 litrów benzyny bezołowiowej E98. Na trasie ta wartość spada o około litr, a w mieście o tyle samo wzrasta.
Przy niższych prędkościach jazda też pozostawia wiele do życzenia. Cinquecento przy jeździe na wprost jest dość stabilne, problemy zaczynają się gdy zaczniemy kręcić kierownicą. Auto posiada wprawdzie zawieszenie niezależne z przodu typu McPherson, jednak z tyłu zastosowano dwa wahacze wzdłużne oraz sprężynę i amortyzator umocowane do sztywnej belki przykręcanej do nadwozia. Jeżeli dodać do tego niewielki rozstaw osi i kół to mamy do czynienia z dość nerwowym zachowaniem się na drodze. O ile lekkie łuki pokonywane są stabilnie i pewnie, o tyle zarówno poprzeczne jak i wzdłużne koleiny sprawiają, że auto zaczyna podskakiwać. Słabo tłumione nierówności przenoszą się do wnętrza pojazdu, a hałas, jaki temu towarzyszy może wzbudzać zaniepokojenie nieświadomych użytkowników. Przy próbie szybszego pokonywania zakrętów, mimo stosunkowo lekkiego tyłu pojazdu, przód zaczyna uciekać i robi się dość niebezpiecznie. Podczas próby szybkiej zmiany pasa, przy wyższych prędkościach samochód zaczyna się nieprzyjemnie wychylać, dając dobitnie znać, że jazda powyżej 100 km/h to już igranie z własnym zdrowiem.
Niewielki bagażnik | Pod podłogą bagażnika | Mała powierzchnia lusterek |
Myli się również ten, kto myśli, że skoro ten samochód tak kiepsko przyśpiesza to dobrze hamuje. Nic bardziej mylnego. Zastosowania hamulców tarczowych z przodu i bębnowych z tyłu sprawia, że określenie hamulce powinno być zastąpione mianem spowalniacze. W jeździe miejskiej są oczywiście wystarczające, jednak wybierając się w dłuższą trasę należy mieć na uwadze, że brak ABS, wąskie opony, i mokra ulica to bardzo niebezpieczna kombinacja. Przekonałem się o tym na własnej skórze, gdy kierowca przede mną nagle zahamował. Mimo hamowania pulsacyjnego i braku zblokowanych kół (przynajmniej przez dłuższy czas) samochód nie był w ogóle sterowny, i sam z siebie zaczynał powoli obracać tyłem do przodu. Każda próba zmiany kierunku jazdy owocowała zblokowaniem się przednich kół i sunięciem wprost na przeszkodę. Jeśli dodatkowo wspomnieć o bardzo niskim poziomie zapewnianego bezpieczeństwa biernego (w przeprowadzonych testach zderzeniowych, samochód składa się szybciej niż domek z kart) sytuacja wydaje się być niewesoła.
Bagażnik jest mały (około 150 litrów pojemności), a pochylona i wchodząca do niego tylna kanapa wcale nie poprawia sytuacji. Nadkola (oczywiście goła blacha) są obecne zarówno w bagażniku jak i w przedziale pasażerskim. Zaletą może być w miarę bezproblemowe składanie tylniej kanapy. Wystarczy zdjąć półeczkę bagażnika i wyjąć zagłówki. Uzyskana przestrzeń wprawdzie nie jest płaska i foremna, ale z przewiezieniem mniejszej pralki nie powinno być problemu, o ile oczywiście przejdzie przez otwór bagażnika. Samo złożenie kanapy na stałe wydaje się być dość sensownym rozwiązaniem. Dlaczego? Wystarczy odpowiedzieć na pytanie: pasażerowie w Cinquecento na tylnej kanapie? Mnie póki, co nie przychodzi na myśl nikt tak bardzo znienawidzony, by karać go w ten sposób. Choć sprawdziłem, i dzieci do lat 12 jakoś się mieszczą. Oczywiście przy fotelu kierowcy nieprzesuniętym maksymalnie do tyłu. Skutkuje to oczywiście tym, że przy moim wzroście (188 cm) trzeba kierować mając kierownicę dosłownie między kolanami. Pedały sprzęgła, hamulca i gazu, są bardzo blisko siebie i szersze obuwie lubi wcisnąć oba na raz. Z czasem można się do tego ustawienia przyzwyczaić.
Silnik i osprzęt | Reflektory wraz z upływem lat tracą na skuteczności | Standardowe ogumienie |
Czy jest ktoś, kogo zadowoliłby ten samochód? Nie wątpię, choć osoby interesujące się jego kupnem powinny ponownie poważnie się zastanowić. Do miasta może wydać się zbyt męczący: dziwne ruszanie, zapach (podczas stania w korku rosnący na sile), kłopotliwe manewrowanie, wcale nie najmniejsze spalanie. Na trasę nieodpowiedni: za słaby, zbyt nerwowy, niewygodne fotele, ogólna ciasnota i hałas we wnętrzu. Dla młodych ludzi? Też nie bardzo: nieporywający wygląd, niebezpieczny, stosunkowo awaryjny. Jednak przy odrobinie samozaparcia i dobrej woli, odpowiednio obsługiwany Fiat Cinquecento może być dobrym pomocnikiem w studenckich bojach, czy pierwszych przygodach z samochodem. Jedynie polecałbym zakup zadbanego i sprawdzonego mechanicznie egzemplarza z silnikiem o pojemności silnika co najmniej 899 cm3.