Peugeot 106 - banalny, a jednak popularny
Istnieją samochody, w przypadku których palce odruchowo uderzają we właściwe klawisze klawiatury i wystukują idealnie pasujący do auta tekst. "Piękna linia nadwozia, przestronne i fantastycznie zaprojektowane wnętrze, dynamiczne i oszczędne jednostki napędowe" - często można przeczytać. Jednak żadne z tych określeń nie pasuje do tego "malucha"! "Stoszóstka" właściwie niczym szczególnym się nie wyróżnia...
Długo ślęczałem nad klawiaturą próbując wydobyć z umysłu jakieś sensowne zdania, coś co pozwoliłoby mi zacząć. Jednak nic godnego uwagi do głowy nie przychodziło. I wówczas zacząłem szperać w kartach historii modelu, jego biografii i faktach z rynkowego bytu. I coś mnie olśniło – w ciągu dwunastu lat produkcji tego auta (1991 – 2003) zdecydowało się na niego blisko 2.8 mln osób! Dokładnie 2 798 300 osób! Liczba niesamowita, imponująca i jednocześnie rodząca wiele pytań.
Co zdecydowało o tym, że małe, pospolite i niczym szczególnym się nie wyróżniające auto zdobyło tak niesłychaną popularność?
Stylistycznie auto reprezentuje zdecydowano średnią w klasie. Zwyczajny pas przedni, jeszcze zwyczajniejsza linia boczna i pas tylny, który także szczytem motoryzacyjnej elegancji nazwany być nie może.
Jeśli nie wygląd, to może wnętrze, pomyślałem. Jednak i tutaj rozczarowanie. Kiepskie plastiki (choć nieźle zmontowane), nudne zegary, niewygodne fotele, mizerne wyposażenie (przed modernizacją z 1996 roku) i nijaki projekt wnętrza także nie okazały się „clue” sukcesu. Jedyne, co pozytywnie zaskakuje w przypadku wnętrza tego auta, to przestrzeń jaką oferuje. Przy długości 3.7 m, szerokości 1.6 m i wysokości niespełna 1.4 m nie można oczekiwać cudów, jednak mimo wszystko konstruktorom udało się wygospodarować sensowną ilość miejsca dla pasażerów przednich siedzeń i dwóch, bardzo niepozornych kompanów podróży z tyłu. Kuferek o pojemności 215 l w roli bagażnika sprawdzi się kiepściutko, ale na drobne zakupy zdecydowanie wystarczy. O ile na liście „rzeczy potrzebnych i niezbędnych” nie mamy lodówki, pralki czy też zmywarki:) Mikrofala – jak najbardziej:)
Zatem może silniki i wrażenia z jazdy? Tak, to jest to! O ile jednostki napędowe na papierze nie rzucały na kolana parametrami, o tyle na drodze okazywały się całkiem żwawe. Pomijając umieszczony chyba omyłkowo pod maską małego Peugeota litrowy silniczek o mocy 50 KM, pozostałe jednostki dawały sobie całkiem przyzwoicie radę z ważącym nieco ponad 800 kg autkiem. Jednostka 1.1 l o mocy 60 KM rozpędzała Peugeocika do równych 165 km/h, spalając przy tym rozsądne ilości paliwa (nawet poniżej 5 l na 100 km w spokojnej jeździe pozamiejskiej). Jednostka 1.4 l o mocy 75 KM spalała niemal tyle samo, co silnik 1.1, zapewniając jednocześnie wyraźnie lepszą elastyczność – sprint do 100 km/h zajmował zaledwie 13 s. Wisienką na torcie bez wątpienia jest wersja S16, pod maską której pracował silnik o pojemności 1.6 l i mocy 118 KM. Peugeot 106 z tą jednostką napędową przyspieszał do 100 km/h w mniej niż 9 s i rozpędzał się maksymalnie do ponad 200 km/h! Spalał przy tym śmieszne ilości paliwa – średnio ok. 6.5 - 7 l na każde 100 km.
W gamie jednostek napędowych znalazło się także coś dla fanów oszczędzania. Wolnossąca jednostka wysokoprężna o pojemności 1.5 l, montowana także pod maską Citroena Saxo, swego czasu uchodziła za jedną z najoszczędniejszych na rynku. Co prawda, kulturą pracy było jej bliżej raczej do Ursusa, niż do miejskiego samochodu osobowego, ale spalaniem potrafiła zajść za skórę niejednemu właścicielowi stacji benzynowej. Przy odrobinie dobrej woli na trasie można było zejść poniżej 4 l oleju napędowego na każde 100 km!
W parze z przyzwoitymi jednostkami napędowymi sprzężono przyjemnie sprężyste i w miarę komfortowe zawieszenie. Szczególnie dobrze sprawdza się ono po nieznacznym obciążeniu auta.
Peugeot 106 to swego rodzaju francuski ewenement. Jako jedno z nielicznych aut znad Sekwany mały Peugeocik bardzo rzadko zawodzi i upomina się o interwencję u mechanika. Dość trwałe zawieszenie, nieskomplikowane jednostki napędowe, ubogie wyposażenie i minimalna obecność elektroniki sprawiają, że „stoszóstka” okazuje się wdzięcznym kompanem podróży. Szczególnie, gdy znaczny ich odsetek ma miejsce na miejskich duktach.