Nissan 350z - zzzzrywny typ
"Kiedy czujemy się najsłabsi, częstokroć okazujemy najwięcej siły. Kiedy sięgamy dna, niejednokrotnie potrafimy unieść się wyżej niż kiedykolwiek. Przeciwieństwa zawsze ze sobą graniczą. Tak szybko jedno zmienia się w drugie. Lekkie potrząśnięcie zmienia równowagę. Emocje są takie do siebie podobne."
Słowa Cecelii Ahern, młodej irlandzkiej pisarki, doskonale wpasowałyby się w pierwszą stronę katalogu Nissana 350z, samochodu, który jak mało który balansuje na granicy najbardziej skrajnych ludzkich emocji.
Oznaczony symbolem „350z” model to wskrzeszenie linii kultowych sportowych aut Nissana spod znaku „z”. Debiutując w 2002 roku spotkał się z ogromnym zainteresowaniem i entuzjazmem. Masywne, według niektórych wręcz ociężałe nadwozie, emanowało mocą i niebywałą potęgą. Agresywny i ascetyczny w swej prostocie pas przedni z nieciekawym wlotem powietrza i potężnymi, romboidalnymi reflektorami delikatnie mówiąc „nie powalał na kolana”. Profil boczny auta, z wyeksponowaną długą maską, wyrastającą gdzieś pośrodku długości dwuosobową kabiną i jednostajnie opadającą linią dachu robił już nieco lepsze wrażenie, choć nadal nie zachwycał. Nieco lepiej robiło się pod koniec – dość ciekawe i ponętne tylne światła odważnie zachodzące na boki auta, dwie wręcz obsceniczne rury wydechowe i subtelny spojler nieco poprawiały wizerunek auta. Może nie czyniły z niego arcydzieła, ale bez wątpienia pozwalały uwierzyć, że ma on w sobie potencjał. Jaki? To okazywało się dopiero po przekręceniu kluczyka w stacyjce!
Jednak zanim spod maski eksploduje życie trzeba usadowić się we wnętrzu auta. Dodajmy bardzo ciasnym wnętrzu, co niekoniecznie w przypadku aut tego typu jest wadą. Wygodne i obszyte skórą fotele, doskonale leżąca w dłoniach kierownica (zresztą regulowana wraz z zestawem wskaźników) oraz krótka dźwignia zmiany biegów potęgują tlące się głęboko w sercu napięcie. Twarde tworzywa sztuczne i plastikowa konsola środkowa nieco psują wizerunek auta idealnego, ale i tak nie są w stanie zakłócić entuzjazmu wynikającego z tego, co zaraz ma nastąpić. Świadomość, że pod maską drzemie 300 KM, które już za chwilę zaczną przekazywać całą swą moc na tylne koła tego półtoratonowego auta wyzwala ogromne porcje adrenaliny.
3.5 l w układzie V6, 300 KM mocy i ponad 360 Nm – te trzy wartości nie pozostawiają złudzeń, że temperamentem Nissan 350z mógłby się równać z najlepszymi w klasie. Zresztą, mniej niż 6 s do pierwszej „setki” oraz prędkość maksymalna ograniczona elektronicznie do 250 km/h mówią same za siebie – 350z to auto dla pasjonatów, ale pasjonatów rozsądnych, którzy w sposób miarowy i racjonalny będą wykorzystywać jego potencjał. W innym razie, w niepowołanych rękach, to niepozorne i na wskroś testosteroidalne auto mogłoby się stać bardzo niebezpieczną „zabawką”.
Niemal idealny rozkład mas (przód 53%, tył 47%) oraz tylny napęd sprawiają, że pokonywanie nawet najbardziej krętych dróg nie stanowi dla Nissana 350z absolutnie żadnego problemu. Co więcej, po kilkunastu przejechanych kilometrach i kilku nieplanowanych ucieczkach tylnej osi na zewnątrz łuku auta zaczyna do siebie wyraźnie przekonywać, bawić i… prowokować do bardziej odważnych poczynań.
Nissan 350z to auto, które przy pierwszym kontakcie nie przekonuje do siebie. Co więcej, toporne i ciasne wnętrze oraz jeszcze bardziej toporny i niemal „wyciosany z drewna” przód auta wręcz odpychają. Jednak tylko do czasu – zniechęcenie i pogardliwa antypatia znikają tuż po przekręceniu kluczyka w stacyjce. Dźwięk doskonałego i wielokrotnie nagradzanego silnika zniewala, a każde muśnięcie pedału gazu wywołuje ciarki na plecach. Każdy przejechany za kierownicą pomarańczowego Nissana kilometr wydaje się być najlepszym w życiu. W oka mgnieniu uprzednie zniechęcenie i pogardliwa antypatia przeradzają się w… bezgraniczne uwielbienie.