Kilka dni luksusu
W ostatnią niedzielę czerwca dobiegł końca samochodowy zlot na wrocławskim Rynku. Wszystkie zjazdy intrygują i przyciągają ludzi jak hipermarket promocjami, jednak wyjątkowość tego spotkania nie ograniczała się tylko do tego, że uczestnikami były auta marki Rolls-Royce i Bentley.
Urok całego przedsięwzięcia podkreślał fakt, że był to pierwszy taki zlot w Polsce. Mało tego - mimo, że nasz kraj jest tak niepozorny jak uczulenie na orzeszki arachidowe, a większość wschodnich sąsiadów dziwi się, że wiemy co to jest mikrofalówka, była to jedna z większych imprez związanych z tymi markami w Europie. Za pomysł i organizację odpowiadał Rolls-Royce & Bentley Club Poland, a uczestnicy nie przestraszyli się niezrównoważonych przepowiedni prezenterów pogody i dotarło około 50 załóg - zarówno z Polski jak i z Holandii i Niemiec.
Markę Rolls-Royce zna każdy. Kojarzy się z luksusem, wnętrzem na które chińscy robotnicy nawet nie patrzyli i słynnym logo, które można podważyć u nasady i sprzedać na czarnym rynku. A jest co sprzedawać, bo niektóre były wykonane ze złota. Jeśli chodzi o Bentley’a - z reguły myśli są podobne z tą różnicą, że nie wiadomo jak wygląda emblemat producenta i w ogóle cały samochód. Tak naprawdę nic w tym dziwnego, bo marka przez lata nie miała własnego stylu. Pierwsze auto powstało w 1919 roku jako spełnienie sennego marzenia Woltera Bentley’a. W teorii miało wygrywać wyścigi i pobić klasowych konkurentów, ale w praktyce stworzenie sportowego wozu nie było tak proste jak przegranie majątku na giełdzie. Dzięki samozaparciu producenta w 1924 roku nadeszły pierwsze sukcesy w Le Mans. Co po wygranych? Żeby nie było tak różowo, to firma upadła w 1931. Wtedy do akcji wkroczył Rolls-Royce. Powstał w 1905 roku, miał pieniądze, ambitne plany na przyszłość i atrapę chłodnicy w stylu restauracyjnego grilla. Ocalił Bentley’a i zarazem go skrzywdził, bo przez lata obie marki produkowały takie same samochody z tą różnicą, że Bentley był „tym szybszym".
W 1973 roku firma podzieliła się na Rolls-Royce plc, która zajmowała się przede wszystkim produkcją silników lotniczych i Rolls-Royce Motor Cars - od produkcji samochodów. Po fuzji z Vickers w 1980 roku przez długi czas korporacja prowadziła stosunkowo nudne życie, gdy na początku lat 90’ ruszył show na miarę pierwszej edycji Big Brothera. Firma zawiązała spółkę z BMW- chciała montować ich silniki do niektórych modeli. W 1998 zarówno BMW jak i Volkswagen zaczęli poważnie zastanawiać się nad zakupem Rolls-Royce’a i Bentley’a- ostatecznie aukcję wygrał ten drugi. Polacy potrafią kombinować, ale historia pokazuje, że Niemcy mogą nas kiedyś przebić. VW posiadł prawa m.in. do wulgarnego kształtu atrapy chłodnicy i emblematu „Spirit of Ecstasy", przypominającego postać skaczącą z dachu wieżowca. Wszystko byłoby „cacy" jak w programach Kasi Cichopek, gdyby praw do nazwy „Rolls-Royce" i oznaczenia „RR" nie kupiło BMW - od Rolls-Royce plc. VW zrozumiał, że posiadanie samej statuetki i grilla przypomina trzymanie w klatce martwego chomika, dlatego zajął się produkcją Bentley’a, a Rolls-Royce’a przekazał BMW w 2003 roku. Dzięki drobnemu nieporozumieniu obie marki nie wyglądają teraz jak jednojajowe bliźniaki i przyciągają różne osobistości, których łączy nadmiar gotówki. Klienci Bentley’a muszą jedynie zaakceptować elementy wnętrza pochodzące z aut VW.
Na zlocie zdecydowanie przeważały starsze modele. Dosadnie mówiąc - współczesny był tylko Rolls-Royce Phantom, własność hotelu, oraz dwa Bentley’e Continental GT. Zapewne właściciele przerazili się dzieci, które stanowią zagrożenie dla lakieru, oraz gotówki, którą w czasie zlotu mogliby zarobić siedząc w swoich firmach. Jednak historię marki budują modele nie produkowane, a ich szczęśliwi nabywcy hojnie oddali swoje skarby na działanie czynników ludzkich. Polski klub był posiadaczem najstarszych modeli, ale w tym przypadku to zaleta. Model 20HP to rekordzista- pochodził z 1927 roku, co oznacza, że przeżył sporą ilość ludzi, którzy stąpali po Ziemi. Silnik miał 3.1l pojemności i 6 cylindrów. Moc? Tego sam Rolls-Royce nie wiedział, dlatego określał ją jako „wystarczającą". Odrobinę młodszy Phantom II skończył 76 lat.
Same modele zachwycały. Na własnej skórze można było się przekonać czym jest jakość. Dźwignia hamulca ręcznego przypominała klamkę od drzwi do domu Zeusa, drewniane wstawki miały powierzchnię Alaski, a skórzana tapicerka wytrzymywała szuranie pośladkami przez kilkadziesiąt lat. Nawet kratki wentylacyjne wyglądały jak projekt Michała Anioła. Jednak podczas zlotu zwiedzający przede wszystkim mogli osobiście przekonać się, że motoryzacja zmienia się podobnie do pogody na równiku. Zaczynała od pudełkowatych kształtów stylizowanych na wojskowy hangar z czasów Drugiej Wojny Światowej. Konstrukcje były duże, zwaliste i podobne do siebie nawzajem jak słonie od tyłu. Twarde linie niespodziewanie przeszły w miękkie kształty, na których czele stał Silver Cloud. Jego uwydatnione błotniki przypominały biodra modelek z Yevs Saint Laurent i nawet dziś urzekają. W modelu o oznaczeniu III pojawił się widlasty, ośmiocylindrowy silnik o pojemności 6.2l. W latach 70’ królował Silver Shadow, na którego bazie powstało zmysłowe coupe i cabrio- Cornishe. Zawitała słynna jednostka 6.7l i choć brzmiała groźnie, to auto nie było sporo szybsze od przemieszczającego się pożaru w Australii. Silver Shadow zapoczątkował powrót kanciastych kształtów, których kwintesencją był Silver Spirit w latach 80’. Zwiększono w nim moc silnika, ale osiągi dalej były zagadką na miarę koloru skóry Marsjan.
Po przejęciu firmy przez VW nadwozie zaokrągliło się, by ostatecznie pójść w dwóch różnych kierunkach we współczesnych modelach. Podobnie silniki- układ „V" w Rolls-Royce’ach i „W" w Bentley’ach podkreślają, że te samochody mają teraz ze sobą tyle wspólnego, co radość i kroplówka. Ceny? Wszystkie nowe modele są droższe niż jakakolwiek wycieczka w najbardziej zakopany zakątek Ziemi, za to miła niespodzianka czeka na aukcjach. Używanego Silver Shadow’a można kupić w cenie nowego Fiata Punto, a nowszego Silver Spur’a lub Silver Spirit’a- zamiast obecnej generacji Forda Focusa. Teraz każdy może sobie pozwolić na odrobinę luksusu w postaci własnego Rolls-Royce’a, jednak jedno jest pewne - w dalszym ciągu nie każdy go utrzyma.