Infiniti EX - po prostu brak słów...
...by opisać to auto! Piękna, nietuzinkowa sylwetka, której nie sposób zakwalifikować do którejkolwiek ze znanych klas samochodów. Mocarny, obsypany licznymi nagrodami silnik, który szerszej publiczności jest z pewnością znany z Nissana 370z. Luksusowe wnętrze o przestronności Forda Focusa i wykończeniu Lexusa LS. Mieszanka skrajności? Doprawdy, trudno gdziekolwiek upchnąć tego crossovera stylizowanego na coupe.
Marka Infiniti w Polsce jest mało znana szerszej publiczności. Oficjalnie pojawiła się w październiku 2008 roku. Zanim formalnie otworzyła swoje podwoje w Warszawie, raz po raz, za sprawą prywatnego importu głównie ze Stanów Zjednoczonych, na ulicach Warszawy, Poznania czy Katowic można było dostrzec przemykający model FX. I tyle.
Co innego w USA – tam Infiniti, luksusowa marka Nissana (tak jak Lexus Toyoty), rozkwita od 1989 roku. I radzi sobie nadspodziewanie dobrze. Czy podobny los czeka ją w Polsce?
Zwykle w tym momencie następuje szczegółowa analiza auta pod kątem atrakcyjności nadwozia, maestrii podwozia i funkcjonalności wnętrza oraz temperamentu serca skrywanego pod maską. Jednak tym razem będzie inaczej. Infiniti to marka nieszablonowa, a model EX to twór niemożliwy do sklasyfikowania. Dlatego rozpisywanie się o pojemności bagażnika tego auta, która notabene jest mizerna (340 l), nie ma najmniejszego sensu.
Tego auta z pewnością nikt nie kupi ze względu na pojemność bagażnika, czy przestronność tylnej kanapy. Bo owa przestronna praktycznie nie istnieje – podróżowanie na tylnej kanapie zalecane mogłoby być co najwyżej dzieciom, bo żaden z dorosłych nie zazna tam luksusu właściwego autom tego pokroju. Także oszczędni nie mają czego tutaj szukać, bo za cenę jednego Infiniti EX (grubo ponad 200 tys. PLN) można spokojnie nabyć trzy nowe Focusy i Fiestę w całkiem przyzwoicie wyposażonej wersji. Także na oszczędność na trasie nie ma co liczyć, bo benzynowy silnik V6 o pojemności 3.7 l i mocy 320 KM potrafi „się napić”. I „pije”! Zresztą niemało – 17 litrów w mieście i 13 na trasie to zdecydowanie więcej niż życzyliby sobie aktywiści „Save the Planet”. Nawet trzylitrowy diesel o mocy niemal 240 KM potrafi „łyknąć” niemało, choć wyraźnie mniej niż mocarny benzynowiec. Entuzjaści sportowych emocji z pewnością znajdą ukojenie za sterami EX37 – mniej niż 6.5 s do setki i 240 km/h to wartości godne najlepszych aut sportowych. A patrząc na to auto z jakiegokolwiek profilu trudno dostrzec w nim rywala Porsche Boxtera, czy Hondy S2000.
Zatem „czym” jest Infiniti EX i do kogo skierowana jest ta oferta? Nie mam zielonego pojęcia! Bez wątpienia auto zachwyca wykonaniem, stylistyką i zastosowaną technologią. Ot, choćby to coś, co przez speców od marketingu zwane jest Scratch Shield – nanotechnologia, która pod wpływem ciepła likwiduje drobne zadrapania lakieru (?)! Rewelacja! Przednie siedzenia, tak wygodne i doskonale dopasowujące się do ciała kierowcy, że aż rozkoszne. Rewelacja! Z drugiej strony tylna kanapa, która nazbyt drażni ciasnotą. Porażka!
Postrzeganie tego auta przez pryzmat wartości mierzalnych nie ma najmniejszego sensu. Długość, szerokość, wysokość, rozstaw osi, czy pojemność bagażnika w przypadku tego auta to parametry poboczne, a wręcz nieistotne. Liczy się styl i to, że nie sposób go gdziekolwiek zaszufladkować. Nie wyobrażam sobie, by po Infiniti EX sięgali pragmatyczni i liczący każdy grosz, neurotyczni klienci. To auto dla ludzi cieszących się życiem, bawiących się odkrywaniem nowych horyzontów. Nie dla nudziarzy, którzy będą narzekać na minimalistyczny bagażnik, którego nie sposób logicznie zagospodarować. To samochód dla wybranych, którzy w zamian za nietuzinkowe nadwozie i ponadprzeciętne właściwości jezdne są w stanie zaakceptować wysoką cenę i ciasnotę tylnej części nadwozia. Zresztą, ani oni sami, ani ich bliscy, tej ciasnoty doświadczać nie będą musieli – w garażu Infiniti z pewnością nie będzie jedynym lokatorem: w razie potrzeby znajdzie się limuzyna z pierścieniami lub gwiazdą na masce, która komfortowo zawiezie w pożądane miejsce. A EX pozostanie stylową zabawką, czyli tym, czym z założenia jest.