Ghia - ikona włoskiego stylu na dorobku
Włosi, jak żadna inna nacja słyną z niezwykłego poczucia stylu i gustu. Objawia się to zarówno w kulinariach, modzie, jak i motoryzacji. Skąd się wziął ten fenomen? Nie jest do końca jasne skąd wziął się ten fenomen. Wiadome jest jednak spod czyjego ołówka wyszły najpiękniejsze samochody XX wieku.
Założona w 1915 roku w Turynie przez dwudziestoośmioletniego Giacinto Ghia marka wpisała się na trwałe do historii motoryzacji. Ten nieodnoszący zbytnich sukcesów kierowca postanowił założyć przedsiębiorstwo motoryzacyjne, które oddawało będzie ducha Włoch. Początki działalności wiążą się głównie z samochodami wyścigowymi. Giacinto projektował lekkie i szybkie samochody na zlecenie Alfy Romeo. Na sukcesy nie trzeba było długo czekać, bowiem już w 1929 roku model 6C 1500 wygrał słynny wyścig Mille Miglia. Dla pasjonata było to spełnienie marzeń, których sam nie mógł zrealizować siedząc za kierownicą.
Rozwijającą się karierę przerwał wybuch drugiej wojny światowej. Założyciel marki nie doczekał jej końca, gdyż zmarł w 1943 roku z powodu niewydolności serca. Kilka miesięcy później przedsiębiorstwo nabyli Mario Boano i Giorgio Alberti. Z pomocą Luigi Serge zaczęli oni ciężką pracę nad ponownym blaskiem marki. Powolnymi krokami cel ten był sukcesywnie realizowany. Okres ich działalności niesie ze sobą projekty takich modeli jak Volkswagen Karmann, czy Volvo P1800 wykorzystane później w serialu telewizyjnym „Święty” z Rogerem Moor’em w roli głównej. To jednak nie koniec zaszczytów i wyróżnień dla tej marki. Współpraca z Virgilem Exnerem zaowocowała powstaniem kilku topowych modeli Chryslera, którymi podróżowali między innymi Jackie Kennedy oraz Nelson Rockefeller. Z Chryslerem wiąże się także koncepcyjny model Norseman. Ten owiany tajemnicą, nigdy niewypuszczony na światło dzienne, projekt od lat elektryzuje entuzjastów motoryzacji. Niezwykłe kształty oraz rozwiązania, takie jak opuszczanie ogromnej, tylnej szyby na guzik, czy futurystyczny wygląd wnętrza wyprzedzały swoją epokę. Jakby tego było mało, ten mierzący niemal sześć metrów kolos posiadał elektrycznie sterowane fotele i automatycznie naciągające się pasy! Niewiadomo, czy na drodze do seryjnej produkcji stanęły gigantyczne koszty produkcji, czy też zbyt futurystyczne wizje. Finał tego epizodu był wielce wymowny. Jedyny wyprodukowany przez Ghia egzemplarz zatonął 25 lipca 1956 roku na pokładzie statku transportującego go do USA. Do dziś spoczywa spokojnie ma dnie oceanu. Prace prowadzone celem jego identyfikacji nie przyniosły większych efektów. Szczęśliwsze za to były na pewno losy Renaulta Florida oraz współpraca z Fordem i Ferrari, która rozwijała się w latach sześćdziesiątych.
Przez cały okres istnienia firma przyciągała wielu uzdolnionych pasjonatów. Jednym z nich był okrzyknięty najlepszym projektantem samochodów w XX wieku Giorgetto Giugiaro. To właśnie pod skrzydłami Ghia stawiał pierwsze kroki projektując min. De Tomaso Mangusta. Po kilkuletniej współpracy losy firmy i artysty rozdzieliły się jednak. Firma dążyła do konsolidacji z większym partnerem, zaś Giugiaro rozpoczął solową karierę. Przyznać jednak trzeba, że na przestrzeni kolejnych lat spotykali się przy pracy jeszcze wielokrotnie. Jednym z ostatnich sukcesów firmy, pod własnym szyldem, była współpraca przy tworzeniu De Tomaso Pantera. Splendor spłynął jednak nie na markę, a na projektanta Tom Tjaarda.
Rok 1973 był przełomowy dla przedsiębiorstwa. Stało się ono wówczas częścią koncernu Ford. Pozbawione autonomiczności i zobligowane do współpracy jedynie z tą marką zatraciło swego pierwotnego „ducha”. Piękno i styl wyparte zostały przez to, co ergonomiczne i użyteczne. W ten sposób powstały modele Granada, Capri, czy Cortina.
Obecnie znaczek „Ghia” dodawany jest do wszystkich modeli Forda o podwyższonym standardzie, bądź lekko zmodyfikowanej sylwetce nadwozia. Nie takie z pewnością były zamierzenia Giacinto. Niestety podobnie jak i wiele innych, w tym sławetne De Tomaso, przedsiębiorstwo ugięło się pod ciężarem konkurencji i monopolizacji rynku. Czy taki los czeka wszystkich producentów? Miejmy nadzieję, że nie, bowiem wtedy poruszali się będziemy jedynie czteroosobowymi Smartami…