Ford Probe - amerykański Japończyk
Każdy jest leniwy - nie ważne co mówią statystyki, liczne badania, ankiety i sami zainteresowani - każdy stara się osiągnąć zamierzony cel przy możliwie najmniejszym nakładzie pracy. I bynajmniej nie jest to coś, czego należało by się wstydzić. Taka jest już natura organizmów żywych, że starają się zmaksymalizować zyski przy jednoczesnym zminimalizowaniu wydatków. Najprostsza z prostszych zasad.
Podobnie niestety (albo „stety”, zależy jak na to patrzeć) jest w świecie potężnych koncernów motoryzacyjnych. Każdy, bez wyjątku, stara się zarobić jak najwięcej, wydając przy tym jak najmniej. Mercedes, BMW, Volkswagen, Opel, Nissan, Renault Mazda czy Ford – każdy z tych koncernów stara się uszczknąć największy kawałek urodzinowego tortu dla siebie, dając w zamian najmniejszy prezent.
Ostatnia z wymienionych firm, Ford, swego czasu długo nosiła się z zaprojektowaniem auta sportowego o umiarkowanie niskiej cenie, takiego, które zdołałoby zainteresować dziesiątki, jeśli nie setki tysięcy potencjalnych odbiorców. Poza tym zdominowany w dużej mierze przez japońskie konstrukcje rynek amerykańskich samochodów sportowych domagała się czegoś „born in USA”. Tak narodził się pomysł na Forda Probe, przez wielu uznawanego za jedno z najlepszych aut sportowych amerykańskiego koncernu (?).
Jednak by cel swój zrealizować i zdetronizować japońskie konstrukcje, Ford posłużył się dokonaniami inżynierów… z Japonii! Zapożyczona od Mazdy technologia zagościła pod karoserią amerykańskiego Probe i ruszyła na podbój świata, w tym Europy. Jednak zakrojona na szeroką skalę ekspansja długo nie trwała – debiutujący w 1988 roku Ford Probe pierwszej generacji, bazujący na platformie Mazdy 626, niestety nie sprostał oczekiwaniom klientów. Dalekie od satysfakcjonującego zainteresowanie modelem sprawiło, że za murami kwatery głównej koncernu Forda rozgorzały dyskusje na temat następcy. Niedługo potem, bo w 1992 roku, pojawił się Ford Probe drugiej generacji – dojrzalszy, bardziej sportowy, wyrafinowany i stylistyką zapierający wielu osobom dech w piersiach.
Nie był to typowo amerykański samochód sportowy – przesycony chromem, wyzywający, wręcz wulgarny. Wręcz przeciwnie, Ford Probe wizerunkiem raczej nawiązywał do najlepszych japońskich wzorców. Dla jednych może oznaczać to wszechogarniającą nudę, inni uznają stylistykę Probe za „subtelnie sportową i anonimową”. Jakkolwiek by na ten aspekt auta nie patrzeć, nawet dzisiaj, po niemal 20 latach od debiutu, auto wielu osobom nadal się podoba. Cieniutkie przednie słupki (doskonała widoczność), długie drzwi, potężna klapa bagażnika, chowane reflektory i sportowy, bardzo dynamiczny przód to w zasadzie wszystkie aspekty auta sportowego, które w ich mniemaniu przesądzają o jego nieśmiertelności.
Inna sprawa to przestronność, jaką oferowało auto Forda. Dodajmy, przestronność niespotykaną w tej klasie aut. Długaśne, ponad 4.5-metrowe nadwozie oferowało imponującą ilość miejsca pasażerom przednich siedzeń. Nawet kierowcy o wzroście gwiazd ligi NBA potrafili znaleźć za kierownicą sportowego Probe wygodną pozycję. Co jeszcze bardziej zaskakujące, bagażnik w standardowej konfiguracji oferował aż 360 l pojemności, co dwóm osobom pozwalało bez obaw myśleć o długich wakacyjnych wyjazdach.
Pod maską pracować mogły zapożyczone od Mazdy silniki benzynowe. Najmniejszy z nich, dwulitrowy znany z modelu 626, dostarczał 115 KM i pozwalał rozpędzić Probe do 100 km/h w czasie nieco ponad 10 s. Większy, dwuipółlitrowy sześciocylindrowy widlasty motor dostarczał 163 KM i rozpędzał dość lekkie auto (niespełna 1300 kg) do ponad 220 km/h. Sprint do 100 km/h ze startu zatrzymanego zajmował sportowemu Fordowi 8.5 s. Przy tym jednostka dwulitrowa zachwycała spalaniem – średnio 7-8 litrów w aucie sportowym okazywało się wynikiem nadspodziewanie dobrym.
Do możliwości auta dobrano odpowiednie nastawy zawieszenia – w przypadku modelu dwulitrowego jest ono zestrojone umiarkowanie sztywno, co zapewnia wystarczającą stabilność podczas szybkiego pokonywania łuków i jednocześnie odpowiednią dawkę komfortu. Wersja GT napędzana silnikiem V6 ma zdecydowanie sztywniejsze zawieszenie, co w polskich warunkach drogowych niekoniecznie okazuje się zaletą. Auto przez wielu uznawane jest za niemal doskonałe.
Zatem czy Probe to urodzony ideał? Niestety, największą wadą modelu (i wielu innych mu podobnych) jest… przedni napęd. Najlepsze auta sportowe to takie, które wyposażono w klasycznie rozwiązane układy napędowe. Duża moc w połączeniu z tylnym napędem może być źródłem doskonałej zabawy dla fanów motoryzacji. Tymczasem możliwości mocnej jednostki napędowej (2.5 v6) i świetnie zestrojonego układu jezdnego tłumione są przez moc przenoszoną na koła przedniej osi.
Jednak poza tym, Probe to auto, które sprawia nadspodziewanie mało problemów eksploatacyjnych. Widać amerykański Japończyk doskonale potrafił poradzić sobie z upływającym czasem.