Daewoo Musso - nosorożec nie tylko z nazwy
Niemcy to milczący perfekcjoniści, Skandynawowie to zimni z zewnątrz i doprawdy bardzo ciepli w środku ludzie, którzy bez opamiętania poświęcają się temu co robią i w co wierzą. Anglicy to rozkochani w klasycznych liniach pasjonaci starych modeli. Czesi to doskonali stratedzy, którzy z niszowej marki przy pomocy niemieckiej technologii potrafili stworzyć jedną z najbardziej liczących się obecnie marek na rynku europejskim. A kim są Koreańczycy?
Na pewno nacją, która uwielbia komplikować życie sobie i innym. Chyba w żadnym innym narodzie nie panuje tak duże zamiłowanie do nazywania jednego produktu wieloma nazwami. Ot choćby Daewoo Lacetti, które ma niemalże więcej nazw na całym świecie, niż legendarny Fiat 126 koni mechanicznych. Może nie całkiem podobnie, ale również nieco zagmatwanie sprawa przedstawia się z terenowym autem koreańskiego koncernu – Daewoo Musso.
Musso to de facto nawet nie Daewoo, a oryginalnie SsangYong. Właśnie pod tą marką w 1993 roku narodziła się koncepcja Musso, które na rynkach europejskich ewoluowało w Daewoo. To właśnie pod tą marką koreański producent starał się znaleźć niszę dla swojego, jak pokazały lata, całkiem udanego produktu.
Musso to dostojne i bardzo poważne auto terenowe. Jak sama nazwa wskazuje, nosorożec (musso), który z impetem pokona każdą przeszkodę. Mierzące niemal 5 metrów długości nadwozie przywodzi na myśl najbardziej twarde i bezkompromisowe japońskie i amerykańskie konstrukcje, które bez zbędnych ceregieli dzielnie pokonywały nawet najbardziej ekstremalne bezdroża. Musso już w założeniach miało być autem, które być może nie urzeka stylistyką, ale zdolnościami terenowymi potrafi zawstydzić niejedno auto wyżej pozycjonowane.
Kanciaste, wysoko zawieszone na ramie nadwozie nawet w momencie debiutu wydawało się nieco nazbyt stonowane, by wręcz nie powiedzieć archaiczne. Osiemnastoletni staż na rynku niestety nie zmienił wizerunku auta, które uchodzi raczej za „paskudnego woła roboczego”, niż za „rasową, fajną terenówkę”.
Wnętrze auta, równie kanciaste co nadwozie, przynajmniej przyjemnie zaskakiwało wyposażeniem. Na owe czasy na pokładzie znaleźć się mogło niemal wszystko, co w sposób znaczący podnosiło komfort podróży. Elektryczne szyby i lusterka, ABS, klimatyzacja, automatyczna skrzynia biegów czy skórzana tapicerka to całkiem powszechnie występujące w aucie dodatki. Dobrze, że Musso nadrabia wymienionymi elementami, bo niestety przestrzenią wewnątrz także raczej nikogo nie zachwyci.
Pod maską pracować mogły jednostki napędowe produkowane w Korei Południowej na licencji Mercedesa. Wysokoprężna jednostka napędowa o pojemności 2.9 l legitymowała się mocą… 100 - 120 KM! Zapewniała autu osiągi godne Żuka, ale zadowalała się przy tym rozsądnymi ilościami paliwa. Jednostka benzynowa o pojemności 3.2 l i mocy 220 KM czyniła z Musso auto o niemal sportowych osiągach, jednak dość słono trzeba było za to zapłacić pod dystrybutorem (spalanie rzędu 15 – 18 l nie było szczególnie problematyczne do uzyskania. Na szczęście obie jednostki napędowe dość dobrze radziły sobie z trudami eksploatacji, choć raz po raz zgłaszane były uwagi do problemów ze sterowaniem napędem w autach wyposażonych w jednostki wysokoprężne.
Musso to rasowy samochód terenowy, który niemal doskonale radził sobie w trudnym terenie. Wzniesienia, błotniste przeprawy, koleiny o kubaturze wyrw – wszystko to nie stanowiło większego problemu dla koreańskiej terenówki. Możliwość zablokowania napędu obu osi sprawiała, że potężne Musso potrafiło wyjść obronną ręką niemal z każdej trudnej sytuacji terenowej.
Niestety, masa własna oraz terenowe aspiracje modelu zdecydowanie negatywnie wpłynęły na możliwości szosowe auta. Po pierwsze, auto z dieslem pod maską jest bardzo, ale to bardzo mozolne. Po drugie, w ciasnych zakrętach na śliskiej nawierzchni dość łatwo stracić panowanie nad Musso i zwiedzić pobocze drogi. A że wyposażenie z zakresu bezpieczeństwa jest niestety mizerne przygoda taka może się bardzo nieprzyjemnie zakończyć.
Musso to z pewnością samochód dla wybranych. Tandetny w środku, mozolny, nieporywający ani wnętrzem, ani stylistyką. Jednak dzięki doskonałym możliwościom terenowym dla miłośników offroadu może stać się fantastycznym towarzyszem wypraw, nosorożcem, któremu żadne przeszkody niestraszne.