Daewoo Korando - niedoceniana odmienność
Całe życie uczy się nas schematów: "powinieneś robić tak, bo wszyscy tak właśnie robią". Nieustannie powtarza się nam, że odmienność i podążanie pod prąd to cechy, które w życiu mogą nam co najwyżej przysporzyć problemów, a nie pomóc. "Iść z biegiem rzeki" - to powtarza się jak mantrę biednym dzieciakom w szkołach zabijając w nich twórczość i świeżość umysłu.
Wpaja im się do głów suche fakty i suchą wiedzę nie popartą praktycznymi życiowymi przykładami, które nie dość, że pozwolą im lepiej zrozumieć zagadnienie, to na dodatek wiedza tak ugruntowana dłużej pozostanie w ich głowach. Stara się z dzieciaków zrobić lustrzane odbicia ich rówieśników.
A przecież odmienność nie jest zła. To właśnie ludziom, którzy „szli pod prąd” zawdzięczamy najwięcej w dzisiejszym, mocno skomercjalizowanym świecie. Gdyby nie odmienność i świeży umysł nielicznych, liczni nadal wierzyliby, że stąpają po Ziemi, która jest płaska i ograniczona tylko i wyłącznie do Euroazji.
Bycie odmiennym ma swoje dobre i złe strony. Najczęściej, te złe ujawniają się już za ich życia w postaci szyderczych uwag i spojrzeń „ludzi normalnych”. Dobre strony zwykle ujawniają się dopiero po śmierci „osoby odmiennej”, kiedy świat w końcu dojrzewa do ich wyprzedzającego epokę spojrzenia, czyniąc ich już po śmierci ludźmi genialnymi.
Daewoo Korando, odmieniec wśród popularnych czterech kółek, to samochód równie popularny na polskim rynku, co Polonez Caro Plus na rynku dalekowschodnim. Produkowany w latach 1983 – 2006 doczekał się kolejnej generacji pod koniec 2010 roku. Tyle, że nie pod marką Daewoo, ale pod macierzystą marką SsangYong. Pierwsza generacja modelu, produkowana na licencji Jeepa CJ-7, była obecna na rynku azjatyckim i europejskim do roku 1996, kiedy pojawił się następca – Korando II. Zaprojektowany przez prof. Kena Greenly’ego samochód sprzedawany był w latach 1997 – 2006 i wyróżniał się nietuzinkową stylistyką. Wzorowany na kultowym amerykańskim Jeepie Korando sprzedawany był także w Polsce w latach 1998 – 2000, kiedy to jego montaż odbywał się w zakładach Daewoo Motor Polska w Lublinie.
Odmienna, oryginalna i nietuzinkowa sylwetka auta zdecydowanie wyróżniała się na tle japońsko – amerykańsko – niemieckiej szarzyzny. Korando już w momencie debiutu zdecydowanie odstawał od panujących wówczas trendów. Odważna i toporna stylistyka, z długą, nawiązującą do Jeepa Wranglera maską, użebrowaną atrapą chłodnicy i wąsko rozstawionymi reflektorami przednimi była nie do pomylenia z jakimkolwiek innym autem. Mimo, że tylko trzydrzwiowe, to jednak dość długiemu pudełkowatemu nadwoziu nie sposób było odmówić oryginalności. Mocno wybrzuszone błotniki, plastikowe osłony biegnące wzdłuż całej długości auta, stopień pod progiem i terenowe felgi zdradzały nieprzeciętne możliwości auta w terenie.
Odporna na skręcanie rama nośna w połączeniu ze sztywnym tylnym mostem napędowym resorowanym za pomocą sprężyn śrubowych i drążków reakcyjnych stawia Korando na równi z najbardziej dzielnymi w terenie autami terenowymi. Napęd na cztery koła (standardowo tylny napęd z dołączanym napędem przedniej osi), reduktor, imponujący prześwit (195 mm) oraz odpowiednie kąty natarcia i zejścia sprawiają, że Korando w doświadczonych rękach powinno poradzić sobie nawet w cięższym terenie.
Pod maską pracować mogły benzynowe lub wysokoprężne silniki konstruowane na licencji Mercedesa. Niestety, wysoka masa własna pojazdu (ok. 1800 kg) sprawia, że Korando z żadnym z tych silników nie grzeszy porywającą dynamiką (poza flagowym V6 o pojemności 3.2 l i mocy 209 KM, który na sprint do „setki” potrzebuje zaledwie 10 s, spalając przy tym astronomiczne ilości paliwa). Najbardziej popularną jednostką montowaną pod maską Korando jest turbodoładowana wersja wysokoprężna o pojemności 2.9 l i mocy 120 KM. Auto niestety w tej wersji silnikowej potrzebuje aż 19 s na rozpędzenie się do 100 km/h, a prędkość maksymalna 150 km/h osiągana jest z wielkim trudem. Jednak Korando to nie auto sportowe i dynamika w jego przypadku nie jest najważniejsza. Najistotniejsze jest to, że silnik Mercedesa odznacza się wyjątkową trwałością i odpornością na ciężkie warunki eksploatacji. A to w przypadku Korando zdarza się nadspodziewanie często.
Samochodów tego typu nie kupują miłośnicy clubbingu i miejskiego życia. Pełnokrwistej terenówki nie kupuje się także, by jeździć nią do centrum handlowego na zakupy. Outsider Korando nie najlepiej czułby się także w miejskiej dżungli. Ale jeśli masz duszę wędrowca, odmieńca, w weekendy ciągnie cię do bieszczadzkiej głuszy, potrzebujesz auta, które za niewielkie pieniądze zaoferuje ci namiastkę offroadowych możliwości, a przy okazji nie masz nic przeciwko solidnemu wyposażeniu (większość egzemplarzy dostępnych na rynku to bardzo dobrze wyposażone wersje), to jak najbardziej zainteresuj się tym „odmieńcem”. Bo, wbrew pozorom i wszelkim opiniom, warto. Zresztą zapytaj właścicieli.