Chevrolet Caprice - bohater niejednej akcji
Statyści - milczący bohaterowie niejednego filmu. Nic nie mówią, z rzadka eksponowani, stanowią tło dla akcji filmu, a jednak bardzo często stają się tymi elementami obrazu, które najbardziej zapadają w pamięć. Żółty, niebiesko - biały, czarno - biały ze srebrzystymi wstawkami, stalowy, granatowy - to tylko niektóre z barw, które ten "statysta" przyjmował w wielu słynnych produkcjach filmowych.
Zawsze potężny, mocarny i groźnie brzmiący. „Bulgoczący” dźwięk ośmiu cylindrów pracujących pod maską i pisk opon, które z impetem wprawiały tego kolosa w ruch na długo pozostawał w pamięci. Chevy Caprice – zawsze w służbie obywateli, tudzież jako taksówka, pojazd nieustraszonych stróżów prawa lub tajnych agentów.
Caprice to w sumie mało męski przydomek dla tak twardego i kipiącego testosteronem auta. Gdy model debiutował w 1964 roku na rynku amerykańskim wiele dyskutowano na temat genezy jego nazwy. Jedni twierdzili, że „caprice” to nazwa jednej z ulubionych nowojorskich restauracji, w której często bywał jeden z ówczesnych włodarzy amerykańskiego koncernu, Bob Lund. Inni spekulowali, że „caprice” nazwę otrzymał na cześć imienia córki, Jamesa P. Chapmana, Caprice Chapman.
Jakkolwiekby nie było, Chevy Caprice w swojej pierwszej odsłonie uchodził za monstrualne auto. Produkowany w latach 1964 – 1970 model po dziś dzień uchodzi za kwintesencję amerykańskości. Druga generacja, produkowana w latach 1971 – 1976, jeszcze bardziej urosła w porównaniu do pierwszej, a dzięki wyraźnemu przysłonięciu tylnego koła, na myśl przywodziła najlepsze amerykańskie standardy rodem z Cadillaca. Co więcej, przez jeden z amerykańskich tytułów motoryzacyjnych, Motor Trend, Caprice w konfrontacji z legendarnym DeVille został uznany za auto zdecydowanie bardziej warte swojej ceny.
W 1977 roku nastał czas Caprice trzeciej generacji. Oprócz całkowicie zmienionej stylistyki, nowoczesnych rozwiązań technicznych i typowo amerykańskiej toporności, nowy model odróżniał się czymś jeszcze od poprzedników – wymiarami. Otóż kryzys paliwowy z lat 70-tych sprawił, że amerykańskie samochody zaczęły „chudnąć” w oczach. Nowy Caprice był niemal 30 cm krótszy i 10 cm węższy od poprzednika. Mimo mniejszego o blisko 15 cm rozstawu osi konstruktorom udało się wygospodarować więcej miejsca w środku auta. Projekt odchudzania Carpice, określany przez GM mianem „Projektu 77”, kosztował amerykańskiego giganta 600 mln dolarów i pozwolił zrzucić Carpice od 280 (coupe) do niemal 400 (kombi) kg zbędnego balastu. Po raz pierwszy od wielu lat standardem w modelu Caprice stał się silnik sześciocylindrowy, a nie jak dotychczas, ośmiocylindrowy. Rezultat? Nowy model nie tylko był łatwiejszy w prowadzeniu, ale i zdecydowanie korzystniej wypadał przy dystrybutorze – zmniejszona waga w połączeniu ze zmianami w jednostkach napędowych pozwoliła zredukować zużycie paliwa do 14 – 15 l/100 km w mieście (wg danych producenta) i 11 – 12 l/100 km w ruchu autostradowym. W porównaniu do konkurencji (m.in. Ford LTD, Plymouth Gran Fury) był to wynik zdecydowanie niższy.
Mimo ryzykownego, by nie powiedzieć samobójczego posunięcia, GM modelem Caprice z roku 1977 osiągnął niebywały sukces komercyjny. Debiutujący model osiągnął status najlepiej sprzedającego się auta w USA, pokonując pułap miliona sprzedanych egzemplarzy już w 1978 roku! Wisienką na torcie okazał się tytuł Samochodu Roku w Stanach Zjednoczonych przyznany Caprice przez magazyn Motor Trend.
Z większymi i mniejszymi zmianami (stylistyka, wyposażenie, silniki, przestronność) model Caprice trzeciej generacji produkowany był aż do końca 1989 roku, kiedy to w fabrykach rozpoczęły się przygotowania do produkcji następcy – modelu Caprice czwartej generacji, oznaczonego jako model 1991.
Jeden z najbardziej rozpoznawalnych amerykańskich samochodów po dziś dzień na ulicach robi niesamowite wrażenie: potężne nadwozie, przepastne wnętrze i ten niesamowity dźwięk ośmiu cylindrów budzących się pod maską. Niegdyś ulubieniec stróżów prawa, detektywów i taksówkarzy, obecnie staje się… obiektem działań tunerów, którzy fundują mu zastrzyk niesamowitych barw lakieru. Caprice, legenda amerykańskiej motoryzacji, jeden z najpopularniejszych aktorów drugoplanowych, obecnie na rynku kolekcjonerskim osiąga astronomiczne pułapy cenowe. Zresztą nie dziwota, Caprice to kwintesencja amerykańskiego stylu.